sobota, 20 lutego 2016

EPILOG

DOCZYTAJ DO KOŃCA NOTATKI A CZEKA CIĘ NIESPODZIANKA

*6 lat później*
   Od czego by tu zacząć? Bohaterowie naszego opowiadania mają się dobrze? Znakomicie? Dobra, to nie ma sensu. Przejdę od razu do konkretnych rzeczy. Ich historia jak na większości blogach zaczęła się typowo, jak na nich. Może i było to przereklamowane przeznaczenie, które ich połączyło. Ale jest to co każda dziewczyna w swoim życiu chce poczuć, prawdziwa miłość. Słyszałaś/eś? Spokojnie, jak nie, to masz jeszcze czas! Wiele "przygód" w ich życiu było przejawem idiotyzmu lub spontaniczności. Czasami i głupotą autorek ich historii. Miałam przejść do sedna, no jasne! Zacznijmy może od najmłodszego, Ryland. Oj, ten chłopak zakochany po uszy w Lunie, swojej już narzeczonej. Nie widzi świata poza nią, w punktach planuje dla nich rzeczy do zrealizowania. Czy to nie kochany chłopak? Ups, przepraszam! Mężczyzna!
Przejdźmy dalej. Nasza urocza i ulubiona para- Ross i Laura. Wychowują swoje bliźniaki, Charliego i Ellie. Ross namawia swą żonę na kolejnego potomka, lecz brunetka od 5 lat jest na nie. Co rok w wakacje odwiedzają inny kraj, ponieważ blondyn wie, że odwiedzenie wszystkich państw jest marzeniem Lau. Co tydzień w soboty oddają dzieci pod opiekę rodzeństwa Rossa, a sami ustalają plany na cały dzień dla siebie. W niedziele wszyscy spotykają się na obiad u wybranego małżeństwa, na wspominanie młodzieńczych lat, oglądanie filmów i innych pogaduszek. Każda para wybudowała oddzielnie dom, ale na jednej ulicy. Rydel i Ell, już po hucznym weselichu. Wychowują syna, Gusa. Energiczny chłopiec, z poczuciem humoru odziedziczonym po ojcu. Riker i Vanessa, małżeństwo od 5 lat. Riker, nasz romantyk, na jednym z koncertów R5 poprosił ją na scenę i oświadczył przed całym tłumem. Adoptowali śliczną, blondyneczkę z brązowymi oczami. Na początku nie chciała jakoś bliskości z nowymi rodzicami, lecz teraz naprawdę ich pokochała. Rocky i Lily? Na razie bezdzietni, a dlaczego? Zdecydowali, że jeszcze z rok poszaleją i dopiero zaczną myśleć o dzieciach. Czy są małżeństwem? Jeszcze nie. Jak Rocky powiedział weźmiemy ślub za rok, a bachora zrobimy w noc poślubną. Dobrze czytacie, to jego słowa.
  Cóż jeszcze mogę o nich powiedzieć? Żyją szczęśliwi, napełnieni miłością. No jasne, są wzloty i upadki, ale i tak dają radę. Razem. Dopóki śmierć ich nie rozłączy.
_______________________________
 PRZECZYTASZ TO?
Drogi czytelniku/czko, jak to czytasz to wiedz, że cholernie ci dziękujemy, że byłeś/aś z nami ponad rok. Dziękujemy, że czytałeś/aś tego bloga! Dziękujemy za każdy komentarz pod rozdziałem. Dziękujemy, że mimo to, że rozdział pojawiał się co miesiąc, wy czekaliście. Dziękujemy za to, że po prostu z nami byłeś/aś. Kuźwa, nie ma słów, które opisałyby naszą wdzięczność. Dziękujemy, za WSZYSTKO.  Dziękujemy za:
-344 komentarze
-20 obserwatorów
-i prawie 50 900 wyświetleń 
Gdy zakładałyśmy tego bloga nie spodziewałyśmy się tak cudownych osiągnięć.
A to wszystko dzięki wam!
Teraz siedzę przed monitorem cała w łzach, to jest trudny moment by skończyć tego bloga.
 Lecz w sumie doskonały, by zacząć nową historię...
TAK DOKŁADNIE
ZAPRASZAMY NA
NOWEGO BLOGA
http://thisloveisadrug.blogspot.com/
OBSERWUJ
WYCZEKUJ NA PROLOG
I BĄDŹ
KOCHAMY WAS
idę płakać już z tęsknoty za tym blogiem
/ kochające was bardzooo Sylwia i Baśka
PS Baśka se zmieniła nazwę z Kitki na jakąś tam Cameron Nott (AHA) XDD



niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 40

 *Tydzień później*
- Nie.
- Tak.
- Nie!
- Tak!
- Nie do jasnej ciasnej!
- Tak!!!
Ross i Laura od 15 minut szarpali się przy drzwiach. Laura zapisała się do szkoły rodzenia i dziś miały odbywać się ćwiczenia z tatusiami. Blondyn jednakże zapierał się zuchwale, że ma ważniejsze rzeczy do roboty: umycie podłóg, zamiecenie tarasu, włożenie naczyń do zmywarki i większość innych robót domowych, które wyczytał w notatniku Rydel w akapicie "Do zrobienia".
- I co, jeszcze mi tylko powiedz, że masz zamiar to zrobić! - zaśmiała się Laura kurczowo trzymając rękaw flanelowej koszuli Rossa.
- A tak! - krzyknął poirytowany blondyn. Brunetka jednak miała powody, by nie uwierzyć chłopakowi.
1. To przecież Ross.
2. Ross i sprzątanie - można umrzeć ze śmiechu.
3. Rydel pełniła dziś dyżur w kuchni (z resztą jak zwykle).
4. Dziś rano Laura myszkując w rzeczach chłopaka znalazła jego pamiętnik, a wpis z wczoraj brzmiał "Mam zamiar wybrać się jutro z Rylandem na mecz. A potem może do klubu, powyrywamy jakieś laseczki.".
Tak więc Laura nie miała ani zamiaru ani chęci na pozostawienie Rossa dzisiaj samego, gdziekolwiek.
- Ale bez dyskusji, masz zostać ojcem, Ross, ojcem do końca życia już zostaniesz.
- Ale ja ci nie będę pomagał rodzić!
- Tak? Jesteś tego taki pewien? A jak popsuje nam się samochód jak zacznę rodzić?
- Weźmiemy drugi.
- A jak popsują się dwa?
- To ten stary trup, który ma RyRy.
- A jak zgubimy klucze do drzwi, a będę rodziła w środku?
- Wyjdziemy przez okno. No i mamy 7 par kluczy, więc ten tego...
- A JAK JAKIŚ PO PIERWIASTKOWANY PSYCHOPATA NAS PORWIE I BĘDZIE KAZAŁ CI POMÓC MI RODZIĆ?!
- Laura, ale ja nie wiem skąd...
Brunetka w tym momencie zawiązała blondynowi szal na ustach i korzystając z chwili jego otumanienia, wyprowadziła go przed dom i, wrzeszczącego i prawie że płaczącego, wepchnęła do samochodu.


Ellington i Rocky już trzecią godzinę siedzieli w schronisku oglądając niesforne psiaki. Hycel był wyraźnie znużony i począł zasypiać na miotle, o którą się opierał.
-  Ell! Ten jest genialny! - ryknął Rocky wskazując na starego buldoga, który zaślinił całe dwa metry kwadratowe, na których się znajdował.
- Rydel jest wyjątkowa, pajacu. Muszę wziąć jakiegoś wyjątkowego zwierza.
- Ten się wyjątkowo ślini - mruknął Rocky.
- Coś wyjątkowego? Trzeba było od razu - jęknął hycel i ziewając pociągnął brunetów do pomieszczenia, które przypominało starą celę więzienną. Na samym środku, żelaznym łańcuchem przykuty był biały szczeniak w szaro-błękitne łatki.
- CZEMU ON JEST NIEBIESKI? - wrzasnął Ell szarpiąc kratę.
- Jest wyjątkowy pod kilkoma względami - mruknął mężczyzna obserwując psiaka, który wyglądał na wyjątkowo smutnego. - Po pierwsze: kolor. Potem: on raczej miałczy, nie szczeka. No i charakter. On jest wegetarianinem.
Ellington i Rocky wrzasnęli zgodne: BIERZEMY i już 10 minut później wieźli na kolanach zwierzaka do domu.
- Co chcesz z nim zrobić? - zapytał Rocky.
- Zobaczysz. Ej, jeszcze do jubilera muszę.
Rocky spojrzał na Ella z ukosa. Co pies może mieć wspólnego z jubilerem? Spojrzał na roczny zapas tofu na tylnym siedzeniu i zrezygnował z pomagania kumplowi.
Maszerując ulicami rozmyślał o Lily. Ross i Laura się żenią. Ell i Rydel to tylko kwestia czasu, aż jeden zaproponuje drugiemu małżeństwo. Tak jak Van i Riker. A on? Wybrał numer do Lily i zatelefonował.
- Słucham.
- Lily? Tu Rocky.
- Rocky! - brunet był pewny, że dziewczyna się uśmiechnęła.
- Co powiesz na towarzyszenie mi w przygodzie?
- Hmm... A jakiej?
- A na diabelskim młynie w wesołym.
- Zapraszasz mnie na randkę, tak?
- Skąd.
- Nie umiesz kłamać.
- Coś insynuujesz?
- Że zapraszasz mnie na randkę.
- A nawet jeśli, poszłabyś?
- A może.
- No to widzimy się o 14 u ciebie.
- Pięknie.

Rydel właśnie wróciła z zakupów. Stojąc pod drzwiami przypomniała sobie, że nie wzięła kluczy. Westchnęła. W tym momencie drzwi same się otworzyły. Zdziwiona blondynka niepewnie wkroczyła do środka. Po chwili musiała zbierać szczękę z ziemi. Wkoło panował niespotykany w tym domu porządek. Pachniało wanilią. Dziewczyna skierowała się do kuchni. Na blacie stały świeczki i białe wino. Wtedy jej wzrok padł na małą, biało-błękitną kuleczkę, która próbowała rozszarpać czerwoną wstążkę, która przywiązana była do obroży.
- A co to za maluszek? - uśmiechnęła się szeroko, a piesek jak na zawołanie wskoczył jej na kolana. Rydel cała roześmiana słuchała, jak zwierzak szczeka, a raczej piszczy. - No chodź do mnie!
Chwyciła malucha i już chciała ściągnąć mu kokardę, gdy zamarła. Do obroży przywiązany był złoty pierścionek. Rydel jęknęła. Wtem zza drzwi wyłonił się Ellington. Ubrany był w garnitur. Dziewczyna próbowała powstrzymać łzy, gdy ten przed nią klęknął, lecz było to próżne działanie.
- Rydel.- zaczął wpatrując się jej głęboko w oczy - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- Kupiłeś mi psa! Jak bym mogła odmówić! - załkała szczęśliwa i rzuciła się chłopakowi na szyję.


Ryland obserwował wszystko ze schodów. Powoli skierował się do pokoju i wzdychając usiadł na parapecie. Wszędzie panuje mania zakochania, pomyślał, miłość jest do kitu. Przez godzinę wpatrywał się w okno. Ludzie maszerowali w tylko sobie znanych kierunkach. Każdy człowiek, inna historia. Nagle zobaczył, że na drzewie w ich ogrodzie siedzi mała dziewczynka i płacze. Siedział chwilę zdumiony, lecz po chwili się otrząsnął. Wylazł na parapet i przeszedł po nim na drzewo.
- Hej, mała! - krzyknął, a dziewczynka z nadzieją spojrzała w jego stronę. Ryland przeszedł przez kolejne dwa drzewa, aż znalazł się na tym , na którym spoczywała mała brunetka zwisając z konara. Złapał ją w pasie i powoli sprowadził na ziemię.
- A ty co tu robisz? - zapytał z lekka z wyrzutem.
- Bo ja zgubiłam siostrę - mruknęła cichutko i zwiesiła głowę.
- Ale dlaczego weszłaś na drzewo?
- Myślałam, że stamtąd ją zobaczę - wypiszczała cała zarumieniona ze wstydu.
- Ruby! - usłyszeli i odwrócili się jak na komendę. Ku nim biegła pewna dziewczyna.Cerę miała bardzo jasną, wręcz bladą. Proste blond włosy sięgały jej łydek, a błękitne oczy były wręcz przezroczyste. Miała na sobie bladoróżową sukienkę i szare trampki. Na oko miała może z 16 lat.
- Gdzieś ty się podziewała - przytuliła dziewczynkę, a ta odwzajemniła uścisk.
- To twoja zguba? - zapytał Ryland, a dziewczyna spojrzała na niego ogromnymi oczami. Uśmiechnęła się delikatnie, wręcz nieśmiało.
- Tak, to moja siostra. Zwiała, gdy nie chciałam kupić jej pluszaka. - niespodziewanie jej bladą twarz rozświetlił perlisty uśmiech.
- Hej, mała, nie można mieć wszystkiego - mrugnął do Ruby i potargał jej włosy. Blondynka złapała siostrę za rękę i podeszła do chłopaka, który się odrobinę zmieszał.
- Ej, znasz może trzecie prawo Kelpera? - zapytała przechylając głowę.
- Eee, nie...
- No to mamy coś wspólnego - roześmiała się, a Ryland jej zawtórował. - Jestem Luna.
Ryland uniósł brwi i uśmiechnął się zalotnie. Ruszył z Luna i Ruby w stronę kawiarni. Postanowił jeszcze zastanowić się nad swoją teorią dotyczącą miłości.

- Zaraz zemdleję - jęknęła Lily próbując nie zwymiotować waty cukrowej, którą zjadła przed wejściem na Diabelski Młyn.
- Okej, ale po tym! - rozanielony Rocky wskazał na budkę z ogromnymi pluszakami. Aby jednego zdobyć, należało zestrzelić 10 kubków za pomocą pistoletu. Blondynka i brunet upatrzyli sobie ogromny, pluszowy kawałek pizzy.
- Spokojnie, to pestka - mrugnął do niej.
Po 12 razach zrezygnował z gry.
- Przecież tego się nie da wycelować! - ryknął, na co sprzedawca tylko się roześmiał.
- Daj spokój, to tylko oszust - warknęła Lily.
- Właśnie, oszust - Rocky złapał gościa za koszulę i potrząsnął porządnie. - Słuchaj, chcę tą pizzę, czaisz?
- To ją sobie pan wygraj - ziewnął.
 Rocky kupił jeszcze jedną grę. Z złością cisnął pistoletem w kubki, które od razu spadły. Chwycił pluszową pizzę i odszedł zanim sprzedawca zdążył pozbierać szczękę z podłogi.
- Madame - ukłonił się roześmianej blondynce i podał jej zdobycz.
- Wezmę to za gwarancję kolejnej randki i może przyszłe oświadczyny - zawołała wskazując na pizzę i ruszyła przodem z wysoko uniesioną głową, zostawiając w tyle zdumionego Rocky'ego.

Vanessa właśnie wyszła spod prysznica. Rozczesała splątane kosmyki i w szlafroku weszła do pokoju. Na łóżku leżał Riker ze słuchawkami na uszach. Uśmiechnięta chciała zrobić mu niespodziankę i wskoczyć mu na plecy. Podeszła go od tyłu i już miała skakać, gdy jej wzrok instynktownie padł na laptopa, w którego Riker wpatrywał się intensywnie. Przeczytawszy nagłówek Ośrodek Adopcyjny nr 60, zachłysnęła się śliną, co nie uszło uwadze blondyna. Gwałtownie się obrócił się i spłonął rumieńcem.
- Riker? - zaczęła szeptem.
- V-van, no w końcu, myślałem, że nigdy nie wyjdziesz z łazienki.
- Co ty sprawdzałeś na laptopie? - brunetka postanowiła nie owijać w bawełnę.
- A, t-to - zaśmiał się nerwowo chłopak, a szkarłatny rumieniec wyglądał nienaturalnie na tle jego prawie białych włosów. - N-no wiesz, bo ja tak s-sobie myślałem, że m-może no kiedyś, ż-że wiesz, że może byśmy mogli, ehm, no w-wiesz...
Vanessa bez zastanowienia rzuciła się chłopakowi na szyję i wisiała na nim tak długo, aż ten zaczął marudzić, że zaczyna się ściemniać za oknem.
~*~
Zapytacie co tak szybko? A dlatego, że jutro koniec ferii i będę musiała wziąć się za naukę. 
Ze szczerymi łzami w oczach powiem wam, że to mój ostatni rozdział na tym blogu.
Jest to OSTATNI ROZDZIAŁ.
ZOSTAŁ JESZCZE EPILOG, KTÓRY NAPISZE SZYLWIA.
Zaraz się rozpłaczę, nie mogę!
Kochani, było mi z wami bardzo miło.
Jest to z Sylwią nasz pierwszy blog, nie jest idealny, ale kolejny będzie. ;)
To mój ostatni wpis.
No chyba , że napiszemy z Sylwią małą mowę pożegnalną, haha.
Kocham Was na zawsze, Misiaki.
/Basia, która nie może znieść myśli, że to prawie koniec.




środa, 10 lutego 2016

Rozdział 39

*tydzień później*
Gdy Laura i Ross pojechali do kina, Vanessa siedziała zamknięta w pokoju zastanawiając się, czy wyjawić rodzinie prawdę. Riker natomiast kolejny dzień spędził w klubie. Zatapiał smutki w alkoholu. Ross wkurzony tym, że codziennie musiał odbierać nietrzeźwego brata z baru, w końcu zdenerwowany zostawił pijanego Rikera w jego pokoju i następnie poszedł do Vanessy. Z hukiem otworzył drzwi czym zwrócił uwagę brunetki.
- Dlaczego tak traktujesz mojego brata?! Czy ty widzisz w jakim stanie on jest?!- złapał Vanessę z całej siły za ramiona i dość mocno potrząsał nie zważając na łzy w oczach dziewczyny.- Czego on jest winny?! Dlaczego tak go ranisz?! Do cholery, dziewczyno! Powiedz w końcu o co ci chodzi! Co się z tobą dzieje?!
Ross wpadł w totalny szał i już miał zamiar uderzyć Van, gdy ktoś wskoczył mu na plecy i zakrył oczy.
- Rydel, biegnij po Rikera!- krzyknęła Laura, a blondynka wybiegła z pokoju.
Dziewczyna z impetem otworzyła drzwi i od razu zauważyła brak brata. Zrzuciła pościel z łózka z nadzieją,że blondyn tam będzie. Chciała jak najszybciej go znaleźć bojąc się o Vanessę i Laurę.
- Riker, do jasnej ciasnej gdzie ty jesteś!
Rydel odchodziła już powoli od zmysłów, gdy zobaczyła jak jej starszy brat spokojnie wychodzi z łazienki. Pociągnęła go za rękę i zaczęła iść w stronę pokoju Van, chłopak widząc to chciał się już cofnąć, ponieważ nie miał zamiaru rozmawiać ze swoją dziewczyną.
- Riker, nie chodzi o to byś z nią pogadał. lecz nam pomógł! Ross wpadł w szał! Chciał uderzyć Vanessę!- blondyn po usłyszeniu tych słów wyrwał się siostrze i pobiegł do Van. Zobaczył ją na podłodze trzymającą się za obolałe ramiona, Laura dalej siłowała się z Rossem, gdy nagle on ze złości zrzucił ją z pleców. Brunetka złapała się za brzuch i zaczęła płakać. Chłopak przerażony podszedł do niej i chciał pomóc.
- Zostaw mnie.- Laura odsunęła się i odepchnęła ręce narzeczonego.
- Lau, ja nie...- ponowił próbę pomocy, lecz brunetka znowu ją odrzuciła.
Powoli wstała i poszła do najbliższego pokoju, czyli Ella.
- Hej, mógłbyś mnie zawieść do szpitala? Martwię się o dzieci.
- Pewnie. Pomóc ci zejść, czy dasz radę?- delikatnie się uśmiechnął.
- Myślę, że sobie poradzę, ale na wszelki wypadek mnie asekuruj.- brunet złapał dziewczynę pod rękę i powoli schodził ze schodów. Pomógł jej zawiązać trampki, chwycił za kluczyki do samochodu i ruszyli do garażu. Jadąc do szpitala Laura opowiedziała przyjacielowi co dokładnie się stało, a on ze złości zaciskał dłonie na kierownicy. Gdy dojechali na miejsce, brunetka skierowała się do recepcji i razem poszli pod salę lekarza. Jak nadeszła kolej Laury, brunet powiedział, że zaczeka na nią na korytarzu. Wykonał telefon do Rocky'ego by poinformował resztę o tym, że jest z brunetką w szpitalu. Po dwudziestu minutach dziewczyna wyszła z gabinetu. Ell wstał z krzesła i spojrzał na nią.
- I jak?
- Ell, nic im nie jest!- brunet ze szczęścia mocno przytulił przyjaciółkę, a po chwili się odsunął.
- To co wracamy?- Lau twierdząco pokiwała głową i z uśmiechem skierowali się do samochodu.

Natomiast w domu Lynchów nie było zbyt ciekawie. Po wyjściu Laury z pokoju nastała cisza. Ross usiadł na łóżku i opanowywał złość. Riker smutnymi oczami spoglądał na Vanessę, która siedziała z opuszczoną głową. Rydel kręciła się po pokoju powstrzymując się od wybuchnięcia złością. Po chwili wszystkie pary oczu skierowały się na wchodzącego do pokoju Rocky'ego.
- Miałem wam przekazać, że Laura i Ell pojechali do szpitala.
Ross na te słowa schował twarz w dłoniach i szeptem wyzywał się od najgorszych. Chwycił kluczyki od samochodu i posyłając Vanessie wściekłe spojrzenie, wyszedł nie zamykając drzwi. Rydel pobiegła za nim, to samo uczynił Rocky.
- Ty nie idziesz? - zagaił Riker kierując się ku wyjściu. Spojrzał niepewnie na brunetkę.
- Chyba nie powinnam - dziewczyna wytarła dłonie o spodnie. Głos i usta drżały jej niemiłosiernie. - Wszyscy są na mnie wściekli. Nie chcę, by w szpitalu wybuchło niepotrzebne zamieszanie.
Blondyn skinął głową nie patrząc na brunetkę. Gdy mijał próg domu, usłyszał tłuczenie szkła.
- Dojadę do was! - krzyknął, gdy Ross odpalał samochód i po cichu wszedł z powrotem do domu. Skierował się do kuchni, skąd dochodził dźwięk. Na środku kucała przygarbiona Vanessa zbierając resztki szklanki.
- Wszystko dobrze?
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, że upadła dłońmi na szkło. Riker pokręcił głową marszcząc brwi w żalu i podszedł do Vanessy.
- T-to nic, dziś wszystko leci mi z rąk - odparła dość szybko, nerwowo zakrywając twarz włosami. Z lewej dłoni ciekły obfite strumyki krwi.
- Zostaw. Jeszcze wszystko pogorszysz. No zostaw. - Riker chwycił ją za nadgarstki i zaprowadził do łazienki. Wyciągnął z szafki butelkę wody utlenionej i wylał całą jej zawartość na dłonie brunetki. Ta nieskutecznie próbowała ukryć palący ból. Zalewając część łazienki krwią z wodą, prędko ruszyła w stronę drzwi, lecz blondyn ją powstrzymał.
- Słuchaj, martwię się o ciebie - wysyczał smutno zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy. Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna od kilku dni nosi niedokładnie zrobiony makijaż i lekko przetłuszczone włosy. Zasmucił się jeszcze bardziej. W oczach Vanessy, za morzem słonych łez zatliła się iskra nadziei, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
- Wybacz, ja nie mam po prostu siły - odparła i szybkim krokiem wyszła z łazienki. Riker nie chcąc dalej ciągnąć ich sprzeczki podążył za nią. Wszedł za nią do jej pokoju i odwrócił ją w jego stronę.
- Błagam cię, wyjaśnijmy sobie wszystko. Jesteś moją dziewczyną, kocham cię, a nie odzywasz się do mnie od tygodnia. Ja tak dłużej nie potrafię, Van.
Dziewczyna westchnęła i złapała go delikatnie za dłoń, i usiadła z nim na łóżku.
- Dobrze, masz rację. Pokłóciliśmy się o to, że wracam późno i nie masz pojęcia dlaczego, Tak?
- No tak, ale dlaczego chodzisz do psychologa, Van? Co się z tobą dzieje?
- Spokojnie Riker, wszystko ci wyjaśnię. Wiesz, że jestem bezpłodna?- blondyn jej przytaknął.- No właśnie. Zanim cię poznałam marzyłam o małżeństwie, dzieciach i to wszystko miało być związane z tobą. Teraz jestem twoją dziewczyną, czy to nie spełnienie marzeń? Dążę do tego, że ja pragnę być matką, Riker. Ale jak mam tego dokonać z bezpłodnością? Wiem, że jest coś takiego jak adopcja, ale chciałabym poczuć kopnięcia, nosić je pod sercem. Dlatego chodzę do psychologa, po dostaniu wyniku badań dopadła mnie lekka depresja, musiałam się komuś wygadać. Teraz rozumiesz?
- Ale dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie? Przecież wiesz, że bym cię wysłuchał
- A czy dałbyś radę mi jakoś doradzić?- blondyn spuścił głowę i pokiwał przecząco.- No właśnie, Rik. Przepraszam, że tak się zachowałam, powinnam ci wszystko powiedzieć.
- Nic się nie stało, kochanie. Sam na ciebie nie potrzebnie naskoczyłem, za co przepraszam.
- Dobra, po prostu zapomnijmy.- Riker przygarnął dziewczynę do siebie i pocałował w głowę.

Ross zatrzymał się na poboczu i zaczął wydzwaniać do narzeczonej, która ignorowała każde jego połączenie. Blondyn coraz to bardziej zmartwiony zadzwonił do Ella, który odebrał po czterech sygnałach.
R: Ell! Gdzie wy teraz jesteście?!
E: Noo, za jakieś pięć minut będziemy w domu.
Chłopak w pośpiechu rozłączył się i zawrócił. Po piętnastu minutach zaparkował samochód na podjeździe przed domem i szybko pobiegł do domu. Wparował do salonu i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- Gdzie jest Laura?!- naskoczył na grającego Rylanda.
- Chyba u siebie, ale nie jestem pewien.
Blondyn ruszył do pokoju brunetki.Otworzył drzwi i zobaczył ją leżącą na łóżku.
- Idź stąd, nie chce cię na razie widzieć.
- Laura, ja przepraszam.
- Myślisz, że za jednym słowem przepraszam wybaczę ci skrzywdzenie mnie i dzieci,a także podniesienie ręki na moją siostrę? No to się grubo mylisz.. Dojrzej w końcu.
Ross zwiesił głowę i wzdychając skrzyżował ręce na karku. Następnie usiadł na samym krańcu łóżka, tak, by nie zdenerwować Laury.
- Tak, jestem idiotą - odparł bo bardzo długiej, męczącej chwili ciszy. - Zachowałem się jak gówniarz. Chyba trochę poniosły mnie emocje I w zasadzie - nie wiem czy powinnaś mi wybaczyć. Ale jak ty byś się zachowała na moim miejscu? Dla dobra Vanessy?
Laura podniosła się i delikatnie przekrzywiła głowę w stronę blondyna.
- Pewnie tak samo - zaczęła, na co chłopak się uśmiechnął - Ale pod wpływem emocji. A ja bym się zastanowiła. - dodała po czym musnęła jego policzek - Kochany z ciebie brat i narzeczony, ale beznadziejny szwagier.
- Staram się, okej? - burknął opierając łokcie na udach.
- Doceniam to. Ale postaraj się być trochę mniej wybuchowy, co?
- Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się i pogłaskał dziewczynę po brzuchu.

~*~
Hej!
Tu Sylwia i Basia, przychodzimy z nowym rozdziałem. 
Pisałyśmy go wspólnie, może coś z tego wyszło. XD
Korzystajcie, póki możecie, bo zostały 2 rozdziały do końca. ;_; 
Miłego wieczoru grzybki,
/Kita i Szylwia