sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 12

#Ross
    Bardzo zdziwiony ostrożnie podchodzę do kamienia i biorę go do rąk. Zaciekawiony łapię za karteczkę i bardzo, ale to bardzo powoli ją odwijam...
-Weź się pośpiesz! -ooo... Laura się wkurzyła! Żeby już jej jeszcze bardziej nie denerwować, szybko rozwinąłem. Czytając ją miałem co chwila różne emocje. Po przeczytaniu całej, stoję z otwartą buzią i nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa. Laura się na maksa wkurzyła, więc podeszła do mnie, uderzyła pięścią w ramie i wyrwała z rąk karteczkę. Popatrzyłem na nią, gdy skończyła czytać to zaczęła się śmiać i upadła na podłogę po czym tarzała się po niej jak jaka jakaś psychiczna idiotka... Pomocyyy!

*godzinę wcześniej*
#Riker
   Gdy wszyscy zjedli naleśniki, które przyszykowała Van...Tsa, pewnie coś chce. No i wspomniana osoba wstała od stołu...
-No kochani, mam nadzieje, że wam smakowało.A teraz macie 30 minut na całkowite przyszykowanie się do wyjścia!
-Ale gdzie my idziemy? Wczoraj nikt nic o tym nie mówił!- Rocky zabłysnął. Brawo barcie, oby tak dalej.
-Wpadłam na taki pomysł pod prysznicem. I macie coraz to mniej czasu, więc proszę bez zbędnych pytań. No co się tak gapicie? Biegiem na górę!- jak powiedziała tak się stało, najszybciej poleciała Rydel. No tak... Kobiety. Umyłem się, ubrałem i właśnie schodziłem na dół. Zajęło mi to 15 minut. Wchodzę do salonu i widzę już gotową Van.
- Zdążyłaś wyszykować się w 15 minut?!
- Przyszykowałam wszystko wczoraj, więc co to za problem.- uśmiechnęła się do mnie słodko. Chwilę jeszcze pogadaliśmy i w pewnym momencie do salonu wpadła Rydel. Patrzę na zegarek, a ona przyszła 5 minut po mnie! Ludzie co się tutaj dzieje?! Ell i Rocky dołączyli do nas po 10 minutach, akurat wtedy kiedy kazała Vanessa, dziwne, przecież oni zawsze się spóźniają! Van wstała z kanapy i stanęła przed nami.
-Plan na dzisiaj jest taki, że idziemy do nowo otwartego muzeum sztuki! A potem coś się wymyśli!
- Ale jak to do muzeum? - zaczyna się marudzenie Ella i Rocky'iego.
-Na pewno wam się spodoba! Są tam figury zbudowane z jedzenia, a reszty to ja wam nie zdradzę!-na te słowa obojgu zaświeciły się oczy.- No proszę was!
-Ja tam idę, chętnie zobaczę te wszystkie wystawy.-tutaj mówię całkiem serio!
-W sumie ja też chętnie pójdę.-Rydel jak widzę też za.
-No nie mamy nic do gadania więc też idziemy!- Czy oni mają jeden mózg? Jakim cudem wypowiedzieli te same słowa w jednym czasie?!
-Chwilaa... A co z Rossem i Laurą?
-Słyszałam jak Lau odwala więc jej na pewno nie bierzemy, jeszcze jej wpadnie jakiś idiotyczny pomysł do łba, a Ross? Ross się nią zajmie.- no to się dowiedzieliśmy, o dziękujemy wszechwiedząca Rydel.
-No to jak idziemy?-pyta zniecierpliwiona Van.
-Jasne, chodźcie.- gdy już wszyscy wyszli, zamknąłem drzwi na klucz.
Do tego muzeum doszliśmy w jakieś 20 minut. Już od wejścia było ciekawie...Bilety sprzedawał robot! Ell i Rocky zadawali mu masę pytań, na temat jak to jest w kosmosie, jak się tu znalazł, czym tak naprawdę oddycha... W końcu Van odciągnęła ich za ucho i zatrzymała się przy nas, a oni się rozpłakali...
- Co beczycie?- pyta lekko wkurzona Van.
-A co jak już nigdy go nie spotkamy?- pociągnął nosem Ell.
-Nic się od niego nie dowiedzieliśmy! - wyżalił się Rocky.
-Wiesz pewnie jest tajemnica i gdy by nam ją wyjawił to musiałby nas zabić.
-Pewnie masz rację Ell.
-Dobra już koniec. A więc tak...Wy macie swoje rzeźby z żarcia w tamtą stronę.-i już obojga nie było.-Riker jak chcesz to tam są wystawy z różnymi instrumentami, na których można pograć. A my z Rydel idziemy na dział sztuki, jakby co.
-Jest!- i poleciałem w kierunku, który wskazała mi Vanessa. Przechodziłem koło wielu gitar, każdą oglądałem z bardzo bliska. Inni nie doceniają tego piękna, jakie mieści się w tych strunach i ogólnie w całości. Zobaczyłem właśnie gitarę akustyczną, wziąłem ją w dłonie, przejechałem palcami po strunach, a po chwili wydobył się z nich dźwięk. Pod nosem nucę sobie piosenkę i coraz głośniej gram na gitarze, a po chwili zaczynam śpiewać...

Your eyes light up the light sky
I know you won't fade away
I know this couldn't fade
See I gotta tell you girl
There's nothing quite like you
I love the things you do
I think I'm falling head over heels

'Cause you're all I want, all I need,
And I wanna be your everything
You're all I want, all I need,
And I wanna be your everything
Ooh, wanna be your everything

When we're staring face to face
Against those perfect lips
I love the way you taste
And every time we touch
I drift away
I'm not the same
I think I'm falling head over heels

'Cause you're all I want, all I need,
And I wanna be your everything
You're all I want, all I need,
And I wanna be your everything
Ooh, wanna be your everything

You're all I'm dreaming of
You're all I'm thinking of
You're everything, everything
I'll be all that I can be
I'll be your everything
Yeah, everything

'Cause you're all I want, all I need,
And I wanna be your everything
You're all I want, all I need,
And I wanna be your everything
You're all I want, all I need,
And I wanna be your everything

Oooh, wanna be your everything

Oooh, wanna be your everything...

  
Przez cały czas patrzyłem się na moje palce i nie zauważyłem dużego zbiorowiska wokół mnie, które w tej chwili zaczęło bić głośne brawa. Skąd się tutaj tyle ludzi wzięło? No nie ważne, ale skoro docenili to co zrobiłem, szeroko się uśmiechnąłem i ukłoniłem, krzyknąłem głośne ,,Dziękuje!". Odstawiam gitarę na jej miejsce i kieruję się w stronę działu sztuki. Jak wszedłem tam to zobaczyłem pełno sztalug jak i osób ubranych w białe fartuchy. Rozglądnąłem się po sali próbując odnaleźć dziewczyny no i cel osiągnięty. Omijam te wszystkie krzesełka, aż w końcu ma podróż zakończyła się bezpiecznie.
-No hej- puściłem im oczko.
-Ładny dałeś występ.-powiedziała Van.
-Ale was tam nie było.
-Ale ty byłeś tam.-i wskazała na wielki telewizor.
-Tam?- pytam mega zdziwiony.
-No tak braciszku. Sam napisałeś tą piosenkę?
-Nooo taaak...
-A o kim ona jest?- ciekawość Van, jak ja to kocham...
-O dziewczynie.-odpowiadam pewnie.
- No to akurat niełatwo zauważyć.- odpowiada Rydel z wyczuwalnym sarkazmem.
-Witam państwa! Dzisiaj macie za zadanie namalować krajobraz! Ej ty blond gwiazdo! Fartuszek załóż!-jakiś kolo z wąsikiem i beretem,wymachujący na wszystkie strony rękami właśnie mnie obraził? Co za brak kultury! Phi. No ale, gdy zabijał mnie dalej wzrokiem pośpiesznie włożyłem na siebie biały fartuszek.- A więc tak, na namalowanie obrazu mają państwo 2 godziny! Czas start!
Jak ten beretowy pacan zakończył swą beretową wypowiedź, wszyscy wzięli się do malowania, nawet ja. Ten pajac chodził po sali i oglądał prace. Podszedł do jakiejś pani, przyglądał się chwile jej szkicowi, spojrzał na nią...
-Oddawaj fartucha.
-Bo cię francuz wyrucha.-szepnąłem do Van, a ta wybuchła śmiechem.
-Czy mogę wiedzieć co tak gołąbeczki rozbawiło?- o beret przylazł.
-Ten beznadziejny szkic.
-Słuszna uwaga blond gwiazdo.- i odszedł.
Minęła już godzina, namalowałem morze i plażę, na której spaceruję zakochana para przy zachodzie słońca. Nie wiedziałem, że mam taki talent! Moja praca jest już skończona, ale muszę czekać jeszcze godzinę na ogłoszenie wyników. Nagle do Vanessy podbiegł chłopak, wyglądał na jakieś 15 lat!
-Brzydko malujesz. Wszystko jest krzywe. Niedopasowane kolory. Chętnie uderzyłbym w ten obraz pięścią, jak to w ogóle można nazwać obrazem.- zaśmiał się. Van wstała tak szybko z krzesła, aż się wywaliło, podeszła do chłopakai złapała go za koszulkę i lekko podniosła...
-Sam jesteś brzydki! Twoja twarz jest krzywa, zobaczysz żadna dziewczyna cię nie będzie chciała. Ty cały jesteś niedopasowany. Wiesz co? Ja chętnie walnęłabym ciebie w tą twarz, może się naprostuję. Spróbujemy? Uważaj sobie, bo jeszcze jedno słowo i będzie po tobie. A wiedz, że jestem do wielu rzeczy zdolna.-i go puściła, a on upadł na podłogę i jak najszybciej się podniósł by uciec. Podszedł do niej ten francuzik.
-Zostaje pani zdyskwalifikowana.- Van po tych słowach wstała i z mordem w oczach podeszła do gościa.
-Mógłby pan powtórzyć?
-Ymmm... Mówiłem, że nie musi pani już dalej malować, bo zajęła pani pierwsze miejsce! Gratulujemy wygranej.- i wtedy Vanessa uśmiechnęła się zwycięsko, odebrała czek i złoty medal. We trójkę skierowaliśmy się pod drzwi wyjściowe. Gdy tam dotarliśmy, zauważyliśmy Ella i Rocky'iego przy kasie.
- Ej chłopcy! Idziemy! - oboje odwrócili się do nas i ze smutnymi minami podeszli do nas.
-I jak było na wystawie rzeźb z jedzenia?- pyta uśmiechnięta Van.
- Była taka świetna maszyna! Gdy się przed nią stawało, to ona skanowała cię i po 10 minutach byłem drugi ja, ale w formie galaretki!- krzyczy na maksa podniecony Rocky.
-Oo no to świetnie. Dobra wychodzimy. Wstąpimy jeszcze do kawiarni?
- W sumie to czemu nie Rydel.- uśmiecham się do niej miło.
-My do was zaraz dojdziemy, pożegnamy się tylko z robotem.
Wzruszyliśmy ramionami i wyszliśmy z muzeum, powiem szczerze, że nie żałuję, że tutaj przyszedłem. Czekaliśmy na nich z 10 minut, a oni nadal nie wychodzili. Vanessa zrobiła kilka kroków w stronę muzeum, gdy nagle drzwi się otworzyły, a z nich wylecieli Rocky i Ell, którzy biegli z jakąś maszyną... Pewnie z tą, o której mówił Rocky. Po chwili dało się usłyszeć syreny policyjne, spojrzałem w niebo, a tam helikopter od wiadomości i policji. We trójkę staliśmy z otwartymi buziami, ogarniając sytuację. Jakimi oni są debilami! Spojrzałem na Van i Ryd... Obydwie są całe czerwone... To źle wróży... Teraz we mnie zaczęło się gotować, zacisnąłem pięści i robiłem się czerwony jak dziewczyny... W tym samym czasie we trójkę podwinęliśmy rękawy. Ooj chłopcy szykujcie się na łomot...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie moi mili! <3 
W końcu napisałam ten 12 rozdział! Chcę podziękować tym 6 osobom za komentarze! Gdy zobaczyłam tą liczbę, to cieszyłam mordę! Jesteście genialni! Dzięki waszym komentarzom mam coraz to więcej sił do napisania rozdziałów :D Liczę na kolejne komentarze pod tym oto 12 rozdziałem! <33
Ps Jeśli ktoś ma Twittera to jest proszony o spam : #R5ComeBackToPoland !

BUZIACZKI :* 
~Szylwia.


sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 11

#Ross
    Obudziłem się pod wpływem dzwonka do drzwi,odsunąłem lekko Laurę i ociężale wstałem z łóżka.Szurając stopami po podłodze podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Gdy tylko to zrobiłem to aż się przestraszyłem widząc wściekłe spojrzenie starego mopsa.
-Czego?- niech on stąd idzie...
-A gdzie jest ta śliczna panienka, co wczoraj imprezowała na ulicy?-yyy..okk...
-Laura? Śpi u mnie w pokoju.
-A poprosiłbyś ją na dół? Chce się jej oświadczyć, ona jest taka cudowna, taki drugi anioł...-idioto wymyśl coś szybko!
-Pana chyba porąbało! Laura jest moją narzeczoną!- serio debilu, serio?
-CO!? Za takiego frajera wychodzi!? Nie wieże ci! To ja już jestem mądrzejszy i pewnie lepszy w łóżku! Ty nic nie wiesz o życiu bachorze!
_A tu się pan myli! Bo gdy my uprawiamy stosunek płciowy to... Laura z 20 razy może dojść! Dużo wiem o życiu i nie zniszczy pan naszego pięknego związku!
-Ty gówniarzu! I tak ci nie wieże! Słuchaj no ty...- nie dokończył bo koło mnie pojawiła się Laura tylko w mojej koszulce, pocałowała mnie w policzek i powiedziała:
-Dziękuje ci za tą cudowną noc, jesteś wspaniały!- teraz zwróciła się do "kochanego" sąsiada.-O witam pana.Co mój kochany narzeczony znowu nabroił?
-Czyli on mówił prawdę, że...wy bierzecie ślub?- dziadek nie ogarnia dalej...
-Oczywiście, że tak! Rossy oświadczył mi się tydzień temu! A wie pan jak romantycznie!? Popłakałam się wtedy! To było takie cudowneee!
-oj, już mi tak nie słódź skarbie.-zaśmiałem się do niej.
-Daj mi dowód na to, że jesteście razem! I że ten typ ci się oświadczył! - a ten stary pryk dalej swoje...
-Co mam pokazać?- pyta śmiało Lau.
-Pierścionek.- o kufaa,wpadliśmy...
-A proszę pana bardzo.- chwila co!? I w tej chwili Laura wyciągnęła do niego dłoń i na jednym z palców założony jest pierścionek z diamentem.Objąłem ją ramieniem i gdy stary buldog puścił jej dłoń, zatrzasnąłem mu drzwi przed twarzą. Spojrzałem na Lau i oboje wybuchliśmy śmiechem. Dalej się śmiejąc podszedłem do niej i ją przytuliłem.
-Jesteś niesamowita.- szepnąłem jej do ucha, po czym się odsunąłem.
-Ee tam, drobiazg Rossiu.
-A teraz gadaj jak się tu znalazłaś i skąd wzięłaś ten pierścionek?
-Obudziłam się, gdy ty mnie od siebie odsunąłeś. Wstałam i poszłam za tobą, ze schodów podsłuchiwałam waszą rozmowę, więc wróciłam do pokoju i założyłam twoją koszulkę, a z torby wyjęłam ten pierścionek, który kupiłam za 5 złoty na targu.
-Gdyby nie ty, to on nie dałby mi spokoju!- uśmiechnąłem się do niej.
-A gdyby nie ty, to za kilka dni stałabym przy ołtarzu ze starym mopsem.- powiedziała z wielkim obrzydzeniem.- Ale, że 20 razy?
-No szorkaaa, pierwsza liczba, która przyszła mi do głowy.- Lau za to z rozbawieniem pokręciła głową, odwróciła się i skierowała się na górę. Gdy tak odprowadzałem ją wzrokiem to zauważyłem jaką ona ma zajebistą figurę, te seksowne nogi i kręcenie bioder... Szybko wytarłem usta, ponieważ zacząłem się ślinić i pędem ruszyłem na górę w stronę mojego pokoju. Wparowałem tam z szybkością światła i zobaczyłem Lau na łóżku. Leżała tyłem do mnie i lekko wypięta...Mmmm, ale tyłeczeek...Bosze, Ross ogarnij się! Podszedłem do łóżka i sam się na nim położyłem, twarzą do Laury. Wyciągnęła do mnie dłoń, a ja z lekkim uśmiechem ją złapałem.
-Wiesz, muszę ci coś powiedzieć...- muszę jej to w końcu powiedzieć, to nie daje mi spokoju.
-W sumie ja też mam ci coś do powiedzenia, ale dawaj, mów pierwszy.- westchnąłem.
-No bo...Jak mnie walnęłaś i jak poszedłem spać wieczorem... to śniło mi się, że wchodzę do jakiegoś domu i wtedy przytula się do mnie mała dziewczynka, pyta się mnie jak tam w pracy, a potem odbiega i słyszę kolejne kroki, a potem kobiecy głos i gdy już ma się ona pokazać to sen się przerywa...-powiedziałem to co miałem ciągle w głowie.- A ta mała dziewczynka mówiła do mnie tatusiu...
-Ty wiesz, że tej nocy miałam taki sen, że byłam w jakimś salonie i ktoś wszedł do domu, a przez salon przebiegła mała dziewczynka krzycząc : ,,Tatuś wrócił!" i pobiegła w stronę drzwi wejściowych. Ja też postanowiłam tam pójść i gdy wstałam z kanapy to lekko się zachwiałam, ale utrzymałam równowagę, lecz gdy spojrzałam w dół okazało się że byłam w ciąży! Gdy tak szłam korytarzem i ominęła mnie ta dziewczynka, mówiąc przy okazji do mnie ,,Mamo idź szybko do tatusia." I gdy już jestem na końcu korytarza, to koniec snu.
-A opisz tą dziewczynkę.- jestem tego cholernie ciekaw, bo chyba coś zaczynam podejrzewać...
-No to tak... miała ogromne i brązowe oczy, które były śliczne, wyglądała na 4 latka, różowe policzki...
-Blond włosy, prościutkie mleczaki, długie rzęsy, ubrana w niebieską sukienkę!?- dokańczam za nią.
- Tak! Dokładnie tak wyglądała! - aż z wrażenia wstała z łóżka, tak jak ja.
-A dokładnie taka sama dziewczynka mnie w tym śnie przytula na powitanie i mówi do mnie tatusiu!
-Ross...Czy ty myślisz, że...
-Że to może być sen proroczy? Że to jest nasza córka? Że my będziemy kiedyś małżeństwem?- zadaje wiele pytań, podszedłem do okna, a jak się odwróciłem to zobaczyłem jak Laura odstawia różne wygibasy i szepcze ,,O tak! Oł je! O taaak!". Postanowiłem ją uspokoić, więc odepchnąłem się od parapetu i powoli do niej podchodziłem, gdy nagle szyba od okna się zbiła, a do pokoju wleciał kamień z jakąś karteczką...
~~~~~~~~~~~~~~~
Przybywam do was z 11 rozdziałem! Liczę, że znajdzie się tutaj troszkę dużo komentarzy! <333 Kocham was! 
~Szylwia.


czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 10

#Ross
Po uderzeniu Laury pojawiła mi się ciemność przed oczami, a potem zobaczyłem, że stoję przed jakimś domem. Bez zastanowienia wszedłem do środka i poczułem jak ktoś się na mnie rzuca i mocno przytula. Spojrzałem w dół i zobaczyłem małą dziewczynkę, która powiedziała ,,Cześć tatusiu, jak w pracy?" Trochę mnie to zdziwiło ale odpowiedziałem, że dobrze i mocniej ją przytuliłem. Po chwili usłyszałem kolejne kroki, a mała się odsunęła i pobiegła gdzieś.Usłyszałem kobiecy głos ,,Ross, to ty?". Chyba kojarzę ten głos! Ale już dziewczyna miała mi się pokazać, ale nagle zrobiło się ciemno i słyszałem ,,Tylko się nie budź, nie budź się!", a ja jak na złość otworzyłem oczy. I zastałem ciekawy widok... Zbliżała się do mnie Laura z dziubkiem i zamkniętymi oczami...
-Coo...ty...robisz? -pytam nie ogarniając co ona chce zrobić.
Po usłyszeniu tych słów odskoczyła z piskiem i chyba walnęła się o coś bo straciła przytomność. Szybko podbiegłem do niej i postanowiłem zrobić jej usta usta...Aaaa to teraz wiem co Lau chciała zrobić! Ale wracając...Zacząłem się do niej powoli zbliżać, a ta szepnęła ,,Całuj mnie mój książe" po czym sama mnie do siebie przyciągnęła i pocałowała... Taaak bardzo namiętnie! Usłyszałem, że drzwi się otwierają, a po chwili słyszę pytanie...
-A co wy parą jesteście?- bosze, Riker zboku.
-Nie, przyjaciółmi, potem parą, a następnie rodziną c'nie Rossy?- tsa, Laurze coś padło na mózg przy tym uderzeniu.
-Tak oczywiście PRZYJACIÓŁKO.- i tak oto się odpowiada na głupie pytania. Jestę geniuszem! Dobra z moją głową też coś nie tak.
-Słuchajcie pojutrze gracie koncert!-no i tak oto dzięki Rylandowi nie ma grobowej ciszy.Wszyscy zaczęliśmy piszczeć,krzyczeć jak i biegać po całym domu.
-Boże, ogarnijcie dupska przecież to tylko koncert.-tsa,Ryland najwidoczniej ma z nas wielki ubaw.
-Poróbmy coooś!-jak zwykle Ell marudzi, ale w sumie mi też się nudzi, więc czemu nie?
-BUTELKA!-wydarł się Rocky i wybiegł z pokoju, pewnie po butelkę. No i miałem racje bo po 2 minutach stał na środku pokoju i wyliczał kto ma kręcić.
-Dobra! Po prostu ty zakręć!-wszyscy się zniecierpliwili, a Rocky się uśmiechnął i powiedział:
-Tylko na taką odpowiedź liczyłem.
No i butelka ruszyła i po chwili zatrzymała się, no i wypadło na mnie, a Rocky zatarł ręce...
-No, no mój drogi to co wybierasz?
-Niech będzie wyzwanie.-nie jestem do końca pewny swoich słów!
-No to ty Rossy... Idziesz do sąsiada obok i prosisz o dwie szklanki mąki.-pff, banał.- Ale do sąsiada po lewej!-i tu jest już problem...
-Ale, ale przecież on mnie nienawidzi! Za to moje hałasowanie ! Mówi, że nasz zespół byłby świetny gdyby nie moja osoba !
-No i oto chodzi braciszku.-przy tym zdaniu poruszył brwiami, a ja zrezygnowany wstałem i poszedłem do tego gościa. Zapukałem do drzwi, a po jakiś 3 minutach pojawiła się ta zmarszczona morda mopsa, znaczy tego sąsiada...
-Czego?-aww jak on mnie uwielbia!
-Mógłbym prosić o dwie szklanki mąki?- pytam nie zwracając uwagi na jego oschły ton.
-Dobra, wchodź.-czekaaj, co!? Gdy chciałem wejść ten zatrzasnął mi drzwi, przy okazji waląc mnie nimi w twarz i w noge.-ŻARTOWAŁEM FRAJERZE!-wydziera się ze środka. Jak ja mam go dosyć! Dotknąłem swojego nosa, bo cholernie mnie bolał, a gdy spojrzałem na dłoń zauważyłem krew, nie no zajebiście! Rocky dostaniesz! Gdy wszedłem do swojego pokoju, gdzie wszyscy przebywali to spojrzeli się na mnie i takie ,,OOOOŁŁŁ", za to Laura szybko wstała i podbiegła do mnie, po czym mocno przytuliła. Zaczęła mówić ,,Moje biedactwo" i głaskała mnie po głowie...mmm nawet przyjemne.
-Chodź do doktora Laury, ona ci pomoże.- mówi odrywając się ode mnie i ciągnie mnie do łazienki.Po czym karze mi usiąść na kiblu, a sama zaczęła szukać apteczki.
-Gdzie ta lekarka Laura?
-No tutaj.-wskazuje na siebie.
-Gdzie?-jak ja lubię się z nią droczyć!
-Nie ma bata Lynch wiem, że ogarniasz, że to o mnie chodzi.Wiem też, że chcesz się podroczyć bo to uwielbiasz.- czy ona czyta mi w myślach!? What the fish!? Zaczęła "naprawiać" mój nos, co zajęło jej z 30 minut i po skończeniu pocałowała mi go.
-Ooo od razu lepiej.-zaśmiałem się, a ta się zarumieniła. Postanowiliśmy wrócić do reszty i dalej grać w tą butelkę. Graliśmy tak do 23 i powiem szczerze, że były dziwne zadania...Typu trzęsienie tyłkiem przed przechodniami, co musiała zrobić Rydel. Laura za to musiała wziąć ze sobą duże radio, puścić muzykę na fula i zrobić imprezę na ulicy, co jej się udało bo nawet ten stary dziad przylazł i tańczył tam najlepiej! Dobra, na koniec powiem tylko tyle,że wszyscy w dobrych humorach poszliśmy spać, a Laura chyba była najszczęśliwsza bo spała ze mną w jednym łóżku.


#2 dni później!
Dobra dzisiaj gramy koncert! Ale się ciesze! Gdy Van i Lau dowiedziały się od Rylanda, że mają darmowy wstęp na nasz koncert i to jeszcze mają miejsca w pierwszym rzędzie, tak mocno przytuliły go, że ten cały był czerwony, a oczy latały na wszystkie strony! Wow,ale one mają siłe! Już od rana trwały szczególne przygotowania, jak nie w strojach to w instrumentach. Ja spokojnie siedziałem w pokoju, jestem w trakcie pisania postu na twittera, i dodane! Jak zwykle pierwsza polubiła mi Laura. Ta to jest dobra. Najlpsze jest to, że dalej jest w przekonaniu, że usunąłem jej wiadomości z poczty. Hahaha ale oczywiście tak nie jest. W sumie to czemu by jej nie zaprosić na ten obiad? Jestem ciekaw czy po tym pytaniu zemdleje.Dobra jest 16, a my za 3 godziny mamy koncert! Szybko pobiegłem do łazienki, wziąłem prysznic, wysuszyłem włosy, ubrałem się w białą koszulkę i do tego podarte jeansy. Wiem, że brzmie jak jakaś lalunia, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Założyłem jeszcze moje czarne conversy, zgarnąłem gitarę elektryczną i akustyczną.Zszedłem na dół i zauważyłem, że już wszyscy są w salonie i zbierają się do wyjścia. Po 15 minutach jazdy byliśmy na plaży,bo tam ma się odbyć koncert. Zaczęliśmy rozkładać swoje rzeczy na scenie, Lau i Van też już przyszły i nam pomagały.Za 20 minut ma się rozpocząć koncert i już jest pełno naszych fanów! Po minięciu tych minut wbiegliśmy na scenę, Riker krzyknął ,,WITAJ LOS ANGELES!" i zaczął się koncert. Śpiewaliśmy
-Loud
-Shut up and dance
-Love me like that
-Smile
-Wanna be your everything
I tak dalej, i tak dalej. Było genialnie! Bardzo jestem zmęczony ale z chęcią dalej bym poszalał! Dobra, o północy skończył się koncert i czas na M&G.Było pełno fanów, dużo śmiechu, zdjęć, autografów. Ale ostatnie dwie dziewczyny nas rozwaliły! Nigdy ich nie zapomnę! Miały na imię Basia i Sylwia.Wiem też, że pochodzą z Polski i specjalnie przyleciały na nasz koncert.Gdy na przykład zadawaliśmy im pytania w ogóle nie umiały odpowiedzieć, ale jakoś potem dawały rade, gdy to one nam zadawały pytania, a my odpowiadaliśmy to patrzyły na siebie zdziwione, bo pewnie nie zrozumiały co do nich powiedzieliśmy. Ale były bardzo słodkie. Najbardziej rozbawiło mnie to jak my do nich powiedzieliśmy, że ich kochamy, a one ,że nas nie. No ale każdy wiedział o co im chodziło. Zrobiłem sobie z nimi zdjęcie, które wywołam do ramki. Mam nadzieje, że jeszcze je kiedyś spotkam. Gdy już wróciliśmy do domu, poszedłem do pokoju i położyłem się spać.Ale obudziłem się po jakiejś godzinie bo znowu śniło mi się to samo, co podczas gdy leżałem nieprzytomny. I znowu przerwał się w tym samym momencie! Postanowiłem posłuchać muzyki i pod jej wpływem ponownie zasnąłem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Rozdział dodany dzień przed końcem zawieszki! :D Mamy nadzieje, że się podoba! Chcemy zobaczyć pełnoo komentarzy bo one naprawdę motywują! Proszę was! <3 Możemy na was liczyć?
~Szylwia.


niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 9

#Laura
     Kogo to znowu do nas przywiało? Lekko wkurzona poszłam otworzyć i w progu stał Ryland, z jakimiś obcymi ludźmi. Zauważyłam, że chłopak ma grymas na twarzy i... łzy w oczach?
-Yymm... Witam? Kogo państwo szukają?- pytam zdziwiona, nie rozumiejąc co się tutaj dzieje.
-Dobry wieczór. Czy mogłabyś nas po prostu wpuścić?-pyta kobieta. Spojrzałam na Rylanda, a on pokiwał głową na ,,nie". Lecz ja jednak otworzyłam szerzej drzwi, a oni od razu skierowali się do salonu. Gdy tam dotarliśmy wszyscy się na nas spojrzeli, a u Lynchów jak i Ella zauważyłam na twarzy zawiedzenie,smutek i nienawiść? Co się tu właściwie dzieje? Po chwili z ziemi wstała Rydel i zrobiła parę kroków w stronę nieznanych mi nadal ludzi. Wpatruję się w nią i widzę łzy w oczach, a po chwili słyszę jej załamujący się głos:
-Ja...Nie wiem po co tutaj przyszliście. Jeśli myślicie, że coś zdziałacie to ja wam mówie od razu, że nie! Nigdy wam tego nie wybaczymy! Od tak sobie wyjechać i zostawić czek na 4000000 złoty!? Czy wy nie rozumiecie, że przez was byśmy wszyscy trafili do domu dziecka!? Ale tak się nie stało! A dlaczego? Bo na nasze szczęście Riker był pełnoletni! Wiecie jakie to jest okropne uczucie żyć bez rodziców przez 4 lata!? Nienawidzę was! Wsadźcie swoje przeprosiny głęboko! Bo zapewne po to tutaj przyszliście! I zostawcie nas w spokoju! A teraz was żegnamy...Chłopcy idziemy...-no i wyszli.Czyli to ich rodzice? Gdy usłyszałam słowa Rydel to mnie zatkało! Nie dziwie się jej reakcji...Odwróciłam się w stronę nie mile widzianych gości.
-Proszę natychmiast opuścić nasz dom! INie chcę państwa tutaj widzieć! Zraniliście najważniejsze dla nas osoby, a przede wszystkim własne dzieci! Wynocha!- wow...Ależ ja jestem wściekła...Z chęcią sama wykopałabym ich z domu, no ale jednak to moi przyszli teściowie.Gdy już wyszli ja i Vanessa szybko założyłyśmy buty i wybiegłyśmy z naszymi przyjaciółmi.Zobaczyłam ich przy zakręcie i szturchnęłam Van, pokazałam jej gdzie oni są i od razu przyśpieszyłyśmy kroku. Złapałam siostrę za ręke, ona dobrze wiedziała co chcę zrobić więc zaczęłyśmy biec...Jak byłyśmy przy nich, zgarnęłyśmy ich, a ja z Van złapałyśmy się za drugą rękę robiąc im ,,żelazny uścisk". Będąc pewne,że nie odejdą puściłyśmy ich. Ja od razu podeszłam do Rossa i go przytuliłam, stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha: ,,I wanna see you smile", on w zamian przytulił mnie jeszcze mocnej, a ja poczułam jego łzy na moim ramieniu, oderwałam się od niego, otarłam łzy kciukami i palcami podniosłam jego kąciki ust aby powstał uśmiech. Podeszliśmy do reszty i dało się słyszeć, że Van próbuje ich jakoś pocieszyć.
-Ehh...Słuchajcie! Ludzie noo, uśmiech! My z Laurą też nie miałyśmy łatwo w życiu!- I dopiero teraz ogarnęła co powiedziała i szybko zakryła usta dłonią. Brawo Van! Błagam tylko aby nie pytali się o nasze życie! To jeszcze nie czas by oni się dowiedzieli! Ale jak zwykle moje modlitwy nie zostały wysłuchane i po chwili usłyszałam pierwsze pytanie...
-Jak to? Co się takiego działo w waszym życiu?- uggh...Riker ta twoja ciekawość!
-To nie jest zbyt przyjemny temat, o którym można rozmawiać publicznie.-powiedziałam ze smutkiem. Postanowiliśmy wrócić do naszego domu i powiedzieć im prawdę.Wcześniej czy później i tak musieliby się dowiedzieć, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Gdy już wszyscy siedzieli w salonie z kubkiem gorącej czekolady, Vanessa postanowiła zacząć.
-Musicie wiedzieć, że...-nie dokończyła, bo ja odłożyłam kubek na stół, wstałam i już czułam łzy w oczach...
-Że ja i Van jesteśmy adoptowane.Ci co nas dzisiaj odwiedzili to są nasi "drudzy rodzice". Mieszkałyśmy w domu dziecka, ponieważ nasi rodzice sobie wyjechali, a Vanessa nie była pełnoletnia i nie miał się kto nami zająć.- skończyłam opowiadać naszą "historię życia" i pobiegłam szybko do swojego pokoju.Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać w poduszkę. Mimo, że minęło już z 8 lat nadal mam zazłe rodzicom, że wyjechali na drugi koniec świata. Nigdy nie zapomnę ich uśmiechów na twarzy jak mówili nam, że wyjeżdżają, a nas oddają do domu dziecka. Kochani rodzice c'nie? Mimo to kocham Ellen i Damiano, dziękuje im, że nas adoptowali, są cudowni! Usłyszałam, że drzwi się otwierają i od razu zamykają, poczułam jak ktoś kładzie się koło mnie i przygarnia do siebie...Ross...
-Nie smutaj kochanie...Już wszystko dobrze. Zdziwiła mnie twoja historia,ale też ucieszyła...Przynajmniej nie jestem jakimś odmieńcem i mamy nawet podobną historię... Ale już przestań smutać! I WANNA SEE YOU SMILE!!-przy ostatnim zdaniu wydarł się na cały głos, obrócił mnie na plecy i zaczął łaskotać. Skąd on wie, że ja mam łaskotki!? Najgorsze jest to, że wtedy śmieje się jak dzika.
-Prz...eess...taaań! Rrrrooosss!- krzyczę między napadami padaczki.Pod wpływem łaskotek zamachnęłam się nogą i kopnęłam go... Prosto w krocze...Upss?
-AAAAA! CO JA NAROBIŁAM?! PRZEZE MNIE MOŻESZ BYĆ BEZPŁODNY! I JAK MY MAMY MIEĆ DZIECI!? -panikowałam jak nie wiem co i nie zważałam na to co mówię. Gdy Ross doszedł do siebie po drastycznym wypadku, podszedł do mnie i potrząsnął.
-Ogar kobieto!
-Dobra schillowałam...Idę do kuchni po lody!-i wybiegłam jak torpeda w stronę mojego ukochanego przedmiotu- LODÓWKI. Wyciągnęłam z zamrażalnika lody, do ręki wzięłam łyżeczkę i zaczęłam jeść... Czekaaaj... Przecież to są lody orzechowe!!
-AAAA! KUFA! VANESSA! RATUUUJ!-zaczęłam się wydzierać, a moja siostra szybko przybiegła, spojrzała na pudełko lodów i zrobiła tak zwanego faceplam'a. Ja za to poczułam jak puchnie mi język, zaczęłam bardziej panikować...Van podeszła do mnie, dotknęła czoła i powiedziała:
-Lau! Ty masz gorączke! Biegiem do łóżka!
-Mmmm...Roomsssa...mmmm-próbuje coś powiedzieć.
-Nie Laura! Żadnego mentosa! Przecież ty masz spuchnięty język! Jak ty go niby chcesz zjeść!?- co za idiotkaa...
-Aleemmm mmdebilkaamm
-Co? Do kibla? To idź, a nie mi się tym chwalisz!
Nie wytrzymam zaraz! Poszłam więc do pokoju, wzięłam telefon i puściłam sobie piosenki R5. Akurat teraz leciała ,,Crazy for u", gdy usłyszałam nagle jak ktoś koło mnie śpiewa:
-,,I'm crazy, it's true! Crazy for you".
Szybko wstałam na równe nogi i stanęłam w pozycji ninja.
-Mmmm...No fyłaś ty fłamyfaczu mmmm...Jam cim pokażem, żem nie ładniem tak fpraszać siem do mego pokoju!
Poczułam jak ktoś kładzie mi ręce na biodrach i mówi:
-Przecież to ja głuptasie i nie jestem żadnym "fłamyfaczem".
Ja szybko zrobiłam obrót i walnęłam go pięścią w głowę...I dopiero teraz zobaczyłam, że to Ross, który leży na ziemi nieprzytomny...
~~~~~~~~
Witajcie ! :D
Dzięki waszym komentarzom rozdział pojawił się szybko! One naprawdę motywują! Dziękujemy wszystkim co czytają tego bloga i oczywiście tym co komentują rozdziałyy! Jesteście wspaniali <3
~Szylwia.

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 8

Ze zdziwionymi minami podreptałyśmy za rodzicami. Wchodząc do kuchni jeszcze obejrzałem się za siebie, a Ross posłał mi niewidzialnego całusa.
- Laura, Vanessa! - krzyknęła na wstępie mama, już trochę spokojniej. A może jednak nie... Spojrzałam na Vanessę, która zamyślona opierała się o lodówkę.
- Co wy sobie myślicie?! Chodzić do łóżka z pierwszymi lepszymi?! Co z tego, że to wasz ulubiony zespół,  nic o nich nie wiecie!
- Poza tym - wtrącił tata - rozmawialiśmy już na ten temat. Seks dopiero po ślubie.
Kiedy wymówił to słowo na 4 litery, odbiło mi. Moi rodzice mnie dobijają. Poza tym, co mam im odpowiedzieć?
- Vanessa! Ty jako ta starsza powinnaś pomyśleć! I nie myśl,  ze będziemy dawać  ci pieniądze na dziecko! Czyś ty zwariowała?! Na starość tylko problemów przysparzacie!
Nagle dostałam olśnienia. Tak ucieszyłam się ze swojego genialnego mózgu, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Laura, bawi cię ten temat?! Bo mnie ani trochę! - zwróciła się do mnie wkurzona mama.
- Mamo... - zaczęła powoli Vanessa.
- ... oni nas zgwałcili! - krzyknęłam uśmiechnięta od ucha do ucha, ale po chwili ogarnęłam się i wykorzystałam moje zdolności aktorskie.
- Ja nie chciałam, ale Ross... przyciskał - udawałam załamaną - a ja nie potrafiłam się mu oprzeć... - zerknęłam na mamę, która zdezorientowana wpatrywała się w moje oczy. Jak nie wyleciała, jak się nie wydarła...
- Panie blond czupryno! - wrzasnęła mama do dotychczas śmiejącego się Rossa, który a jednej chwili spoważniał - Jak śmiałeś! - wyciągnęła Rossa za ucho z kółka R5. Chłopak niepewnie przywarł do ściany.
- Tak moją kochaną Laurusię wykorzystać!  Przysięgam ci na moją teściową, że za kratkami spędzisz co najmniej 1000 lat! - krzyczała mama, a Ross jednocześnie zdziwiony,  przerażony i nieogarnięty wyglądał na prawdę głupio.
- A ty! - teraz zwróciła się do Rikera - pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś!
- A ja jestem gejem! - wrzasnął na maxa przestraszony pani Marano, która wyglądała teraz jak uosobienie zła - Vanessa mnie zmusiła!  - wskazał na nią łapiąc się za głowę. Mama powoli odwróciła się w stronę siostry.
- Ja? - zapytała rozbawiona Vanessa - ja proszę ciebie preferuję zasady chrześ-ci-jań-skie! Jak tatuś kazał, rozmnażanie dopiero po ślubie! - powiedziała, a już byłam pewna, że zaraz każdy wtrąci coś w tej sprawie.
- A ja jestem bi! - uśmiechnęła się uchachana Rydel spoglądając na Ella i Rocky'ego, którzy udawali, że się cmokają. W tej chwili wybuchnęła jedna, wielka awantura.
- jak mogłeś mnie zgwałcić, szczurze! - darłam się na Rossa ubawiona po pachy.
- Bo widziałem, że tego chcesz! - odezwał się Ross powstrzymując śmiech.
- Nie udawaj aniołka! - Riker teraz jako jedyny był cały spięty.
- Miłość nie zna zasad! - krzyczeli zapłakani Elli i Rocky, a w tym czasie Rydel skakała po korytarzu śpiewając "Kocham Laurę, kocham Ella, miłość jest jak morela!".
Kiedy każdy krzyczał co innego, moi rodzice już kompletnie stracili nadzieję w naszą inteligencję i zarządzili odwrót. Po jakichś 30 minutach kłótnie ustały, a zorientowawszy się, że państwo Marano zniknęli, wszyscy wybuchnęli donośnym śmiechem.
- Ross, kretynie, przez ciebie rodzice mają mnie teraz za kogoś z niższych warstw społecznych! - próbowałam go upominać, ale śmiech mi przeszkodził. W tym momencie poczułam jego ręce na swoich biodrach, które powoli zaprowadziły mnie do mojego pokoju.
- No błagam, tylko mnie nie zgwałć - mówiłam wciąż roześmiana.
- Wcale nie mam takiego zamiaru - uśmiechnął się - chociaż... - dałam mu kuksańsca w brzuch - ałć! No żartowałem! - wydyszał łapiąc się na brzuszek i zamykając drzwi. Spojrzał na mnie.
- Laura, ogarnij się! - zaśmiał się jakimś cudem odczytując moje myśli - chcę ci coś pokazać.
Chwycił mojego laptopa i wpisał coś w internecie.
- Zobacz - powiedział i podał mi go.
Zerknęłam na monitor i zaniemówiłam.
- Hahahaha, co za ludzie! - palnął się w czoło Ross - mają nas za parę! Raura! Święty Mikołaju, nie przynoś im prezentów w tym roku!
Do internetu wyciekły nasze wspólne fotki z R5. Na jednej dusiłam Rossa, a oni uznali to za uwaga, cytuję... przelotny romans! Po raz kolejny dzisiaj wybuchnęłam głośnym śmiechem, a do mnie dołączył Lynchosław. Cali roześmiani wyszliśmy na balkon i położyliśmy na kocyku.
Myślałam o tym wszystkim, o R5, o rodzicach, o Rossie... Spełniło się moje największe marzenie - teraz oto siedzę, a raczej leżę i rozmawiam z Rossem, tylko dzieci na razie nie ma. Ale nad tym popracuje się po ślubie, teraz trochę za młodzi na dzieci jesteśmy!
- Laura, wszystko okey? - spojrzał na mnie Rossy, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że przez ten cały czas się na niego gapiłam. Dzieliły nas centymetry, patrzyliśmy sobie w oczy. "POCAŁUJ GO, POCAŁUJ GO" mówił mi mózg, "POCAŁUJ GO, NO JUŻ!".
- Nie pocałuję go, idioto! - krzyknęłam. Ross posłał mi dziwne spojrzenie, a ja dopiero teraz wszystko ogarniając palnęłam się w głowę i zakryłam kocykiem.
- Zapomnij - powiedziałam zażenowanym głosem.
- No... okey. - zarechotał i uwolnił moją głowę z koca - Zobacz, to jest duży wóz. - powiedział wskazując na wielki gwiazdozbiór. Spojrzałam na ciemne niebo usiane kropkami.
- Nie widzę - zmarszczyłam oczy - widzę! - krzyknęłam zadowolona.
- A tam jest koziorożec - wskazał, a ja podążyłam wzrokiem za jego placem.
- Ja tu widzę tylko masę kropek - zmartwiłam się, a Ross się zaśmiał.
- Nic dziwnego, znaki zodiaku potrafi rozpoznać tylko specjalista.
- Interesujesz się astronomią? - zapytałam zaciekawiona.
- Poniekąd - uśmiechnął się - gwiazdy pozwalają zapomnieć... - zamyślił się i zamknął oczy powstrzymując łzy.
- Rossy? - spojrzałam na jego lekko czerwone oczy.
- Nic, to nic - odparł smutno się uśmiechając i wytarł oko ręką - chodź, już pewnie kolację zrobili.
Wychodząc z pokoju złapałam Rossa za ramię. Spojrzał na mnie.
- Rossa, jeśli kiedykolwiek chciałbyś pogadać, to możesz na mnie liczyć. - zwróciłam się do niego - oczywiście za dopłatą - dodałam chcąc go rozweselić, co dało pozytywny skutek.
- Dziękuję. - odpowiedział i... cmoknął mnie w policzek.
Nic. NIC nie potrafi oddać tego, jak się wtedy poczułam! Aaaahh, gorąco! Cud, miód, pluszowe kapcie, kotki i pieski... O rany, rany, rany, rany!
Uśmiechnęłam się do niego i wyszliśmy z pokoju.
- Co tak długo tam robiliście? - zapytała Rydel robiąc kolację.
- Tylko mi nie mów, że ją zgwałciłeś! - krzyknął Rocky, a wrzeszczący Ellington wskoczył mu na kolana.
- Ludzie, ogarnijcie dupy - Ross złapał się za skronie.
- To czemu Laurita taka zarumieniona, hę? - zapytała Vanessa zakładając ręce.
Ross uśmiechnął się delikatnie i spuścił głowę, a ja? Człowieku, przez ciebie zostanę pośmiewiskiem w moim własnym domu, co mam im powiedzieć?
- Robiliśmy zawody na wstrzymywanie oddechu - powiedziałam nerwowo chcąc oprzeć się o szafkę. Niestety, nie trafiłam i rąbnęłam na ziemię. - Nic mi nie jest! - wstałam prędko orzepując się.
- Kłamie jak z nuuuuuut! - zaśpiewała Rydel i wszyscy się zaśmiali - Schilluj, dziewczyno!
Zasiedliśmy do kolacji.
- Lau, zrobiłam lody orzechowe, ale dopiero przed chwilą dowiedziałam się, że masz na nie uczulenie - powiedziała smutno Delly.
- Ja mogę zjeść jej porcję - wtrącił Ell - chociaż myślę, że wzięłaś pod uwagę, że zjem więcej. - odparł opierając się o blondynkę.
- Dlatego zrobiłam ich mnóstwo - zaśmiała się i pokazała Ellingtonowi zamrażarkę pełną lodów. Ten zrobił wielkie oczy i padł przed Delly na kolana.
- O, bogini jedzenia, wyjdź za mnie! - zawołał, a blondynka się zarumieniła.
Po kolacji, wszyscy objedzeni po uszy zaczęliśmy grać w butelkę.
- Ha! Vanessa, pytanie czy wyzwanie? - zapytał Ross.
- Wyzwanie - uśmiechnęła się dumnie.
- Hmmmm... może by tak... - zaczął się rozglądać, aż jego wzrok padł na Rikera - frrrrancuski pocałunek z Rrrrrikerem?
- Co? Nie! - spaliła buraka - nie ma tak!
- Vann, musisz - upomniał ją Riker robiąc śliczne oczka.
- Aaalee...
- Nie ma "ale"!
- No... okey - uśmiechnęła się nieśmiale.
Już... już dzieliły ich milimetry, aż... Ktoś zadzwonił do drzwi. O tej porze?!
__________________________________________________________________________________
Hej! Tu nareszcie ja :D
Przepraszam za nieobecność, ale dużo nauki mam i w grudniu próbne egzaminy :<
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :3
/Kitka

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 7

Dedykacja dla wszystkich, którzy skomentowali poprzedni rozdział! A w szczególności dziękujemy ci Olga Lynch za to,że nasz blog bardziej zaistniał i przybiera nowych barw! 

#Laura
    Obudziłam się jakoś o 9, powyginałam się trochę na przebudzenie, zrzuciłam z siebie kołdrę "O kufa, jak zimno"-pomyślałam.Dobra, podeszłam do szafy i wybrałam sobie czarne rurki a do tego biała koszulka w czarne paski.Poszłam do łazienki, a tam rozczesałam włosy,umyłam zęby, umalowałam się lekko i ubrałam.Po wyjściu z łazienki poszłam pościelić łóżko, gdy było już gotowe usiadłam na nim z laptopem, który cały był obklejony zdjęciami R5.Powchodziłam na wszystkie strony społecznościowe, postanowiłam zawitać na youtube.Gdy to zrobiłam zauważyłam pełno filmików jak ja i Ross śpiewamy, chyba każdy kto był na tym koncercie go wstawił.Znowu zaczęłam myśleć nad Ross'em.Ja naprawdę nie wiem co jest ze mną nie tak,że on raz jest taki miły,a zaraz zmienia mu się humor.Co on okres ma? Chłopak w ciąży jest? Ja bardzo chciałabym, aby to on był moim przyjacielem, a nie wrogiem.Gdy tak siedziałam na laptopie usłyszałam dzwonek do drzwi więc szybko zbiegłam na dół i w okienkach na drzwiach zobaczyłam blond czuprynę..Czy to Ross?..Nie to niemożliwe..Otwieram drzwi..A nie jednak możliwe..
-Heej?-witam się zdezorientowna..
-Cześć Lau..Musimy porozmawiać..Wpuścisz mnie?- ja tylko szerzej otworzyłam drzwi aby mógł wejść..Pochylił się by ściągnąć swe czarne conversy i gdy je odkładał to chyba zauważył moje takie same..bo uśmiechnął się lekko i postawił swoje buty blisko moich.Skierowaliśmy się do mojego pokoju..
-No więc...O czym chcesz pogadać?-pytam zaciekawiona, a on nic nie powiedział tylko podszedł bliżej mnie i zaśpiewał mi, patrząc prosto w oczy:
- I dream on, dream about you
What can I do to make you feel all right?
Baby I don’t want to see you cry, no
I want to see you smile
I want to see you smile
    Na koniec ze łzami szczęścia z całej siły go przytuliłam.Jakie ja mam szczęście, że go poznałam! Dziękuje!
-L..A..U DU..SI..SZ- po tych słowach szybko się od niego oderwałam.
-Przepraszam Rossy, ale to był cudowny gest..
-Rossy? Lubię to.-powiedział to takim głosem, a ja próbowałam nie wybuchnąć ze śmiechu.-Ale wracając..Lau ja chciałbym cie przeprosić za moje zachowanie, nie wiem co we mnie wstąpiło ..Jest mi głupio i mam dla ciebie malutki prezent.-gdy to powiedział z tylnej kieszeni spodni wyjął podłużne pudełeczko, w którym znajdowała się złota bransoletka z przywieszką w kształcie serca.Bożeno jaka cudna! Ross podszedł do mnie i podniósł moją rękę aby mógł ją zapiąć.Gdy już to zrobił ja rzuciłam mu się na szyje mówiąc do ucha ciche "Dziękuje", poczułam jak się zaśmiał i odpowiada mi szeptem "Drobiazg Lau.", a ja wtulam się w niego mocnej.

#1 godzinę później
    Od przyjścia Ross'a siedzimy we dwójkę i rozmawiamy na byle jaki temat. Tak bardzo się cieszę , że jesteśmy pogodzeni! Moja siostra wróciła niedawno z zakupów i była z lekka zdziwiona na widok Ross'a w naszym domu.Poinforomowała mnie, że niedługo ma przyjść do nas reszta z R5.
   Gdy usłyszałam dzwonek, zostawiłam Ross'a na chwilę i pobiegłam otworzyć drzwi, okazało się, że to nasi kochani znajomi z R5.Gdy wszyscy tak rozmawiali ja siedziałam obok Ross'a, bawiąc się bransoletką i nuciłam piosenkę, którą z rana mi zaśpiewał, on od czasu do czasu zerkał na mnie i uśmiechał się szeroko.Po mijającej już godzinie rozmów usłyszeliśmy dzwonek do drzwi..Kto to może być? Spojrzałam na Van,może ona coś wie, a ta tylko wzruszyła ramionami..Dobra pewnie ktoś się pomylił..I znowu ktoś zadzwonił dzwonkiem, nie chętnie wstałam i poszłam kogo do nas przywiało..
-Rodzice?-pytam nie dowierzając.
-NIESPODZIANKA!-otworzyłam szeroko oczy i buzie.
-Mówiliście coś?-tssaa,zamyśliłam się.
-Pytaliśmy się czy nas wpuścisz do środka.-mówi mama-Dobrze się czujesz?Nic ci nie jest słonko?-ugh..zaczyna się..
-Wszystko w porządku mamo...Właźcie..
Wepchnęli się do przedpokoju z tymi walizami i zaczęli zdejmować kurtki, gdy wzięli się za buty ich wzrok powędrował na wiele par butów..
-oooo..Macie gości?-pyta mama.
-Taaak..polubicie ich..-mówię z nadzieją w głosie.
Powędrowaliśmy do salonu gdzie wszyscy siedzieli..Gdy rodzice zobaczyli grupkę nastolatków w salonie od razu się zatrzymali..
-ooo witajcie rodzice-wita się Van nie ogarniając co się dzieje.
-Vanusiu i Laurusiu czy to nie jest przypadkiem ten zespół,za którym tak szalejecie? I miałyście całe pokoje obklejone ich plakatami?A jak byli w naszym mieście to biegałyście po całym domu drąc się z wywalonym językiem i zachowywałyście się jak jakieś psychopatki?-ughh..dzięki mamusiu..
-Tsaa dokładnie ten zespół mamo..-odpowiadam i słyszę cichy śmiech ze strony pięciu osób,posłałam im mordercze spojrzenie i od razu się uspokoili.Doskonale.
-Dzień dobry! Jestem Rydel, to jest Ross,Riker, a too..-nie dokończyła bo nasza mama jej przerwała..
-Dziecinko wiemy jak się nazywacie te wariatki gadały o was z 1000 razy dziennie.-i tu wskazała na mnie i Van.
-MAMOOO!-krzyknęłyśmy razem.
Kufa co za wiocha..Gdy nasi rodzice rozmawiali z naszym ulubionym zespołem, ja z Vanessą wymieniałyśmy między sobą zażenowane spojrzenia dodając otuchy lekkim uśmiechem mówiącym "będzie dobrze zobaczysz".Spojrzałam teraz na Ross'a i Riker'a, którzy wymieniali się uśmiechami..Czy oni coś knują? 
Poczułam jak Rossy obejmuje mnie swoim ramieniem i mówi..
-Lau kochanie..co się nie odzywasz?Boli cię po naszych cudownych nocach spędzonych we dwoje?-Czekaaaj..o co kaman? Po chwili słyszę Riker'a..
-Van kotku wszystko dobrze z naszym bobaskiem?- po tym pytaniu kładzie jej rękę na brzuchu..Spojrzałyśmy na rodziców, ci cali czerwoni wstają z kanapy i zaczynają:
-LAURA MARIE MARANO I VANESSA NICOLE MARANO NATYCHMIAST DO KUCHNI! CZEKA NAS POWAŻNA ROZMOWA! -wooow..co za synchronizacja..czas na kazania od rodziców..będzie się działo.
~~~~~
Siemanko!
Dziękujemy za komentarze! Na prawdę pomogły! Jesteście niesamowici!
~Szylwia.

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 6

Dedykacja dla Olgi Lynch! jesteś cudowna!❤❤


*Oczami Ross'a*
 Gdy wkurzony wszedłem do swojego pokoju, zacząłem myśleć. Co za debilne grzyby z moich braci! Czy oni nie mogą zrozumieć, że z Laurą nic mnie nie łączy!? Przecież ona ma takie brzydkie(śliczne) brązowe oczy! Ohydne(piękne) włosy! Jest za gruba(cudownie szczupła)! Ma obrzydliwą(seksowną) figure! W ogóle mi się NIE PODOBA(cholernie mi się podoba)! Nienawidze jej(chyba się w niej zakochałem)**! Dobra mózg ogarnij swoją dupe! Aby się ogarnąć włączyłem muzyke i zacząłem tańczyć, dobrze że wybrałem sobie pokój z większą przestrzenią. Gdy już się opanowałem wziąłem swoją gitarę do rąk, przejechałem palcami po strunach i usłyszałem dźwięk,który tak bardzo kocham.Zdecydowałem, że napisze własną piosenke. Przecież muzyka to moje życie, dzięki niej po części zrozumiałem świat .Ona nauczyła mnie wielu rzeczy..Dając mi rytm- pokazała mi,że umiem tańczyć..Dając mi nuty- pokazała mi, że umiem śpiewać..Dając mi piosenki- ma nadzieje, że sam coś stworze.Gdy zacząłem myśleć nad nutami, doznałem olśnienia i poszło mi szybko.W głowie miałem słowa i tylko trzeba ułożyć je w tekst do mojej piosenki.Po chwili chwyciłem zeszyt i zacząłem zapisywać:

Got my heart made up on you
Oooh, oooh, oooh, oooh
You said what you said
When words are knives it's hard not to forget
But something in my head wouldn't reset
Can't give up on us yet
No, whoa, wo-ooh
Your love was so real
It pulled me in just like a magnetic field
I'd let you go but something's taking the wheel
Yeah it's taking the wheel
Oh, oh

Po jakiś 3 godzinach powstała piosenka ,,Heart Made Up On You".Gdy już skończyłem wszystko zapisywać i mam wszystkie nuty zaśpiewałem całą lecz usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi do mojego pokoju, odwróciłem wzrok i zobaczyłem Laurę, która zamyka drzwi i od razu przy ścianie zzsuwa się po ścianie, zakrywa dłońmi twarz i zaczyna szeptać:
-Głupi Lynch! Nie chce wyjść z moich myśli! Już ten żyrandol mógł na mnie spaść,pojechałabym do szpitala i tylko Van by się przejmowała.Wcześniej miałam nudne życie..bez przyjaciół,imprez i innych spotkań..może to dlatego nie wiem jak ma sie zachowywać przy Ross'ie..Albo coś ze mną nie tak? Ross mnie nienawidzi, przecież to nie tak miało być..ja miałam mieć z nim ślub,dzieci..a ja wszystko zepsułam..jestem skończoną idiotką..marzenia ..po co one są..
-Ale ty nie rozumiesz Lau, to wszystko nie tak jak myślisz-odezwałem się, a ta na dźwięk mojego głosu podskoczyła na równe nogi i zaczęła panikować!
-AAAAA! Co ty tutaj robisz!? Kufa ty wszystko słyszałeś!?-tutaj jej przytaknąłem-Cholera!-teraz się rozejżała po pokoju.-Przecież to nie jest łazienka! Jezu pewnie źle skręciłam! To twój pokój! OMG jaka ja głupia! A tak poza tym świetna piosenka i czekam by ją zobaczyć na youtube!-powiedziała tak szybko i wyleciała jak torpeda z mojego pokoju.Usłyszałem jeszcze głośne zamknięcie drzwi frontowych.Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem ją jak szła bardzo szybkim tempem.Wyciągnąłem telefon i napisałem jej wiadomość..Jak dobrze, że Van podała mi jej numer..Dobra wysłane..Poszedłem pod prysznic i gdy już się umyłem i wytarłem nałożyłem na siebie białą koszulke i różowe bokserki.Położyłem się w łóżku i w słuchawkach włączyłem sobie muzyke, która pomogła mi zasnąć.

*Oczami Laury*
 Weszłam już do domu, szybko zamknęłam za sobą drzwi, chociaż nie wiem dlaczego skoro nikt mnie nie gonił.Zdjęłam czarne conversy..heh.."Ross też takie nosi"-pomyślałam.Kufa przestań myśleć o NIM ! Poszłam do kuchni i wzięłam z zamrażalnika lody czekoladowe oraz wielgaśną łyżeczkę.Poszłam do pokoju, aby poszukać fajnego filmu.Wypadło na "Randka z gwiazdą". Po skończeniu się filmu jak i lodów poszłam do łazienki na dłuuugą i odprężającą kąpiel.Podczas niej myślałam nad tym filmem, który w sumie zgadza się z moimi ostatnimi przeżyciami..On blondyn,ona brunetka..On- sławny piosenkarz, a ona zaś zwykłą nastolatką..Poznają się na koncercie w nietypowej sytuacji..chociaż to co stało się na końcu, w moim życiu na 100% się nie zdarzy, tym bardziej z Ross'em.Po kąpieli i przebraniu się w piżame, zauważyłam, że mój telefon się świeci..Sprawdziłam to i okazało się, że mam wiadomość..Zobaczmy treść..
"Gdzie tak pędzisz koffany koniku?~Rossy"
Czy Van dała mu mój numer!? Ughh! Zabije! Ale czy on nazwał mnie KONIEM!? Dobra teraz jestem tak wściekła, że czuje jak gniew rozlewa się w moich żyłach! Chyba zaraz zmienie się w Hulk'a by rozwalić całe miasto! A szczególnie przygnieść Ross'a ! Dobra spokojnie..wdech,wydech,wdech..Jest okey , ogarnęłam się i z dziwnymi myślami położyłam się spać,śniąc o tym jak zabijam mojego kochanego Ross'a Lynch'a..
~~~~~
**- to są jego prawdziwe myśli,do których nie chce się przyznać.
~~~~~~
Heej Kochani!❤
Tylko co mogę powiedzieć to, to że liczę na komentarze ! 
~Szylwia.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 5

#Ross
Cała czwórka pobladła. Spojrzeli po sobie i zaczęli wpatrywać się w ziemię. Rozbawił mnie ten widok. Nie wiedziałem, czy było to wszystko bardziej śmieszne czy raczej żałosne. Złapałem się za głowę i zacząłem cicho chichotać. W tej chwili Rydel czerwona do granic możliwości przeszyła mnie wzrokiem. Założyłem ręce z tyłu i potulnie spojrzałem na podłogę. Laurę z pewnością rozbawiłby ten widok. Zaraz, co?
- Riker, Ryland, Rocky, Ellington - zaczęła Rydel spokojnie widocznie powstrzymując wybuch gniewu. Nagle z sufitu spadł żyrandol. Ooo matkoo... Komuś tu się porządnie oberwie...
- Do mnie! W szeregu! JUŻ! - nie wytrzymała i dała upust emocjom. Cała czwórka na komendę ustawiła się w szeregu. Zaśmiałem się.
- Ross, to tyczyło się też ciebie! - wrzasnęła.
Ja? Pokazałem na siebie palcem. Przecież...
- A czy ktoś inny w tym domu ma jeszcze na imię Ross?!
No jaasne, mnie zawsze się obrywa za nic.
- Jest taka słodka, kiedy się denerwuje - szepnął do mnie Ell, a ja pokiwałem głową. Rydel widocznie to usłyszała i spojrzała na naszą dwójkę, po czym zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, jeśli to w ogóle było możliwe. Już sam nie widziałem, z jakiego powodu.
Przeszyła nas wszystkim wzrokiem, delikatnie się uśmiechnęła i zaczęła oglądać swoje paznokcie.
- Laura i Vanessa przychodzą dziś na kolację. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - A najlepsze jest to, że ten burdel będziecie sprzątać WY. - wskazała na nas palcem i najzwyczajniej w świecie wyszła z pokoju.
- Na pewnoo -zaśmiał się Ryland. Rydel wychyliła się z przedpokoju.
- Inaczej wszystkie wasze durne gry będą robić za kulę dyskotekową. Macie czas do 17.
Chłopacy spojrzeli po sobie.
- Rydel, jest 15:40! - spanikował Riker.
- No to radzę się wam pośpieszyć - puściła mu oczko Rydel.
Cała czwórka rzuciła się do sprzątania jak sęp na padlinę. Ja po cichu ulotniłem się do mojego pokoju. Muszę się przebrać na gości, bo inaczej siostra mnie zabije. No ale chwila, gdzie jest moj... No tak. Dałem ją Laurze. Trzeba dbać o swoje fanki. Chociaż Laura nie jest taką zwykłą fanką. Nie wiem czemu, ale coś mnie do niej ciągnie.
#Laura
- Co?! - krzyknęłam na cały głos.
- To! Dziś o 17. Rydel nas zaprosiła. - powiedziała Vanessa z szerokim uśmiechem na twarzy robiąc masę na ciasteczka. - Przecież uwielbiasz R5, powinnaś się cieszyć.
No tak. Powinnam, ale się nie cieszę. Wręcz przeciwnie. Najbardziej na świecie nie chcę tam iść! Tak piekielnie poniżyłam się przed Rossem, że najchętniej już nigdy nie wychodziłabym ze swojego pokoju. Poza tym łeb mi pęka! Pewnie palnę jeszcze coś głupszego i Ross już nigdy się do mnie nie odezwie. A może to dobrze? Przynajmniej oszczędzę sobie wstydu. Dobra, csiii... Lepiej pójdę się przygotować. Jak już mam się ośmieszyć, to z klasą...

~*~

Jechałyśmy do Lynchów. Byłam cała czerwona z nerwów. Ubrałam się na luzie, żeby sobie nie pomyśleli, że się stroiłam czy coś... Założyłam czarne legginsy, zielony sweter z reniferem, a włosy podkręciłam lokówką. O nie... Dojeżdżamy...
- Laura, idź zapukaj, a ja wezmę jedzonko!
VANESSA, NO BŁAGAM.
Z drżącymi rękami zapukałam do drzwi. Jeszcze pewnie otworzy Ross...
- Laura! - uśmiechnęła się Rydel.
- O matko, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę - z wyraźną ulgą przytuliłam blondynkę. Zaprosiła mnie do środka i sama poszła pomóc Vanessie z jedzeniem. No bomba.
- Laura!
Usłyszałam charakterystyczny głos i ze sztucznym uśmiechem spojrzałam w lewo.
- Ross... Fajnie cię widzieć!
- W sprawach uczuciowych jesteś beznadziejną aktorką - stwierdził Ross i poprawił fryzurę.
LYNCH! Śmiesz wątpić w moje zdolności aktorskie?! Zażenowana poczułam, że zaczyna mi się robić gorąco.
- Radziłabym ci kupić kontakty, bo...
- Spójrz w lustro i dopiero wtedy się wykręcaj.
Odwrócił się i odszedł. Spojrzałam na lustro wiszące w przedpokoju i zaśmiałam się żałośnie. Już nic nie naprawi mojej reputacji w oczach Rossa. Byłam tak potwornie czerwona, że pod nosem zaczęłam przeklinać własną twarz.
- To cera naczynkowa, kretynie! - wydarłam się na cały dom i z jednym butem w ręce, a drugim na nodze zaczęłam biec za Rossem.
- Ty... tty pajacu! Nic nie chcesz zrozumieć, tylko wolisz wyciągać własne wnioski! - biegłam za nim jak głupia,a on nie miał nawet zamiaru zwolnić. Wtem nieoczekiwanie stanął i obrócił się w moją stronę. Nie zdążyłam wyhamować i... wpadłam na niego. Żeby było śmieszniej, Ross nie utrzymał równowagi i wylądowaliśmy na ziemi na środku pokoju. A żeby było jeszcze śmieszniej, trzech Lynchów i Ratliff wpatrywali się w nas jak w obrazek. Spojrzałam w oczy Rossa, które były tak zdziwione, że dostałam niekontrolowanego ataku śmiechu. Ross wstał otrzepując się i przy okazji gapiąc się na mnie jak na idiotkę.
- Ta twoja dziewczyna ma zdecydowane rozchwianie nastrojów. - stwierdził Rocky i poklepał brata po ramieniu.
- To choroba dwubiegunowa! - wrzasnął Ellington z miną bohatera - Osoby z tą chorobą w jednej chwili są agresywne jak... śliwka, a w drugiej spokojne jak...
- Pingwin? - zaproponował Rocky, a Riker skinął głową.
Doprawdy, trafne porównania.
- To głupota. - odparł drętwo Ryland, a wszyscy popatrzyli na niego ze strachem w oczach.
Kiedy to usłyszałam momentalnie przestałam się śmiać i zapłakana od śmiechu usiadłam na kolanach. Popatrzyłam na wszystkich zażenowana.
- Och, Boże - złapałam się za głowę - Zabierz mnie stąd i spraw, żeby ten dzień nigdy się nie wydarzył, i żeby żaden Lynch, i żaden Ratliff już nigdy mnie nie spotkał! - powiedziałam głośno i zrezygnowana położyłam się na podłodze.
- Ale słodka jest - stwierdził Riker i pomagając mi wstać dźgnął Rossa łokciem.
- Ałłć!
- I nawet jesteście tacy sami - dodał Rocky i zaczął udawać amorka strzelając w nas niewidzialną strzałą.
- Fuu! - krzyknęliśmy i jednocześnie odskoczyliśmy od siebie.
#Ross
Matko! Moja rodzina jest nienormalna! Chcą zeswatać mnie z Laurą?! Czyżby wcześniej pociągała mnie jej głupota? O nie, byłem głupi i tyle. Ona jest taka... wkurzająca!
- Rocky, zamknij lepiej tą gębę, bo nie ręczę za siebie. - zdenerwowałem się - wy chyba nie shippujecie mnie z NIĄ? - wskazałem na Laurę, która wpatrywała się we mnie swoimi pięk... okropnymi i wrednymi oczami.
Rocky, Ell, Ryland i Riker spojrzeli po sobie.
- RAURA! - wrzasnęli na cały głos, a żyrandol, który wcześniej przymocowali na taśmę klejącą zleciał kilka centymetrów od Laury.
- Matko Święto! - krzyknęła Rydel wchodząc do pokoju i spanikowana odsunęła Laurę od żyrandola.
- Kto był taki mądry? - znowu poczerwieniała.
- To był pomysł Ellingtona - nakablował Rocky, a Ryland wypchnął winowajcę w stronę siostry.
- Ell, chcesz mi coś powiedzieć? - zapytałam oschle blondynka.
- Pięknie dziś wyglądasz! - uśmiechnął się.
- Ja już nie mam do was siły - westchnęła Rydel - Ratliffowie są jeszcze gorsi od Lynchów... - zrezygnowana potrząsnęła głową i wyszła z pokoju.
- Niektórzy Lynchowie są gorsi. - Laura ze znaczącym uśmiechem spojrzała na mnie i wyszła za Rydel. Co za tupet!
- Lecą na siebie. - odezwał się dotychczas milczący Ryland.
- To widać, słychać i czuć! - zanucili wszyscy razem i przybili sobie piątki.
Ludzie... Z kim ja żyję... Czasem mam ochotę się wyprowadzić. Co za debile! Shippują Raurę? Pff... Niech sobie shippują. I tak nigdy nie doczekają dnia, kiedy Raura się wydarzy.___________________________________________________________________________________

Hej znowu!
Nie mam weny, ale napisałam! XD
+ TO OSTATNIE ZDANIE ROSSA
/Kita

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 4

Rozdział dodany w ramach podziękowań za 559 wyświetleń! ❤

Siedziałam dalej i wpatrywałam się w jego cudowną twarz myśląc co ja mam mu odpowiedzieć.Po jakimś czasie zdecydowałam się na odpowiedź, która ukrywałaby fakt, że na 1000% bym się zgodziła..
-Pff..Co? Ja? W życiu bym się nie zgodziła pójść ze swoją ukochaną gwiazdą!-chyba mi się nie udało..
-Ja tam myślę,że na 40% byś poszła-odpowiada mi z lekkim rozbawieniem.
-Aa..Co z resztą tych procent?-pytam nie rozumiejąc.
-Jest 60% prawdopodobieństwa, że gdybym o to spytał to byś pewnie zemdlała-powiedział i dopiero teraz się odsunął przy okazji puszczając mi oczko.
Potem wysiadł z auta aby wkońcu zatankować auto.A ja z okna obserwowałam jego każdy ruch, muszę przyznać, że na tych wszystkich plakatach nie widać jego cudownych mięśni i tak przystojnej twarzy, a jego blond czupryna i śliczne brązowe oczy tracą swój prawdziwy urok.Wszędzie odprowadzałam go wzrokiem, patrzyłam jak wlewa tą benzyne,jak idzie płacić ,jak podaje gotówke , jak otwiera drzwi wejściowe od stacji,jak idzie w strone auta i otwiera drzwi siadając na miejscu kierowcy oraz widze jak odwraca się do mnie i patrzy , a nagle pyta:
-Mam coś na twarzy czy coś?
-Niee..on jest cudowna i taka idealna..-powiedziałam rozmarzonym głosem, lecz po chwili dotarło do mnie co powiedziałam więc szybko spuściłam głowę chowając rumieńce i mówiąc ciche "przepraszam" .Po chwili poczułam jak podnosi mój podbródek i mówi słowa, które z lekka mnie zszokowały..

-A wiesz co? Gdy usłyszałem te słowa poczułem ciepło w środku tylko nie wiem dlaczego no bo kurcze podczas lub po każdym koncercie słyszę od fanek jaki to ja jestem very sexy,przystojny i wgl..-chwile się zastanawiał i kontynuował dalej - A może..Ty nie jesteś taką zwykłą fanką..Dobra to nie ważne, odwiozę już cie do tego domu.
Droga dłużyła nam się niemiłosiernie,przez tą niezręczną ciszę ale ja nie umiem się odezwać bo te słowa utknęły mi w głowie i ciągle o nim myślałam. Skończ już! Przestań noo! Niech zapomne o nim chociaż na trochę! Cały czas krzyczałam w myślach..Na głos krzyknęłam głośne "Ogarnij się!" i walnęłam się ręką w głowe..Zabolało..A dlaczego? Gdyż walnęłam się tą co była w gipsie..No świetnie nie dość że boli mnie głowa to i ręka..Zamknęłam oczy i jęknęłam z bólu..Poczułam jak smochód przyśpiesza i skręca..słysze jak ktoś wysiada z auta i wsiada na miejsce obok mnie i trzęsie mną i krzyczy:
-Lau żyjesz!? Laura odezwij się!? Jedziemy do szpitala!? Cholera..-ahh ten cudny głos Ross'a no ale..
-Zamknij tą śliczną twarzyczkę bo mi łeb pęka!!- wydarłam się na cały głos i od razu tego pożałowałam czując ból w czaszce..
-Dobra już..Co się stało?-pyta już spokojnie i z troską.
-No bo ja myślałam o takiej sprawie i się wkurzyłam i chciałam przestać więc uderzyłam się w głowe zapominając, że ta ręka jest złamana i na dodatek w gipsie..-odpowiadam lekko a nawet bardzo zawstydzona.
Westchnął..
-Dobra rozumiem..A co to za sprawa?-pyta z wyczuwalną ciekawością..Nie chciałam się przyznać więc odwróciłam wzrok n szybe i spostrzegłam tam troche śliny..Czy ja się śliniłam gdy go tak obserowałam n stacji? upss..
Ross odwrócił moją głowę tak abym patrzyła na niego..
-Lau? Powiedz mi.
-OMG! Dobra! Myślałam o tobie i tych słowach co mi powiedziałeś! Zadowolony z siebie!? Jak tak to teraz zawież mnie do domu.-powiedziałam stanowczo.
Nic nie odpowiadając tylko się uśmiechnął i wrócił na miejsce kierowcy.Po 5 minutach byliśmy już pod moim domem.Chciałam go zaprosić lecz on odmówił i powiedział, że skoro wie gdzie mieszkam to wpadnie kiedy inndziej.Pożegnałam się z nim, a on odjechał do swojego domu.Ja nie chcąc się nudzić poszłam od razu do mojego pokoju się zdrzemnąć.

*Oczami Ross'a*
 Gdy wracałem do domu, puściłem sobie płytę R5 , którą specjanie sobie zgrałem.Jadąc tak śpiewałem nasze piosenki na cały głos.Gdy płyta się skończyła akurat zaparkowałem samochód na podjeździe.Wchodząc do domu zdjąłem bluze i moje ulubione czarne conversy, kluczyki rzuciłem na półkę i wszedłem w głąb domu. Gdy tylko wszedłem do salonu moje źrenice się powiększyły a usta szeroko się otworzyły..A dlaczego? Ponieważ wszystko tu latało, dosłownie wszystko.A temu wszystkiemu winni byli czterej debile, inaczej mówiąc Riker,Ellington,Rocky oraz Ryland.Spojrzałem na telewizor..taa już wiadomo o co poszło..jak zwykle o przegraną w gre..kto by się nie spodziewał..Chyba nie ma Rydel bo by uspokoiła ich po pierwszych usłyszanych krzykach.Podbiegłem do nich i chciałem ich uspokoić ale wszyscy na raz odepchnęli i wylądowałem hen daleko prosto na pupe! Ughh czasami mam chęć ich udusić,pobić lub zakopać żywcem , ale to moi bracia i nie ukrywam, że ich w głębi serca kocham no ale jak każde rodzeństwo na maxa wkurzają! Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwiami ..Oo czyli Rydel wróciła..Gdy to zobaczy to współczuje wam chłopcy (sarkazm). Gdy zmierzała tanecznym krokiem, nucąc przy okazji piosenke Meghan Trainor "Title" , szybko spojrzałem na chłopaków i wszyscy mieli poduszki w rękach, którymi się okładali..
-PRZESTAŃCIE!-krzyknąłem, czego potem pożałowałem bo każdy z nich spojrzał się na mnie z mordem w oczach i rzucili w moją strone poduszkami, szybko zrobiłem unik a poduszki poleciały prosto na twarz Rydel, która zaczęła robić się czerwona ze złości i nabiera powietrza aby zaraz w tym domu powstało piekło..Chłopcy teraz na serio nie chce być w waszej skórze..

~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich!❤
Mam do was taką prośbę..
Ten kto przeczyta ten rozdział mógłby skomentować? Słuchajcie macie przecież anonima tak? Więc możecie nas hejtować ile wlezie ale jak sie zobaczy te miłe komentarze to wie się, że nie jest się samemu na tym blogu! Także proszę was! To dla nas wiele znaczy ❤
~Szylwia