piątek, 27 lutego 2015

,,Odkąd Cię pokochałem, moja samotność zaczyna się dwa kroki od Ciebie." *

Miłego czytania!

*Oczami narratora*
    W tym opowiadaniu chciałabym przedstawić wam historię dwojga ludzi. Poznali się oni kilka lat temu i to w dość zabawny, bym rzekła sposób. Pewnie zastanawiacie się jak? Już wam mówię. Otóż, zdarzyło to się dokładnie... A sumie nie pamiętam, lepiej powiedzieć, że kilka lat temu. Ona- młodziutka brunetka, z dużymi brązowymi oczami, nosząca spódniczki, różnie związane włosy i mająca aparat na zęby. On- starszy o rok od brunetki, blondyn z pięknymi brązowymi oczami, lekko dziwny. Wracając do ich spotkania. Oboje mieszkali w blokach i to jeszcze na tym samym osiedlu. Pewnego dnia, w tym samym czasie przebywali na placu zabaw. Co chwila chłopak posyłał w jej stronę zaciekawione spojrzenie. W końcu przełamał się i podszedł do niej. Dziewczyna nie była zachwycona tym faktem, a dlaczego? Odpowiedź jest prosta, niedawno miała zakładany aparat i nie do końca nie umiała w nim mówić. Chłopak stanął naprzeciwko niej, uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął rękę.
- Cześć, jestem Ross.- teraz już znacie jednego z głównych bohaterów tego opowiadania. Ona niepewnie uścisnęła jego dłoń.
- Czeszcz, ja jesztem Raura.- no i kolejna bohaterka. Oczywiście chodzi tu o imię ,,Laura'', lecz nasza brunetka przez aparat ma wadę wymowy. Chłopak na te słowa zaśmiał się, a ona w myślach przeklinała na aparat. Od tego momentu każdy mówił na nią ,,Raura''. Spotkali się raz w życiu, nie no ze trzy, bo jeszcze jak wracali ze szkoły. Ale nic poza tym. Dziwne co? Mieszkali na tym samym osiedlu, a na oczy widzieli się tylko kilka razy. 
No, ale może przejdźmy dalej...
~*~
  Przez kolejne lata nic, a nic się nie działo. Aż do pewnego dnia...
Ona jest na wakacjach z rodziną. Teraz wyleguje się na leżaku przy basenie. Jest zadowolona, że rodzice wymyślili podróż na Rodos. Zdjęła swoje okulary przeciwsłoneczne, które schowała do torby, wstała z leżaka i chciała pójść popływać. No właśnie, chciała. Nie pozwolił jej na to dźwięk przychodzącej wiadomości. Chwyciła za swojego iPhone, odblokowała go i weszła na Facebooka. Gdy zobaczyła od kogo dostała wiadomość jej źrenice powiększyły się. Zapewne jesteście ciekawi kto napisał i co takiego napisał. Otóż niejaki Ross Lynch dał o sobie znać, napisał do niej zwykłe ,,Hej Raura''. Wiem, wiem to wcale nie jest zadziwiające, ale kto nie byłby zaskoczony, gdy pisze do ciebie ktoś, kto nie odzywał się przez parę ładnych lat? Laura szybko zabrała się za odpisywanie. Wkurzyło ją to, że wszyscy mówią do niej ,,Raura'', przez to przypomina sobie to żenujące zdarzenie. Po napisaniu wiadomości jak najmocniej przycisnęła przycisk ,,Wyślij''. W swojej wiadomości napisała tylko: ,,Ugh. Lynch przestań tak do mnie mówić! A tak poza tym, hej :D''. Usłyszała chichot z leżaka obok.
- A tobie co Van?- jej siostra jeszcze raz się zaśmiała i nie zwracała uwagi na wrogie spojrzenie Laury.
- Delikatniej z tym telefonem, bo dziurę w ekranie zrobisz. Któż to napisał do Raury?- po tym pytaniu Laura wzdrygnęła się.
- A wyobraź sobie, że Ross.- gdy Vanessa usłyszała te słowa zakrztusiła się koktajlem, który właśnie piła.
- Ten Ross? Ross Lynch?
- No a znasz innego Rossa? Chyba, że ja o czymś nie wiem.- spojrzała podejrzliwie na starszą siostrę.
- No nie znam i nie patrz tak na mnie! A teraz soreczka, ale idę wyrywać dupeczki pod basenem.- puściła Laurze oczko, poprawiła włosy, podniosła piersi i spojrzała w stronę wody. Odwróciła się na maksa szczęśliwa, a co było tego powodem?- Patrz jaka dupera! Już jest mój!- i w jednej chwili zniknęła Laurze sprzed oczu i poleciała w stronę przystojnego bruneta. Nie myślcie sobie, że z Van wielka flirciara i zmienia chłopaków jak rękawiczki. Co to, to nie! Po prostu chce zaszaleć i tak nikt nie będzie tutaj o niej pamiętał. Za tydzień wylatują stąd. Laura zaśmiała się i pokręciła z rozbawieniem głową. Obydwie mimo, że są siostrami uwielbiały się! Traktowały się jak siódmy cud świata. Skoczyłyby za sobą w ogień. A wiadomo rzadko przytrafia się taka relacja w rodzeństwie. Wiadomo, Laura i Vanessa mogą mieć parę albo kilkadziesiąt sprzeczek w jednym dniu, ale po 10 minutach się godzą. 
 Podobnie jest u Rossa, o którym też muszę wspomnieć. Ma on jedną siostrę i trzech braci. A jakie są u nich stosunki? Otóż... Bywa różnie, nie no co ja gadam! Jest w sumie znakomicie! Nieważne, że często są kłótnie, ale to tylko o małe błahostki. Zadziwiające, prawda? Ale sądzę, że to kochane. Dobra nie będę tutaj rozpisywała się o moich opiniach, jestem tutaj by opowiedzieć wam historię! Wracając do Laury, która bawiła się swoim telefonem, dziewczyna dostała kolejną wiadomość. Pokaże wam na zasadzie konwersacji, jak odbywała się ich rozmowa. Zapewne domyślicie się, że R to Ross, a L to Laura. No to zaczynam.
R: Mam do ciebie takie tyci pytanie...
L: A może tak konkretniej?
R: Emm... nooo, nie wiem jak zacząć.
L: Wal prosto z mostu, nie bądź miękką frytką :D
R: Hahaha, dobra. No więc, masz kogoś na oku? 
L: Nieee, nie mam. A coś się stało? 
R: Nie nic! :D tak tylko pytam
L: A ty masz może kogoś? ^^
R: A jest taka jedna osóbka...
L: To powodzenia z tą osóbką :D
R: Powiedziałbym coś, ale powstrzymam się. Zdziwiłabyś się ale dobra :D
L: No, ale nie powiem... troszkę chcę wiedzieć... I dlaczego miałabym się dziwić?
R: A jakbyś to była ty?
L: No troszkę bym się zdziwiła :D
R: No to się dziw...
    Gdy Laura to przeczytała odłożyła telefon i wstała z leżaka. Poszła w stronę basenu. Kompletnie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. W sumie nie dziwie jej się. No bo jak inaczej może się zachowywać, gdy właśnie się dowiedziała, że podoba się Rossowi, którego widziała kilka lat temu! W jej głowie było teraz z miliard myśli, nie zwracała uwagi gdzie i jak idzie. Przechodziła właśnie obok Vanessy i jej przystojniaka, zachwiała się i popchnęła Van, która wleciała do basenu. Ale w sumie, to dobrze, że to się zdarzyło, chłopak ją uratował, a ona? Udawała nie przytomną, wiecie co było dalej? Nie? Otóż brunet zrobił jej sztuczne oddychanie, spryciula. Wracając do Lau, po tym mini wypadku podbiegła do niej Ellen- jej mama.
- Skarbie, wszystko dobrze? 
- Tak, mamo tak.- odpowiada dalej zamyślona Laura.
- Przecież widzę, że coś nie gra. Co on ci takiego napisał?- teraz to Laurę zamurowało, spojrzała zdziwiona na Ellen.
- Ale, skąd ty wiesz?- kobieta zaczęła gwizdać i patrzeć w niebo.- Mamoooo?
- Oj już dobra, nie naciskaj tak na mnie! Van mi powiedziała! 
   Laura westchnęła, odeszła od Ellen i skierowała się w stronę siostry. Ponownie wepchnęła ją do basenu, ale teraz już specjalnie, a sama odeszła z uśmiechem na twarzy.
~*~
   Przeskoczymy troszkę w czasie. Jakieś dwa miesiące po powrocie rodziny Marano z Rodos. Przez te prawie 61 dni nasza para codziennie ze sobą pisała. Nie będę pisała na jakie tematy, bo było ich pełno. Nie raz Ross proponował spotkanie, ale Laura odmawiała. Bała się, że znowu coś palnie nie tak, że ją wyśmieje. Sama nie wiedziała co dokładnie czuje do chłopaka, ale była i jest pewna, że jest on dla niej bardzo ważny. Nie raz zdarzało się, gdy uśmiechała się albo rumieniła do telefonu. Ale pominęłam jeden fakt. Ross uważał się za beznadziejnego, zawsze zaprzeczał, gdy Laura mu mówiła, że ma śliczne oczy, że jest przystojny. Nie raz były o to kłótnie. Wkurzało ją to, że blondyn nie wierzy w siebie i to jak się użala nad sobą. Przez te 3 miesiące Ross prawił dziewczynie wiele komplementów, mówił jak to ją kocha. Że jest jedyna w swoim rodzaju. Jak to by pragnął by ona była sensem jego życia, by była przy jego boku. No właśnie, do czego ja zmierzam... Otóż pewnego grudniowego dnia Laura weszła na Facebooka, sama podświadomość jej tak kazała. Ale czy to dobrze? Przewijała wiadomości, aż do pewnego momentu. Zobaczyła post, który wywołał u niej łzy. A co to za post? Ogłaszał on, że Ross Lynch jest w związku z niejaką Allyson Smith. Napisała mu szczęścia z nową dziewczyną i na tym się skończyło. Ale to nie koniec ich historii...
~*~
 Odkąd Ross zaczął spotykać się z Ally, Laura ciągle o nim myślała, nie wiedziała czy napisać. Nie powiem, była ona wkurzona, a zarazem smutna. No bo chłopak pisze jej tyle miłych rzeczy, a potem znajduje inną. Około 3 miesiące trwał ich związek, a skąd Laura o tym wie? Napisał do niej. ,,Znowu widzę Ciebie przed swoimi oczami, znowu zasnąć nie mogę owładnięty marzeniami.'' Oj tak, Ross jest romantykiem, ale on tego nie widzi mimo, że brunetka pisała mu to co chwila. Laura, gdy przeczytała wiadomość, miała różne emocje. Łzy w oczach, ale uśmiech na ustach. Lecz przypomniał sobie o niej po rozstaniu, poczuła chęć dowiedzenia się, dlaczego tak zrobił. Zaczęła pisać ,,Ciągle mam wrażenie, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że na obecną chwilę jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Nie żebym była zła o to, ale co się stało, że zacząłeś chodzić z Ally?". Poczuła ulgę? Sądzę, że tak, wyrzuciła z siebie to, co miała zamiar napisać jakiś czas temu. Obawiała się co on jej może napisać, czy może zacznie jej wypominać, że jest zazdrosna. Bo jest, ma o kogo, o miłość swego życia. Usłyszała dźwięk telefonu ,,Byłem z nią by zapomnieć o uczuciu jakim ciebie darzę. Nie wiesz jak ja żałuję. Jak mnie boli na samą myśl, że zrobiłem takie głupstwo. Rauro, czy ty mi wybaczysz?" Laura kompletnie nie wiedziała co ma zrobić w tej sytuacji. Z jednej strony kochała go, więc czemu by nie? ,,Tak Lynch, wybaczam." I właśnie te słowa wywołały u Rossa uśmiech, którego nie było na twarzy od ponad 3 miesięcy. No właśnie. Nie był szczęśliwy w tym związku, Allyson ciągle się z nim kłóciła. Nie raz powiedział do niej Lauro, oj jaka ona była wtedy wściekła. Ross bardzo kochał Lau, nie mógł od tak zapomnieć o tym uczuciu. ,,Masz jakiś swój ulubiony cytat?" To była wiadomość od Laury, chwilę się zastanowił i odpisał zwykłe ,,Mam". Chwilę czekał, aż brunetka mu odpisze ,,A zdradzisz mi go?" Dobrze wiedział jak Lau może być uparta i ciekawska, odpisał jej ,,"Kocham cię". Z twoich ust." A jak zareagowała na to Laura? Szepnęła do telefonu ,,Kocham cię" i uśmiechnęła się. Uwielbiała, gdy Ross okazywał jaki jest romantyczny, nie wiele jest takich na świecie. Traktowała go jak ideał. Odważyła się go spytać ,,Może byśmy się spotkali?" Odpowiedź była błyskawiczna ,,Z tobą zawsze i wszędzie. Proponuje Starbucks, jutro o 15." Laura poczuła jak jej serce przyśpiesza, ale przyjęła propozycję. 
   Nastąpił kolejny dzień. O równej 10 Ross i Laura otworzyli oczy, na myśl o dzisiejszym spotkaniu obojgu przyśpieszyło serce, a na usta wkradł się uśmiech. U chłopaka przygotowania trwały niezbyt długo, ubrał się, wyperfumował i uczesał. A u brunetki? Oj tu już był większy problem. Około godzinę stała przed szafą by wybrać odpowiedni strój, następnie musiała się wykąpać, umalować i rozczesać swoje włosy. Szykowała się powiedzmy, że z 3 godziny. Ale powiem wam, że opłacało się, gdy Ross ją zobaczył- stał z otwartą buzią. Nie wierzył własnym oczom, że Laura stoi właśnie przed nim. Po chwili się opanował i spojrzał w jej duże, brązowe oczy.
- Witaj Rauro.- uśmiechnął się, a Laura przewróciła oczami, lecz odwzajemniła gest.
- Cześć Ross.
Dobra nie będę opowiadała wam całego spotkania krok po kroku. Była tam bardzo miła atmosfera, pełno śmiechów, jak i tematów. Obydwoje patrzyli na siebie z wielką miłością, której oni nie zauważali. Spędzili w kawiarni jakieś 3 godziny, właśnie wychodzą. Między nimi panuje cisza, przyjemna cisza. Ross skręcił w jakiś zaułek.
- Którędy ty idziesz? - spytała brunetka, wskazując palcem odpowiedni kierunek.
- Choć muszę ci coś pokazać.- dziewczyna niepewnie ruszyła w jego stronę, a po chwili była koło niego. Została pchnięta lekko na ścianę, o którą się oparła, a jej serce waliło jak szalone. Ross podszedł do niej na bardzo bliską odległość. Opuszkami palców jeździł po jej dolnej wardze.
- Czy mogę? - szepnął.
- Możesz. - powiedziała ledwo słyszalnie. Następnie chłopak złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Po oderwaniu się od siebie spojrzeli sobie w oczy i uśmiechnęli się.
- Właśnie w wieku 19 lat przeżyłem swój pierwszy, niesamowity pocałunek z najlepszą dziewczyną jaką znam. - zaśmiał się, a Laura zarumieniła.
- Mam podobnie. Tylko, że w wieku 18 lat i z chłopakiem, no chyba że się mylę.
- Nie, nie mylisz się.
 Wyszli z zaułka, a Ross odprowadził brunetkę pod dom. Na koniec jeszcze lekko musnął jej usta i odszedł. Laura z uśmiechem skierowała się do domu. Oboje dotknęli swoich ust, nadal czuli dotyk swojej ukochanej osoby. Obydwoje na swoim Twitterze napisali ,,To był najlepszy dzień mojego życia." Jak widzicie historia idzie w dobrą stronę, ale czy tak będzie ciągle? Zobaczymy.
 Po tym słynnym spotkaniu para organizowała sobie podobne wypady. Obojgu podobało się to, że spędzają czas z osobą, którą kochają nad życie. Dzisiaj jest kolejne spotkanie, podobno Ross ma coś ważnego do powiedzenia. Laura właśnie zmierzała stronę  kawiarenki. Już z daleka dostrzegła blond czuprynę, przyśpieszyła kroku i po chwili siadała naprzeciw Rossa. Podniósł on wzrok i uśmiechnął się do niej.
- Hej. Już zamówiłem dla ciebie Cappuccino.
- Dziękuję. 
Nastała chwila ciszy, a Laura nie mogła doczekać się kiedy blondyn zdecyduje się jej powiedzieć o tej ważnej sprawie. Nie wytrzymała i wybuchnęła.
- Powiesz mi w końcu czy nie? 
Chłopak zaśmiał się.
- No już, już. Wyluzuj.-spojrzał na nią i kontynuował.- Dobrze wiesz jaki mam stosunek do ciebie i myślę, że ja również nie jestem ci obojętny, prawda?- brunetka pokiwała głową.- No więc, czy nie zechciałabyś być moją dziewczyną?
   Laurę zamurowało, ale dobrze wiedziała jaka jest odpowiedź. Czekała bardzo długo by Ross w końcu zadał jej to pytanie. Wstała z krzesła i rzuciła się chłopakowi na szyję. 
- Tak! - i w tym momencie złączyła ich usta. 
  Mamy naszą Raurę, ale to nadal nie jest koniec historii. 
~*~ 
   Ponownie przeskakujemy w czasie. Ross i Laura są już ze sobą ponad 2 lata. Ich związek jest doskonały. I to czemuś wróży. Otóż właśnie dzisiaj, w ten oto czerwcowy, słoneczny dzień chłopak wybiera się do jubilera. A po co? Po pierścionek zaręczynowy. Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. Zawsze myślał, że tacy jak on nie zaznają szczęścia, nie znajdą miłości. A jednak, mylił się. Wstąpił jeszcze po świeczki i pełno czerwonych róż, a dopiero potem po pierścionek. Ten dzień musiał być wyjątkowy. Pojechał do swojego domu i poleciał do pokoju. Dzisiaj miała przyjechać do niego Laur, dlatego zaczął szybko przygotowywać wszystko. Gdy podłoga była czysta zaczął układać płatki róż i gdzieniegdzie świeczki. Po około 2 godzinach wszystko było gotowe. Dostał smsa, że brunetka będzie za niecałe 10 minut. Zapalił wszystkie świeczki, zasłonił rolety i wyjął z szuflady czarny krawat i zbieg na dół przed dom. Właśnie podjechała i wysiadła z auta. Przywitali się buziakiem w usta, a następnie Ross zawiązał jej oczy krawatem.
- Ross? Co ty wyczyniasz?
- Spokojnie, to niespodzianka. 
Prowadził ją powoli i ostrożnie. Wszedł z nią do swojego pokoju i zamknął drzwi. Szybko poszedł sam do kółeczka z róż i klęknął na jedno kolano z otwartym pudełeczkiem.
- Możesz odwiązać krawat.
 Dziewczyna po usłyszeniu tych słów z lekko drżącymi dłońmi sięgnęła do wiązadła, szybko zdjęła materiał z oczu, a potem go upuściła. Zakryła usta dłońmi. Przed sobą miała napis z płatków róż "Will you marry me?" i Rossa. Dała upust emocją i popłakała się, ze szczęścia. Podbiegła do chłopaka i pocałowała go namiętnie.
- To oznacza, że się zgadzasz? 
Pokiwała głową i oparła czoło o jego, wpatrywała się w jego oczy, w których widziała radość i miłość. Do niej. On delikatnie kciukami wytarł jej łzy.
- Kocham cię. - wypowiedział te słowa, patrząc głęboko w jej oczy.
    Ślub odbył się 2 miesiące po zaręczynach. Oj co to była za uroczystość. Oboje przeżyli swój wymarzony ślub, na plaży. Po rozsypywane płatki czerwonych róż. Wiecie dlaczego wszędzie mówię o tych kwiatach? Ponieważ, Ross wiedział, że Laura kocha róże, a zwłaszcza czerwone. Obydwoje czuli się jak w raju, ich marzenie spełniło się- wzięli ślub, o którym śnili co noc. Nie powiedziałam wam jednej, a istotnej rzeczy. Nasza główna bohaterka jakiś miesiąc temu zaszła w ciąże. Oh jaki Ross był szczęśliwy. Powiedział wszystkim z rodziny o dziecku i od razu zaczął wybierać imię dla syna lub córki. 
~*~ 
   Naszemu małżeństwu urodziła się dwójka dzieci. To nie są bliźniacy. Mają pięcioletniego syna, Johnny'ego i o rok młodszą córkę, Alice. Mogę powiedzieć, że są oni cudowną i kochającą się rodziną. Dzieciakom niczego nie brakuje. Właśnie dzisiaj Laura i Ross chcą coś ogłosić maluchom, jest drugi tydzień wakacji. A co to za niespodzianka? Małżeństwo wpadło na pomysł by wyjechać na tygodniowy nocleg w namiotach. Bez żadnej elektroniki i różnych badziewi. Po usłyszeniu tej nowiny, dzieciaki poleciały do swoich pokoi by się spakować. Zjedli rodzinny obiad, a potem Laura szykowała prowiant na drogę. Ross sprawdzał wszystkie sprzęty: namioty, latarki i takie tam inne. Około godziny 18 siedzieli w aucie. Na dworze było już ciemno, niezbyt dobre warunki do drogi. Właśnie o to toczyła się kłótnia, jednak Ross był uparty i pojechali. Dzieci siedziały i śpiewały piosenki z radia, Ross uważnie patrzył na drogę, a Laura patrzyła się w okno. Chłopak nie odrywając wzroku od jezdni, sięgnął po dłoń ukochanej. Ucałował ją.
- Nie gniewaj się skarbie wiem,że się uśmiechasz. - zaśmiał się.- no już powiedz mi, jak bardzo mnie kochasz.
- Bardzo, bardzo.- uśmiechnęła się i ścisnęła ich dłonie.- A teraz obie ręce na kierownicę!
Mam mówić dalej? Jest godzina 21, na drodze coraz to ciemniej. Dzieci zasnęły, a po drodze jeździ coraz to więcej debili. I właśnie tego Laura najbardziej się obawiała. Zza zakrętu wyjechał tir. Czy to już koniec? Widać było, że kierowca jest pijany. Rossowi serce podskoczyło do gardła, w tej chwili w jego rękach było życie jego rodziny. Dzieliła już ich mała odległość, chłopak chciał ominąć tira. No właśnie, chciał. Pijany kierowca nie zapanował nad kierownicą i wjechał w samochód Lynch'ów, ale nie zatrzymał się. A co u naszych głównych bohaterów? Mieli 3 razy dachowanie, ich samochód leży na dachu po środku drogi. Jakiś przypadkowy kierowca zatrzymał się i podbiegł do auta. Sięgnął po telefon i zadzwonił na pogotowie. Ma łzy w oczach, ale dlaczego? Otóż jest on właścicielem mini sklepiku niedaleko domu małżeństwa. Płakał bo wiedział jak w tej rodzinie się kochają, ile mają szczęścia. Przyjechała policja, straż pożarna i karetka. Był problem z wyciągnięciem ich bezpiecznie z samochodu. Dzieci były poobijane, w łzach i krwi, ale były przytomne. Za to z Laurą i Rossem było gorzej. Oboje nieprzytomni, pełno krwi, ran i zapewne połamań. W szpitalu byli już wszyscy. Riker i Van, którzy są po ślubie. Rydel i Ellington, oni także są małżeństwem. Nie zabrakło także Rylanda, Rocky'ego i rodziców. John i Alice byli już oczyszczeni i za bandażowani. Ross jest w śpiączce. Za to Laura miała operację, doszło do krwotoku wewnętrznego. Miała pełno złamań. Serce biło coraz to wolniej. Aż maszyna zaczęła piszczeć i pokazała się prosta, niekończąca kreska. To koniec. Co dziwniejsze po minucie u Rossa było podobnie. Serce przestało bić. Dlaczego? Jego sercem była Laura. Gdy lekarz operujący brunetkę wyszedł z sali, cała rodzina wstała i spojrzała na niego z nadzieją. Pokiwał przecząco głową i odszedł. Zaczęły się szlochy. Vanessa oderwała się od męża i pobiegła na salę, gdzie była Laura. Gdy zobaczyła przykrytą białym prześcieradłem, zgięła się w pół, zakryła usta dłonią. Nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę, nie ma jej ukochanej siostry. Podbiegła do stołu operacyjnego i zaczęła potrząsać ciałem Laury.
- Obudź się, proszę. Nie opuszczaj mnie. Błagam. - jej słowa nie pomogły, położyła głowę przy sercu brunetki i płakała. Po chwili Riker ją od niej odciągnął, wiedział jak się ona czuję. Przecież niedawno sam stracił młodszego brata. Wiedzieli, że muszą coś zrobić z Johnnym i Alice, a że Vanessa była bezpłodna zaoferowali się, że to oni je przygarną. Pogrzeb Rossa i Laury odbył się na plaży, w tym samym miejscu gdzie mówili sobie sakramentalne ,,Tak."  Ich grób był obładowany czerwonymi różami. Czy to nie piękne, że można kogoś kochać tak bardzo? 
~~~~~~~~
*Jean Giraudoux
Witaam :D
I jak wrażenia po tym poście? Sama nie wiem czy mi wyszedł :/
Mogłabym was prosić, abyście w komentarzu wyrazili swoje zdanie. Z góry bardzo dziękuje. Tylko by nie wiem w tym komentarzu nie znajdowało się samo ,,Super". Po prostu chcę wiedzieć co w nim nie tak albo co wam się w nim najbardziej podobało. Chcę mieć po prostu pewność kochani <3 Przepraszam jeśli za dużo wymagam! 
Kocham was miśki pyśki <3 
~Szylwia. 
Komentujcie :D

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 17

Ważna notatencja

#Riker
   Kompletnie nic nie rozumiałem co on do mnie gada. ,,Ma pan łaka". Co to jest łak? Wstałem z krzesła i wyszedłem na korytarz. Rozejrzałem się i zobaczyłem jakąś pielęgniarkę, ruszyłem z miejsca i szybko znalazłem się przed nią.
- Przepraszam najmocniej, ale czy mogłaby mi pani... - tutaj spojrzałem na jej plakietkę by zobaczyć jak się ona nazywa, Amanda. Już chciałem znów spojrzeć jej na twarz i dokończyć, ale dostałem mocno z liścia.
- Ty zboku! Gdzie mi się na piersi gapisz?! 
- Pani Amando, proszę mnie wysłuchać... - znowu nie dała mi dokończyć i ponownie dostałem w policzek, lecz teraz w ten drugi.
- Skąd znasz moje imię? Śledzisz mnie?! Pedofil! Puść mnie! - Co jej  odwala? Przecież ja jej nawet nie trzymam!  Następnie poczułem kolejne uderzenie z liścia, syknąłem z bólu i złapałem się za bolące miejsce. Zobaczyłem jak Amanda rzuca we mnie papierami i odbiega wymachując rękami. Ymm... Dobra? Na korytarzu zobaczyłem kolejną pielęgniarkę. Może ona okaże się normalniejsza. Z nadzieją podszedłem do niej i szturchnąłem lekko w ramię. Odwróciła się do mnie z uśmiechem.
- W czymś mogę pomóc? - już lepiej nie będę patrzył na plakietkę...
- Tak, czy mogłabyś mi pomóc w porozumieniu się z doktorem Wacławem? 
- Niech będzie.- uśmiechnęła się, co odwzajemniłem. Skierowaliśmy się do jego gabinetu, podniósł on wzrok, zdziwiony wzrok.
- A więc, o co konkretnie chodzi? - skierowała to pytanie do mnie.
- Chodzi o to, że pan doktor uważa, że mam łaka. Wiesz może co to za choroba? - podrapałem się po karku.
- Zapewne chodzi mu o raka. - zaśmiała się. 
Chwila... CO?! Mam raka? Przecież to nie jest możliwe.
- Ale... Jak to? - pytam dalej nie dowierzając. - Ale czy to jest pewne?
- Podaj mi swoje imię i nazwisko, sprawdzę to.- posłała mi współczujący uśmiech.
- Riker Lynch.- mówię drżącym głosem.
Wzięła do rąk wszystkie koperty, ale dlaczego moja była na samym końcu? Przecież Wacek otwierał ją jak przyszedłem...
- Miałeś może robione ostatnio jakieś badania czy coś?
- Nie, raczej nie.
Jeszcze raz spojrzała w moją kartę, zaczęła ją przeglądać. Zamknęła ją i schowała do koperty, spojrzała na mnie. Mam się bać?
- Słuchaj, to chyba jakaś pomyłka. W twojej karcie nic nie ma odnośnie raka. 
Wzięła do rąk kartę, która leżała przed doktorem. Spojrzałem na kopertę a na niej pisało ,, Rajker Lycz''. Strzeliłem tak zwanego ''faceplama'', a dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona. Pokazałem jej palcem napis na kopercie, a ta po chwili zrobiła to samo co ja. Popatrzyła się na doktora, który cały czas się nie odzywał, może on nie oddycha? 
- Panie doktorze! Pomylił pan pacjentów!- Wacek spuścił głowę, a ona przewróciła oczami i spojrzała na mnie.- Słuchaj, nie masz raka. Możesz iść.- uśmiechnęła się, a ja poczułem ulgę. Nie mam raka! 
- Dobra, dziękuje. Może to ty powinnaś zająć jego miejsce?- wskazałem na doktora, a ona się zaśmiała.
- Zastanowię się, a tak poza tym jakiego różu używasz?- zaśmiała się, spojrzałem na nią wzrokiem ,,O co ci chodzi?"- Masz strasznie czerwone policzki, lepiej je czymś posmaruj, bo widzę ślady dłoń. Zapewne podpadłeś Amandzie.- zaśmiała się.- A teraz zmykaj, do widzenia!
- Jeszcze raz dziękuje. Narka.- posłałem jej ostatni uśmiech i wyszedłem z gabinetu, a następnie ze szpitala. Co za dziwne miejsce... Wszedłem na parking i rozglądnąłem się z moim samochodem. Jasna cholera, gdzie ja zaparkowałem?! Zacząłem spanikowany latać pomiędzy samochodami. ,,Idioto, wciśnij przycisk na kluczykach'' . Ooo... No przecież! Po chwili usłyszałem, nie wiem jak to nazwać, klaksonik? Niech będzie. Podbiegłem do auta i przytuliłem go. Poczułem jakby ktoś się na mnie patrzył, oderwałem się od samochodu i odwróciłem. Jakaś starsza pani patrzyła na mnie z obrzydzeniem? Tak, chyba tak. Podobnie się wykrzywiłem i gapiłem się na nią. To jakaś walka na spojrzenia? Po chwili kobieta przewróciła oczami i odeszła. 
- Ha! Wygrałem! - wydarłem się do niej i poczułem spojrzenia wszystkich na parkingu. Szybko wsiadłem do auta, zapiąłem pasy i przetarłem twarz dłońmi.
- Co za wiocha.- szepnąłem do siebie, odpaliłem silnik i odjechałem.

#Laura
   Dalej leżałam w osłupieniu. Przede mną stał jakiś wielgachny ołtarzyk. Było tam pełno moich zdjęć! Robionych na koncercie R5, w sklepie, jak byłam przy oknie! Co to ma być?! Było tam ze 100 róż i świeczek. Czy mam zacząć się bać? Gdzieniegdzie były zdjęcia gdzie była po przyklejana moja twarz i jakiegoś mężczyzny. O co w tym wszystkim chodzi? Rozglądnęłam się po pomieszczeniu, prawie wszędzie był napis ,,Ceekies", jak nie na ścianach to na kartonach. Jaka zimna ta podłoga! Zaczęłam się wiercić by w jakiś sposób powrócić do pozycji siedzącej. No tak, nie wiem jakim cudem, ale udało się! Nie jest tu zbyt jasno, bo bym przynajmniej wiedziała gdzie dokładnie jestem. Najgorsze jest to, że świeczki oświetlały tylko ten kąt, a nie całe pomieszczenie. Spojrzałam na moje ręce, co za idiota wiąże swojej zdobyczy ręce z przodu? Zaczęłam je wyjmować, ale usłyszałam jak w drzwiach przekręca się klucz. Przestraszona zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, dlaczego nie mogę uciec?! Ach no tak, jestem przywiązana do krzesła. Zachowałam spokój i czekałam na najgorsze. Po chwili drzwi się otworzyły, a w moim kierunku zmierzała jakaś czarna postać. Moje serce biło jak szalone, czułam jak się pocę. To nie może być naprawdę, uszczypnęłam się tam gdzie dosięgałam. To nie sen! I co teraz, mam dać się tak bezczynnie zabić?! Jestem z rodu Marano, oni się nie poddawali, prawda? Będę dobrej myśli. Postać była coraz bliżej mnie, stanęła właśnie przede mną. Nie patrząc nawet na twarz, zamachnęłam się nogą jak tylko mogłam i sprzedałam temu komuś kopniaka w kroczę. A osoba padła przede mną i zaczęła zwijać się z bólu.
- Oberwiesz za to! Ale chwila, czy mogę ci to zrobić?- wyjęczał z bólu i wstał podpierając się o moje nogi. A może by tak... Ratunku?
~~~~~~~~~
Witajcie! 
 Mam do was kilka spraw! :D
Po 1. Dziękujemy wam z całych sił za te 10 komentarzy! Jesteście niesamowici <3 (oby tak dalej!) Macie jakieś pomysły na ksywkę dla was? :D
Po 2. Pewna osóbka, a dokładnie nasza genialna Olga powróciła na bloga! Ten kto nie był i nie skomentował... Nie martwcie się, łapajcie linka i biegiem na bloga :D KLIKAJ
Po 3. Rozdział dedykowany wszystkim, którzy skomentowali rozdział 16! 
Po 4. Dziękujemy wam za ponad 12 tysięcy wyświetleń! 
Po 5. Jak wam się podoba rozdział? Dobrze jest? ;-;
Miłego wieczora/dnia mysie pysie <3

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 16

#Riker
    Wbiegłem szybko na górę. Zobaczyłem Rydel, Ella i Rocky'iego wychodzących ze swoich pokoi, widocznie też usłyszeli niepokojący hałas.
- Co tu się stało?! - zapytałem przestraszony, a oni tylko wzruszyli ramionami. Hałas musiał dochodzić z pokoju Rossa, gdyż u trójki wymienionych nic się nie stało. Ale co, do licha mogłoby się tam stać, skoro nikogo tam nie było?!
- Ej, a gdzie Laura? - zapytała Rydel, łapiąc oddech. Wszyscy w jednej chwili puściliśmy biegiem w stronę pokoju Rossa. Cholera, zamknięty!
- Co to było? - spytał zdezorientowany Ross, wchodzący po schodach.
-Dawaj klucz do pokoju!- wrzasnął Rocky.
- Po co wam?-  spytał nieufnie i powoli, nie, super powoli, jak żółwiowy korek samochodowy, zaczął wyjmować klucz z kieszeni. Przysięgam, kiedyś wmontuję mu w dupsko motorek!
- Tam jest Laura, kretynie! - wydarła się Delly i wyrwała Rossowi klucz, o mało nie zabierając ze sobą jego ręki. Podała go mnie, a drugi blondyn w jednej chwili znalazł się przy drzwiach.
-  Nie mogę otworzyć! - wykrzyknąłem. Z tego stresu nie mogłem nawet włożyć klucza do dziurki.
- Sunąć dupy!- wrzasnął znienacka Ross i silnym kopniakiem wyważył drzwi. Gdyby nie te okoliczności, pewnie ze zdziwienia nie ruszyłby się z miejsca.
- Nie ma jej! - wykrzyknęliśmy i zaczęliśmy wrzeszczeć ,,Pomocy!" wniebogłosy. Tylko Rydel zachowała zimną krew. 
- Cisza, głąby!- tupnęła nogą i wstawiła nas do pionu, porządnym uderzeniem z liścia. - Wrzaski w niczym nam nie pomogą, trzeba się wziąć w garść i logicznie pomyśleć.- Rozejrzeliśmy się po pokoju. - Trzeba po pierwsze znaleźć poszlaki.
- Znalazłem blond włos!- rzucił się na ziemię Rocky.
- Może dlatego, że tu mieszkam i jestem blondynem, idioto?!- załamał się Ross. Rydel, jeżeli chcesz bawić się w Scooby-Doo, to proszę bardzo. Ale beze mnie. Wyszedłem z pokoju Rossa i skierowałem się do mojego. Usłyszałem jak dzwoni mój telefon. Szybko odebrałem:
- Dzień dobry, pan Riker Lynch?- spytał jakiś męski głos.
- Witam, tak to ja. Mogę wiedzieć o co chodzi?
- Proszę jak najszybciej przyjechać do głównego szpitala.- i ktoś się rozłączył, spojrzałem bardzo zdziwiony na wyświetlacz. Skoro ze szpitala, to pewnie coś ważnego. Zabrałem kluczyki i pojechałem.

#Ross
   Skierowałem się w stronę mojej łazienki. Dopiero teraz zrozumiałem, co się przed chwilą stało. Laura zniknęła. Uciekła. I to na dodatek przeze mnie. Schowałem twarz w dłoniach. Dlaczego ja czasem muszę być takim idiotą? Może cały czas nim jestem? Może powinienem się nad tym zastanowić? Zastanowić, zdecydowanie. Ale... Czy koniecznie nad sobą? W tej chwili mój wzrok powędrował na dużą kałużę. Na czworaka zbliżyłem się do niej i obok zobaczyłem zbitą butelkę od perfum.  To pewnie ona zrobiła taki hałas! O, nie! Moje ukochane perfumy! Hej, Laura zniknęła!  Hmmm... Wstałem  i niczym Sherlock Holmes zacząłem chodzić po łazience. Przypomniały mi się słowa Rydel. Poszlak. Przykucnąłem. Przecież nie jest powiedziane, że Laura uciekła... Może... Nie... Tak, tak Laura została porwana! Spojrzałem jeszcze raz na kałużę. Zaraz... Zapaliłem światło. Jakim cudem nie zrobiłem tego wcześniej?! Dopiero przy świetle zobaczyłem, że w łazience były ślady błota. Było ono nawet pomieszane z perfumami. Ej... Przyjrzałem się jeszcze raz dokładniej. HA! W kałuży błotnych perfum ujrzałem odcisk buta. Pierwszy poszlak. Zaraz, zaraz... Na odcisku jest jakiś napis. ,,Cookie"? Nieee... ,,Ceekie''? Tak! ,,Ceekie''! 

#Laura, 2 godziny później.
   Ałaaa... Moja głowa! Zaraz. Gdzie ja jestem? O ludzie, chyba mózg mi pękł. Moje ręce... Hej! Do jasnej Anielki dlaczego moje ręce są związane?! Zaczęłam się miotać resztkami sił. Nawet nie wiem, czemu ich nie mam. Nie pamiętam co się stało i jak się tu znalazłam. Nawet nie mam pojęcia jak się nazywam! Nazywam się Laura, przestań już histeryzować. No świetnie Laura, przewróciłaś krzesło, do którego byłaś przywiązana. Teraz już wiesz, że nie byłaś związana, tylko przywiązana. Do krzesła.  Chyba Bóg pomógł mi obrócić krzesło o  180 stopni, bo moje resztki sił były na minusie. To, co ujrzałam, przeszło moje wszystkie oczekiwania.

#Ross
  Zbiegłem na dół. Usłyszałem jak rodzeństwo wraz z Ellem rozmawiali z policjantem w kuchni. Nie będę mówił im o moich odkryciach. Policja znajdzie 1000 innych mniej ważnych rzeczy w tej sprawie. Muszę to wszystko przemyśleć. Odpaliłem telewizor i zacząłem wszystko  jeszcze raz kalkulować. Po chwili usłyszałem piekielnie wkurzającą muzykę. Spojrzałem na lecącą właśnie reklamę. Jaki idiota reklamuje cukierki dla dzieci TAKĄ muzyczką? Uszy odpadają. No, proszę. Same cukierki mają nie mniej idiotyczną nazwę... ,,Ceekies"? Kto wymyślił coś takiego? Po chwili durna reklama się skończyła, a zaczęła się jeszcze durniejsza! Nie no, serio? Media expert?! Co ta telewizja do mnie ma?! Ale chwila! ,,Ceekies''! No przecież! Szybko złapałem za telefon i wpisałem nazwę tej fabryki cukierków, ale nigdzie nie było podanego adresu! Cholera, co ja mam teraz zrobić? Mamo, ratuuuj.

#Riker 
  Podjechałem właśnie pod szpital. Wszedłem do środka i skierowałem się w stronę recepcji. Akurat nie było kolejki.
- Dzień dobry, zostałem wezwany.
-Poproszę nazwisko.- odezwała się dość starsza pani.
-Lynch.
-Ale, Ross, Rydel, Roc...- nie no czy ja wyglądam na Rydel? Przerwałem jej.
-Jestem Riker Lynch, proszę pani.
-Och, przepraszam pana! Sala numer 69.- na te słowa zaśmiałem się, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.- przepraszam, ale co pana tak śmieszy?
- Po prostu mam dobry humor.- odpowiadam pewnie.
- Zboczeńcy wszędzie, zboczeńcy.- załamała ręce.
-Wypraszam sobie! Ja nie mam żadnych sprośnych myśli, jestem prawiczkiem mimo, że mam 23 lata!- odszedłem z podniesioną głową i skierowałem się do sali 69, gdzie przyjmował pan Wacław. Ale ja mówię na niego po prostu Wacek. Proszę bez zboczonych myśli! Podszedłem do drzwi i zapukałem. Usłyszałem ,,Ploszę!" i wszedłem do środka, usiadłem na krześle.
- Dzień dobry, chciał mnie pan widzieć, panie doktorze.
- Nie bende ofijał w bafełne. Baldzo mi przyklo, ale ma pan łaka.
- Łaka?
-Łaka.*
- ŁAKA MAKA FĄ?
~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Łak- to inaczej rak, jakby co. To dla tych mniej kumatych ;-; <3

Witajcie po długim oczekiwaniu na ten rozdział! Napisała go w większości Basia, więc nie wiem dlaczego ja go dodaje ;-; No ale jak już, z góry przepraszamy, że tyle czekaliście na nexta, ale chciałam aby ten grzyb co pisze ze mną bloga zrozumiał w końcu, że ma wenę! I w połowie się udało! Mamy nadzieje, że wam się podoba! :* Zapraszamy do komentowania! (Postaracie się i dacie z 10 komów? ;-;)

~Szylwia.