czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 38

  Laura położyła głowę na udach narzeczonego i zaczęła z uśmiechem wpatrywać się w twarz blondyna. Czekała na moment kiedy Ross zauważy, że coś jest nie tak, a mianowicie
 1) To Laura jest autorką książki, co napisane jest na okładce.
 2) Pod naklejką z napisem ,,Jak być idealnym tatą?" widnieje napis ,,Jak usługiwać Laurze Marano?"
- Czytaj na głos.- zachęciła go brunetka, o mało nie wybuchając śmiechem.
- Jeśli chcesz, skarbie. - pocałował dziewczynę w czoło i wrócił do książki.- Więc... ,,Zapewne zadajesz sobie pytanie jak idealnie zadbać o swoją dziewczynę/narzeczoną lub żonę..."- zdezorientowany Ross spojrzał na okładkę i Laurę.- Tutaj jest jakiś błąd! Popatrz!- przyłożył książkę do twarzy brunetki.
- Niemożliwe Ross, czytaj dalej.
- Może masz rację, pewnie mi się przewidziało. ,, Mam dla ciebie parę wskazówek.
 Po pierwsze: Codziennie rób dla niej śniadanie do łóżka.
Po drugie: Zawsze sprzątaj po sobie skarpety w pokoju, bo smród ich aż piecze mnie w oczy.
Po trzecie: Codziennie mów jej po 50 komplementów.
Po czwarte: Zabieraj ją często na zakupy i płać za wszystkie jej zachcianki.
Po piąte: Gdy urodzą się dzieci, daj jej odpoczywać i się nimi zajmuj.
Po szóste: Zapewnij ją, że co kilka dni będziecie uprawiać sek..." Z tą książką jest coś nie tak, Lau.- blondyn spojrzał na czerwoną od trzymania powietrza brunetkę zawiedzionymi oczami.- Muszę znowu iść do tej cholernej biblioteki, złożyć reklamacje i kupić kolejną książkę!
Laura nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Ross rzucił książką o podłogę czym zwrócił na siebie już uspokojonej brunetki.
- Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?!- zaczął wymachiwać rękami wskazując raz na nią, a potem na książkę.
- Nie unoś głosu!- odkrzyknęła.
- To ty nie unoś!
- Przestań!
- Przestane jak mi wytłumaczysz!
- Dobra! Odklej naklejkę z okładki, głąbie!- Laura cała nabuzowana wyszła z ich pokoju, kierując się do kuchni po lody z zamrażalnika. Za to Ross podniósł książkę z ziemi i odkleił nalepkę, gdy zobaczył prawdziwy tytuł szczerze się uśmiechnął. Lecz postanowił, że nie będzie wychodził z pokoju, twierdząc, że dalej jest obrażony na brunetkę.
Laura usiadła w salonie z pudełkiem lodów karmelowych, cieszyła się chwilą spokoju, zajadając kolejne łyżki przysmaku. Zamknęła oczy, chcąc dalej wypoczywać lecz przerwał jej głośny huk. Szybko wstała z kanapy, zapominając o lodach w dłoniach. Spojrzała na Rylanda z pudełkiem zimnego deseru na twarzy.
- Mogę wiedzieć co ty za cyrki tutaj wyprawiasz?- skrzyżowała ręce na piersiach.
- Chciałem wskoczyć na kanapę i pogadać z tobą.- zdjął pudełko z twarzy i podał brunetce, oblizując się dookoła.
- Miło mi, ale daj mi spokój!
- Już, dobra. Spokojnie, Lau. Luziczek.- Ryland z uniesionymi rękami wycofał się z pomieszczenia.
Brunetka drugi raz usiadła na kanapie w celu odpoczynku, lecz usłyszała trzaśnięcie drzwi frontowych i śmiechy przyjaciół.
- AAA! Czy w tym domu kiedyś będzie cisza i spokój?!
Wkurzona zabrała pudełko lodów ze sobą i skierowała się do pokoju blondyna. Otworzyła drzwi z hukiem, po czym zamknęła. Zaczęła chodzić po pokoju chłopaka i zbierała po kolei: laptopa, słuchawki, koc i poduszkę.
- Ale, Lau to moje!- Riker chciał wyrwać brunetce jego ulubiony kocyk i jaśka.
- Zamknij się!- warknęła i ugryzła blondyna w ramię.
- Ale, to jes...- Laura przyłożyła palec do ust Riker'a.
- Ani słowa więcej, Rik.
Skierowała się do łazienki w jego pokoju i usiadła w wannie, przeglądając strony internetowe przez resztę dnia i czasami przysypiając. W końcu nie wytrzymała i o 22 wyszła z łazienki blondyna. Wychodząc zobaczyła go naburmuszonego na łóżku.
- Przez ciebie musiałem latać do kibla do Rydel, a za każdym razem gdy wchodziłem do pokoju obrywałem po głowie. Wielkie dzięki.
Obrócił głowę w bok, na znak że nie chce już z nią gadać. Brunetka mając to głęboko w nosie, wzruszyła ramionami i z uśmiechem wyszła z jego pokoju. Chwilę się wahała czy iść do Rossa, ale w końcu się przełamała. Po cichu uchyliła drzwi i zobaczyła śpiącego blondyna i to jeszcze na jej połówce! Ross słysząc, że ktoś wchodzi do pokoju, uchylił oko i zobaczył Laurę.
- Spałem po twojej stronie łóżka, by było ci ciepło jak pójdziesz spać.- powiedział i przesuwając się na swoją stronę. Laura uśmiechnęła się pod nosem i położyła się koło niego. Leżał twarzą do niej, wiedziała że udaje, że śpi. Delikatnie go pocałowała, a on szybko odwzajemnił i pogłębił pocałunek.


Vanessa ponownie wróciła późnym wieczorem i z nadzieją, że Riker już śpi. Weszła po cichu na palcach i delikatnie zamyka drzwi od jej pokoju. Odwraca się, a światło się zapala, a na łóżku siedzi blondyn.
- Mogę wiedzieć dlaczego od tygodnia wracasz o tak późnej porze?!
Brunetka nie odpowiadała, tylko zgarnęła piżamę i skierowała się do łazienki. Poczuła uścisk na ramieniu i mocne szarpnięcie.
- Nie umiesz odpowiedzieć na jedno pytanie?! Gdzie ty łazisz o tej godzinie! Do cholery nie widzisz, że ja się martwię?! Nie rozmawiasz ze mną wcale! Czy mogę wiedzieć o co ci chodzi? Odpowiedz mi, Van. Błagam cię.
- Chodzę do psychologa. Tyle powinno ci wystarczyć.- wyszarpała się i ruszyła szybkim krokiem do łazienki, po czym się zamknęła.
Riker mając łzy w oczach skierował się do pokoju Rossa. Wiedział, że oboje mogą już spać, bo jest grubo po północy, ale musiał się komuś wygadać. Wszedł bez pukania i podszedł do ich łóżka. Zaczął delikatnie szturchać brunetkę i szeptał jej imię. Laura otworzyła oczy i podparła się ramionami.
- Riker, co ty tutaj robisz?- przetarła swoje zaspane oczy.
- Ja i Van... przechodzimy kryzys.- szepnął i zaczął płakać, przy okazji budząc Rossa. Brunetka widząc w jakim stanie jest starszy blondyn szybko go przytuliła.
- Co się dzieje?- mruknął Ross.
- On i Vanessa się pokłócili.
Laura zrobiła miejsce między nią, a Rossem.
- Dzisiaj, śpisz z nami, Rik.
Blondyn położył się między parą i przytulił się do brata, który zniesmaczony spojrzał na swoją narzeczoną, która głaskała Riker'a po włosach. Powiedziała do niego bezgłośne ,,musimy", a on przewrócił oczami i po bratersku poklepał blondyna po plecach.
______________________________________________
HEJ HAJ HELOŁ
Witam moje misiaczki prosiaczki ehe
Tak więc oto rozdział 
przepraszam za błędy
przepraszam za bezsens
przepraszam za to że tak późno
ale i tak mnie kochacie aw 
JAK TAM U WAS?
Bo ja to jestem na skraju wytrzymałości: katar, kaszel, ból gardła i okres oł jee czego chcieć więcej
Ale no mam nadzieje, że rozdział się podoba <333
DEDYKACJA DLA OSOBY ANONIMOWEJ, KTÓRA SKOMENTOWAŁA ROZDZIAŁ DRUGI, DZIĘKUJEMYYY <333
I WGL ZAPRASZAM NA BLOGA CHOLERNIE KOCHANEJ PAULI, OD DAWNA MIAŁAM DAĆ TEGO LINKA ALE WIADOMO SKLEROZA
>KLIKAJ I CZYTAJ<
/ Sylwia która chyba umiera 




niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 37

#Rocky
- Psycholog, psychiatra, psychotesty - wyliczała na palcach Laura, kiedy wracaliśmy ze szpitala - i ewentualnie jakiś psychiatryk.
Ross słysząc to tłumił płacz, a Ellington tak się śmiał, że nabił sobie guza przywalając w okno.
- Ja się tylko wygłupiałem - mówił Ross otumaniony lekami - Wiesz, żarcik zawsze na miejscu.
- Ja na przykład chciałbym być w ciąży - wtrąciłem, a wszyscy nie wiadomo czemu spojrzeli w moją stronę. No co? To wszystko jest niesprawiedliwe. Że to niby kobieta ma być matką?! A może ja bym chciał nią być? Może to Lily będzie ojcem, a ja matką, będzie sprawiedliwie. Ciekawe jak to jest urodzić?
- Jak jedziesz, frajerze! - wrzasnęła Rydel, gdy już po raz sto czterdziesty Riker nie wyhamował i otarł samochód o drzewo.
Zacząłem się zastanawiać nad życiem, w końcu to moja scena. Jestem już taki stary, a nic nie zrobiłem ze swoim życiem! No właśnie, przecież niedługo umrę! Co ja sobie myślałem przez te lata, że będę żył milion lat? Ze strachu aż pisnąłem. Riker nacisnął hamulec i wszyscy przywaliliśmy w krzesło poprzedniego.
- ROCKY?!
- O jeżu kolczasty, mogę umrzeć w każdej chwili, a nie powiedziałem Lily, że ją kocham! - wrzasnąłem łapiąc się za głowę. Nie zwracając uwagi na miny pozostałych, pokracznie wyskoczyłem przez okno samochodu i, gubiąc po drodze buta, zacząłem biec przed siebie. Biegłem już długo, długo, aż nagle uświadomiłem sobie, że do domu jest z jakieś 30 kilometrów. Stanąłem jak wryty ocierając pot z czoła. No tak. Chyba najpierw trzeba było pomyśleć mózgiem, a nie serduchem. Już chciałem się obejrzeć za samochodem, kiedy ten o mało nie złamał mi nosa przejeżdżając z pół centymetra obok mnie.
- Leć, Rocky! - usłyszałem jeszcze i pognałem przed siebie.

#Laura
- I jeszcze nie wiem, czuję taki niedosyt w życiu, takie jakieś braki, pustkę. - kwitowałam leżąc na fotelu, a Riker ze splecionymi palcami opierał się na kostkach. - Moje życie nie ma sensu. Wie pan, przyszły małżonek - kretyn z urojoną ciążą. A ja sama czuję... taki niedosyt, takie braki, pustkę. I jeszcze jestem w ciąży. I ogólnie czuję taki niedosyt w życiu, takie braki, pustkę.
- Rozumiem - przerwał mi Riker i rozlał mleko łapiąc się za głowę. - Jeszcze jakieś objawy oprócz niedosytu, braków i sraków?
- Sama nie wiem. Może poczucie braku sensu życia.
- Polecam obejrzeć Modę na sukces. Sens życia powinien wrócić. - zapisał na kartce i rzucił nią we mnie, po czym poleciał do kuchni widząc tam w Vanessę. Wzruszyłam ramionami.
- Vann.
Riker wydawał się nadzwyczaj poważny. Podejrzałam, że uniósł Vanessie podbródek, ale ona usilnie odwracała wzrok. Zakradłam się pod kuchnię i ukryłam za ścianą.
- Vann. - powtórzył.
- To chyba nieodpowiednia chwila na rozmowę. - odparła wymijając go. Roztrzęsionymi dłońmi chwyciła szklankę, lecz pod wpływem dotyku Rikera upuściła ją i schowała twarz w dłoniach. - Zostaw mnie, proszę.
Usłyszałam jak łka. Co się stało?
- Vanessa? - podeszłam do niej i przytuliłam z całej siły. Ona tylko strząsnęła moje ręce z jej ramion i pobiegła na górę. Riker zrobił to samo.
- Dziwne to wszystko - mruknęłam i wskoczyłam na blat, by ściągnąć z szafy chrupki, które Ell przede mną ukrywa.

#Rocky
- Li-i-ly - wydyszałem widząc ją siedzącą w ogródku.
Spojrzała na mnie wpierw zaskoczona, potem szczęśliwa, a potem przerażona. Podbiegła z butelką wody i bez zastanowienia wylała ją na mnie.
- Rocky, co się stało?! - pisnęła usiłując złapać ze mną kontakt wzrokowy, jednak nic z tego nie wyszło. Miałem milion czarnych kropek przed oczami i na chwilę je zamknąłem. Gdy je otworzyłem, leżałem w różowym łóżku, przykryty różową kołdrą. Zobaczyłem, że przy stoliku krząta się Lily. Hej! Przecież przyszedłem tu w jednym celu! A na razie leżę w babskim łóżku z miśkami wkoło i rozpaczam. Lily widząc, że się ocknąłem, podbiegła do mnie.
-Rock..
- KOCHAM CIĘ - krzyknąłem czym prędzej. Przecież w każdej chwili mogłem umrzeć. Lily zlustrowała mnie wzrokiem. Oczy wyszły jej z orbit. Dumny z siebie obserwowałem jej reakcję, po czym skapnąłem się, że mogłem sobie tylko tym zaszkodzić. Po co ja to powiedziałem?! Przecież ona pewnie mnie nie kocha, a ja zrobiłem z siebie idiotę! Nie przyjdzie na mój pogrzeb! A miało być tam tyle dobrego jedzenia, które uwielbia... Brawo Rocky, jesteś idiotą.
- Znaczy... - dodałem widząc zakłopotanie i rumieńce na jej twarzy - Nie-nie chciałem powiedzieć, że cię ko-ko-cham, b-bo nie, ż-że kocham ci-cieb-bie, tylko jedzenie, które-e ty masz ja-ko ko-kolczyki na uszach. - wybełkotałem w połowie wypowiedzi łapiąc się za twarz. Chyba coś mi nie wyszło. Wciąż się we mnie wpatrywała z zaskoczeniem. - Dobra, to ja się zmywam. - odparłem szybko i zbiegłem po schodach kierując się ku wyjściu.
BOŻE, DAJ MI MĄDROŚĆ, BYM NIE BYŁ TAKIM IDIOTĄ JAKIM JESTEM.
- Rocky! - usłyszałem wychodząc i jak na komendę obróciłem się przy okazji przywalając dłonią w klamkę.
- Ałłć! - wrzasnąłem i złapałem się za rękę.
Lily podeszła i pokryła moją obolałą dłoń ze swoją. Teraz mi oczy wyszły z orbit.
- Cieszę się, że mi to wyznałeś.
- Że boli mnie dłoń? - wydusiłem krztusząc się bólem i niczego nie łapiąc. Lily szczerze się zaśmiała, a uśmiech to miała piękny. Aż na chwilę zapomniałem o bólu.
- Właśnie za to... cię lubię - dodała szorując stopą po podłodze - Za twoją obolałą dłoń też.
Nim zdążyłem cokolwiek załapać bądź zorientować się, co powiedziała, poczułem delikatny chłód jej warg na swoich. Tym razem szybko się otrząsnąłem jeszcze nie do końca w to wszystko wierząc i przyciągnąłem ją do siebie.
BOŻE, NIE DAWAJ MI MĄDROŚCI. DAJ MI JESZCZE WIĘCEJ GŁUPOTY, BYM MÓGŁ JUŻ PRZEZ RESZTĘ ŻYCIA WIDZIEĆ JEJ PIĘKNY UŚMIECH I UMIEĆ ROZŚMIESZAĆ JĄ ZAWSZE WTEDY, KIEDY BĘDZIE TEGO POTRZEBOWAŁA.

# Laura
- Ross. Musimy pogadać. - odparłam przyciskając blondyna stopami do ściany. Ten patrzył na mnie złowrogo.
- Nie złamiesz mnie. Nie dam się tak łatwo! - wrzasnął szarpiąc się, lecz nic mu było na to.
- Masz nie być idiotą, jasne? Co będzie, jak nasze dzieci wdadzą się w ciebie? - pokiwałam głową i wzniosłam ręce do nieba.
Ross kichnął i wciągał gluty z powrotem do nosa, co było tak obrzydliwe, że musiałam mu podać chusteczki. Wykorzystał to i teraz ja stałam pod ścianą uwięziona pod ciężarem jego stóp.
- Jeszcze nie czas myśleć o dzieciach. Na razie wystarczy nam jedno. - zaśmiał się i podał mi dłoń. Usiedliśmy na kanapie. Próbowałam ukryć rumieniec, ale na nic to było.
- Aż tak bardzo cię zawstydziłem?
- Nieee do końca - spojrzałam w sufit. Zmierzył mnie wzrokiem.
- Coś ukrywasz. - skwitował.
- Noooo, booo nic nie ukrywaaaam.
- Właśnie widzęęęęęęę - przedrzeźniał mój głos nie odrywając wzroku od mojej twarzy.
- No dobra. Bo ja byłam u lekarza. Na USG.
- Co ty mówisz? - uśmiechnął się i chwycił mnie za dłonie. - Beze mnie? I już widać coś? Jakiegoś małego, zabójczo przystojnego blondyna, z IQ 150? Który ma niebiańsko seksowny wzrok i jes...
- Już, już - zachichotałam, co było tak głupie, że zrobiłam się cała czerwona. - Nie blondyna.
- MAŁĄ BRUNETKĘ?!
- Tak konkretnie... To i małą brunetkę i małego blondynka.
Mina Rossa - bezcenna.
- Czy ty... - zaczął z wielkimi oczami.
- Tak. Będą bliźniaki. - uśmiechnęłam się, na co Ross krzyknął tak głośno, że pewnie pół świata to usłyszało. Chwycił mnie w pasie i zrobił karuzelę.
- Ałć, przytyłaś - powiedział wciąż uśmiechnięty i podbiegł do szafki z książkami. - "Jak być idealnym tatą?" - zacytował i rozwalił się na łóżku z lekturą.

~*~
 Heja miśki! 
Jeny, ten rozdział jest taki debilny, że aż chce mi się płakać i śmieć jednocześnie. Ale musiałam w końcu coś dodać! Szczerze, miałam to zrobić wczoraj, specjalnie wcześniej wyszłam od kumpeli. Ale oczywiście lapek się popsuł, bo czemu nie :") A teraz nie miałam trochę czasu na myślenie i rozwinięcie rozdziału, choć miałam niezły pomysł. Jednakże mam jutro kartkówkę z fizyki i muszę przeczytać lekturę, której nie zaczęłam, więc... xd Zostawiam Was z rozdziałem. Miłego wieczorku.
/ Baśka
38 ROZDZIAŁ = 10 KOMENTARZY
 

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 36

Gdy dotarli do miejsca postoju taksówek, rozglądali się by znaleźć chociaż jedną wolną. W końcu Vanessa pociągnęła blondyna w stronę czarnego mercedesa. Wsiedli tak szybko, że kierowca wypuścił kanapkę z rąk.
- No super.- siedzący za kierownicą na oko dwudziestoletni chłopak odwrócił się do pary.- Siemaneczko, dokąd zawieść?
Riker zaczął panikować bo nie wiedział, do którego szpitala mają jechać, a było ich aż pięć. Wyjął telefon by zadzwonić do narzeczonej brata, lecz zauważył wiadomość od brunetki z adresem kliniki. Odetchnął z ulgą i podał ulicę, a po chwili auto ruszyło. Blondyn co chwilę sprawdzał godzinę, a jego ręce niemiłosiernie się trzęsły. Vanessa widząc w jakim stanie jest jej chłopak nie wiedziała co ma zrobić, jak go pocieszyć. Riker widząc smutną minę swojej dziewczyny, pocałował ją w policzek i złapał za dłoń. Van odwróciła wzrok w jego stronę i zobaczyła jego szeroki uśmiech, co odwzajemniła i delikatnie musnęła usta blondyna.
- Narzeczeństwo?- zagadał młody kierowca.
- Jeszcze nie.- odpowiedział Riker i mocniej ściągnął dłoń Vanki, której mózg wybuchał na myśl oświadczyn. Po dwudziestu minutach dotarli do szpitala, zapłacili kierowcy, który życzył im gromadki dzieci i pobiegli w stronę recepcji. Ross leży w sali 12, gdy wbiegli na korytarz gdzie powinien być młodszy blondyn zobaczyli resztę, w tym najbardziej przeżywającą Laurę. Riker szybko podszedł do niej i mocno przytulił. Drzwi od sali się otworzyły i wyszedł z niej lekarz, Lau mocno odepchnęła blondyna, tak że on upadł na podłogę. Vanessa szybko podeszła do chłopaka i pomogła mu wstać po czym wtuliła się w jego tors.
- Co z nim? Jak się czuje? Wszystko w porządku? Czy wszystko gra? Do cholery mów coś pan!- brunetka zaczęła obsypywać lekarza masą pytań, dopóki Rocky nie złapał ją za biodra i odsunął od mężczyzny, następnie podał brunetkę Ell'owi, który mocno ją przytulił.
- Jak z nim panie doktorze?- inicjatywę przejęła Rydel.
- Cóż panu Lynch'owi nic nie dolega, nie muszą się państwo martwić.- powiedział spokojnie i się uśmiechnął.
Laurę ogarnęła furia, wyrwała się przyjacielowi, tak że poleciał na krzesła, a potem na podłogę. Złapała lekarza za kołnierz.
- Nic? Jak do cholery nic! Mój mąż...
- Narzeczony.- poprawił ją Rocky, a ona w zamian spojrzała się na niego gniewnie i kontynuowała.
- Zemdlał mi na środku pokoju! Nawet jak dawałam mu z liścia to się nie budził!- usłyszała tylko szept Rocky'ego ,,to wyjaśnia dlaczego ma takie czerwone polika". Już chciała kończyć swoje skargi, gdy usłyszała jak Ross krzyczy jej imię i od razu popędziła do sali o mało nie wywarzając drzwi. Riker podszedł do lekarza.
- Niech pan wybaczy, ciąża i te zmienne humorki, rozumie pan..
Mężczyzna zaśmiał się, po czym odszedł, a reszta weszła do Rossa. Zobaczyli resztki szminki na całej twarzy blondyna.
- Co odstawiasz, że aż wylądowałeś w szpitalu?- Riker poklepał go po ramieniu.
- Sam nie wiem, braciak. Ale wiem jedno, zjadłbym pączka.
- Chwila, ja pójdę i przy okazji przyniosę wszystkim.- Ryland chciał wyjść, lecz zatrzymał go Ross.
- A może jednak chińszczyzna? Spaghetti? Tortille? Frytki? Najlepiej przynieś wszystko!
- Czy ty się ze mnie naśmiewasz?- Laura spytała go unosząc jedną brew i krzyżując ręce na piersiach.
- Nie no co ty, skarbie. Nie śmiałbym.- wysłał jej buziaka w powietrzu, a za chwilę pobladł.- Uwaga, będę rzygał.
Jak powiedział, tak zrobił. Najbardziej ucierpiał Rocky, który stał po prawej stronie blondyna, gdzie on odwrócił głowę i zwymiotował na buty bruneta. Chłopak zaczął wpatrywać się w ubrudzone buty i robił się coraz to bardziej czerwony.
- Ty gnoju! Zjadłeś moje pianki!
- Nie krzycz na mojego Rossiaczka!- Laura chcąc obronić narzeczonego nie wiadomo przed czym, położyła się na nim.
- Skarbie, nie przy wszystkich.- wymruczał uwodzicielsko Ross i klepnął ją w tyłek, a zaraz zaczął płakać. Laura szybko zeszła z niego w obawie, że coś mu zrobiła i sama zaczęła szlochać. Po chwili blondyn zaczął się śmiać, a Laura ze złości, że blondyn z niej żartuje wbijała paznokcie w udo siedzącego obok niej- Riker'a, który powstrzymywał się od krzyku.
- Pójdę po lekarza.
Rydel wyszła z sali i skierowała się w stronę gabinetu doktora. Wyjaśniła mu wszystko, a gdy dowiedziała się czego są to objawy, chciała jak najszybciej wyjść z pokoju by powiedzieć reszcie. Podziękowała lekarzowi i szybko pobiegła w stronę sali brata, zamknęła drzwi i wybuchnęła śmiechem. Gdy się opanowała, wytarła łzy z kącików oczu i spojrzała na resztę.
- Ross ma urojoną ciążę!- krzyknęła i ponownie zaczęła  się śmiać.
_______________________
Hej hejcia hejka 
Rozdział szybciiiuuuteńko (jak na nas XD)
Ale coś widzę, że nasi czytelnicy WYPAROWALI! 
POKAŻE WAM JAK TO ZAUWAŻYŁYŚMY!
Rozdział 33➡ 10 komentarzy
Rozdział 34➡ 6 komentarzy
Rozdział 35➡ 2 komentarze
TAKIE JEST I PUUUF NIE MA WAS
GDZIE WY
TĘSKNIMY I SIĘ MARTWIMY 
KOCHAMY WAS MISIACZKI ❤
MAM NADZIEJE, ŻE ROZDZIAŁ SIĘ PODOBA!
Z GÓRY SORKA ZA BŁĘDY SKARBEŃKA ❤
/Wasza Szylwia, która o dziwo ma trochę weny juhu