sobota, 20 lutego 2016

EPILOG

DOCZYTAJ DO KOŃCA NOTATKI A CZEKA CIĘ NIESPODZIANKA

*6 lat później*
   Od czego by tu zacząć? Bohaterowie naszego opowiadania mają się dobrze? Znakomicie? Dobra, to nie ma sensu. Przejdę od razu do konkretnych rzeczy. Ich historia jak na większości blogach zaczęła się typowo, jak na nich. Może i było to przereklamowane przeznaczenie, które ich połączyło. Ale jest to co każda dziewczyna w swoim życiu chce poczuć, prawdziwa miłość. Słyszałaś/eś? Spokojnie, jak nie, to masz jeszcze czas! Wiele "przygód" w ich życiu było przejawem idiotyzmu lub spontaniczności. Czasami i głupotą autorek ich historii. Miałam przejść do sedna, no jasne! Zacznijmy może od najmłodszego, Ryland. Oj, ten chłopak zakochany po uszy w Lunie, swojej już narzeczonej. Nie widzi świata poza nią, w punktach planuje dla nich rzeczy do zrealizowania. Czy to nie kochany chłopak? Ups, przepraszam! Mężczyzna!
Przejdźmy dalej. Nasza urocza i ulubiona para- Ross i Laura. Wychowują swoje bliźniaki, Charliego i Ellie. Ross namawia swą żonę na kolejnego potomka, lecz brunetka od 5 lat jest na nie. Co rok w wakacje odwiedzają inny kraj, ponieważ blondyn wie, że odwiedzenie wszystkich państw jest marzeniem Lau. Co tydzień w soboty oddają dzieci pod opiekę rodzeństwa Rossa, a sami ustalają plany na cały dzień dla siebie. W niedziele wszyscy spotykają się na obiad u wybranego małżeństwa, na wspominanie młodzieńczych lat, oglądanie filmów i innych pogaduszek. Każda para wybudowała oddzielnie dom, ale na jednej ulicy. Rydel i Ell, już po hucznym weselichu. Wychowują syna, Gusa. Energiczny chłopiec, z poczuciem humoru odziedziczonym po ojcu. Riker i Vanessa, małżeństwo od 5 lat. Riker, nasz romantyk, na jednym z koncertów R5 poprosił ją na scenę i oświadczył przed całym tłumem. Adoptowali śliczną, blondyneczkę z brązowymi oczami. Na początku nie chciała jakoś bliskości z nowymi rodzicami, lecz teraz naprawdę ich pokochała. Rocky i Lily? Na razie bezdzietni, a dlaczego? Zdecydowali, że jeszcze z rok poszaleją i dopiero zaczną myśleć o dzieciach. Czy są małżeństwem? Jeszcze nie. Jak Rocky powiedział weźmiemy ślub za rok, a bachora zrobimy w noc poślubną. Dobrze czytacie, to jego słowa.
  Cóż jeszcze mogę o nich powiedzieć? Żyją szczęśliwi, napełnieni miłością. No jasne, są wzloty i upadki, ale i tak dają radę. Razem. Dopóki śmierć ich nie rozłączy.
_______________________________
 PRZECZYTASZ TO?
Drogi czytelniku/czko, jak to czytasz to wiedz, że cholernie ci dziękujemy, że byłeś/aś z nami ponad rok. Dziękujemy, że czytałeś/aś tego bloga! Dziękujemy za każdy komentarz pod rozdziałem. Dziękujemy, że mimo to, że rozdział pojawiał się co miesiąc, wy czekaliście. Dziękujemy za to, że po prostu z nami byłeś/aś. Kuźwa, nie ma słów, które opisałyby naszą wdzięczność. Dziękujemy, za WSZYSTKO.  Dziękujemy za:
-344 komentarze
-20 obserwatorów
-i prawie 50 900 wyświetleń 
Gdy zakładałyśmy tego bloga nie spodziewałyśmy się tak cudownych osiągnięć.
A to wszystko dzięki wam!
Teraz siedzę przed monitorem cała w łzach, to jest trudny moment by skończyć tego bloga.
 Lecz w sumie doskonały, by zacząć nową historię...
TAK DOKŁADNIE
ZAPRASZAMY NA
NOWEGO BLOGA
http://thisloveisadrug.blogspot.com/
OBSERWUJ
WYCZEKUJ NA PROLOG
I BĄDŹ
KOCHAMY WAS
idę płakać już z tęsknoty za tym blogiem
/ kochające was bardzooo Sylwia i Baśka
PS Baśka se zmieniła nazwę z Kitki na jakąś tam Cameron Nott (AHA) XDD



niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 40

 *Tydzień później*
- Nie.
- Tak.
- Nie!
- Tak!
- Nie do jasnej ciasnej!
- Tak!!!
Ross i Laura od 15 minut szarpali się przy drzwiach. Laura zapisała się do szkoły rodzenia i dziś miały odbywać się ćwiczenia z tatusiami. Blondyn jednakże zapierał się zuchwale, że ma ważniejsze rzeczy do roboty: umycie podłóg, zamiecenie tarasu, włożenie naczyń do zmywarki i większość innych robót domowych, które wyczytał w notatniku Rydel w akapicie "Do zrobienia".
- I co, jeszcze mi tylko powiedz, że masz zamiar to zrobić! - zaśmiała się Laura kurczowo trzymając rękaw flanelowej koszuli Rossa.
- A tak! - krzyknął poirytowany blondyn. Brunetka jednak miała powody, by nie uwierzyć chłopakowi.
1. To przecież Ross.
2. Ross i sprzątanie - można umrzeć ze śmiechu.
3. Rydel pełniła dziś dyżur w kuchni (z resztą jak zwykle).
4. Dziś rano Laura myszkując w rzeczach chłopaka znalazła jego pamiętnik, a wpis z wczoraj brzmiał "Mam zamiar wybrać się jutro z Rylandem na mecz. A potem może do klubu, powyrywamy jakieś laseczki.".
Tak więc Laura nie miała ani zamiaru ani chęci na pozostawienie Rossa dzisiaj samego, gdziekolwiek.
- Ale bez dyskusji, masz zostać ojcem, Ross, ojcem do końca życia już zostaniesz.
- Ale ja ci nie będę pomagał rodzić!
- Tak? Jesteś tego taki pewien? A jak popsuje nam się samochód jak zacznę rodzić?
- Weźmiemy drugi.
- A jak popsują się dwa?
- To ten stary trup, który ma RyRy.
- A jak zgubimy klucze do drzwi, a będę rodziła w środku?
- Wyjdziemy przez okno. No i mamy 7 par kluczy, więc ten tego...
- A JAK JAKIŚ PO PIERWIASTKOWANY PSYCHOPATA NAS PORWIE I BĘDZIE KAZAŁ CI POMÓC MI RODZIĆ?!
- Laura, ale ja nie wiem skąd...
Brunetka w tym momencie zawiązała blondynowi szal na ustach i korzystając z chwili jego otumanienia, wyprowadziła go przed dom i, wrzeszczącego i prawie że płaczącego, wepchnęła do samochodu.


Ellington i Rocky już trzecią godzinę siedzieli w schronisku oglądając niesforne psiaki. Hycel był wyraźnie znużony i począł zasypiać na miotle, o którą się opierał.
-  Ell! Ten jest genialny! - ryknął Rocky wskazując na starego buldoga, który zaślinił całe dwa metry kwadratowe, na których się znajdował.
- Rydel jest wyjątkowa, pajacu. Muszę wziąć jakiegoś wyjątkowego zwierza.
- Ten się wyjątkowo ślini - mruknął Rocky.
- Coś wyjątkowego? Trzeba było od razu - jęknął hycel i ziewając pociągnął brunetów do pomieszczenia, które przypominało starą celę więzienną. Na samym środku, żelaznym łańcuchem przykuty był biały szczeniak w szaro-błękitne łatki.
- CZEMU ON JEST NIEBIESKI? - wrzasnął Ell szarpiąc kratę.
- Jest wyjątkowy pod kilkoma względami - mruknął mężczyzna obserwując psiaka, który wyglądał na wyjątkowo smutnego. - Po pierwsze: kolor. Potem: on raczej miałczy, nie szczeka. No i charakter. On jest wegetarianinem.
Ellington i Rocky wrzasnęli zgodne: BIERZEMY i już 10 minut później wieźli na kolanach zwierzaka do domu.
- Co chcesz z nim zrobić? - zapytał Rocky.
- Zobaczysz. Ej, jeszcze do jubilera muszę.
Rocky spojrzał na Ella z ukosa. Co pies może mieć wspólnego z jubilerem? Spojrzał na roczny zapas tofu na tylnym siedzeniu i zrezygnował z pomagania kumplowi.
Maszerując ulicami rozmyślał o Lily. Ross i Laura się żenią. Ell i Rydel to tylko kwestia czasu, aż jeden zaproponuje drugiemu małżeństwo. Tak jak Van i Riker. A on? Wybrał numer do Lily i zatelefonował.
- Słucham.
- Lily? Tu Rocky.
- Rocky! - brunet był pewny, że dziewczyna się uśmiechnęła.
- Co powiesz na towarzyszenie mi w przygodzie?
- Hmm... A jakiej?
- A na diabelskim młynie w wesołym.
- Zapraszasz mnie na randkę, tak?
- Skąd.
- Nie umiesz kłamać.
- Coś insynuujesz?
- Że zapraszasz mnie na randkę.
- A nawet jeśli, poszłabyś?
- A może.
- No to widzimy się o 14 u ciebie.
- Pięknie.

Rydel właśnie wróciła z zakupów. Stojąc pod drzwiami przypomniała sobie, że nie wzięła kluczy. Westchnęła. W tym momencie drzwi same się otworzyły. Zdziwiona blondynka niepewnie wkroczyła do środka. Po chwili musiała zbierać szczękę z ziemi. Wkoło panował niespotykany w tym domu porządek. Pachniało wanilią. Dziewczyna skierowała się do kuchni. Na blacie stały świeczki i białe wino. Wtedy jej wzrok padł na małą, biało-błękitną kuleczkę, która próbowała rozszarpać czerwoną wstążkę, która przywiązana była do obroży.
- A co to za maluszek? - uśmiechnęła się szeroko, a piesek jak na zawołanie wskoczył jej na kolana. Rydel cała roześmiana słuchała, jak zwierzak szczeka, a raczej piszczy. - No chodź do mnie!
Chwyciła malucha i już chciała ściągnąć mu kokardę, gdy zamarła. Do obroży przywiązany był złoty pierścionek. Rydel jęknęła. Wtem zza drzwi wyłonił się Ellington. Ubrany był w garnitur. Dziewczyna próbowała powstrzymać łzy, gdy ten przed nią klęknął, lecz było to próżne działanie.
- Rydel.- zaczął wpatrując się jej głęboko w oczy - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- Kupiłeś mi psa! Jak bym mogła odmówić! - załkała szczęśliwa i rzuciła się chłopakowi na szyję.


Ryland obserwował wszystko ze schodów. Powoli skierował się do pokoju i wzdychając usiadł na parapecie. Wszędzie panuje mania zakochania, pomyślał, miłość jest do kitu. Przez godzinę wpatrywał się w okno. Ludzie maszerowali w tylko sobie znanych kierunkach. Każdy człowiek, inna historia. Nagle zobaczył, że na drzewie w ich ogrodzie siedzi mała dziewczynka i płacze. Siedział chwilę zdumiony, lecz po chwili się otrząsnął. Wylazł na parapet i przeszedł po nim na drzewo.
- Hej, mała! - krzyknął, a dziewczynka z nadzieją spojrzała w jego stronę. Ryland przeszedł przez kolejne dwa drzewa, aż znalazł się na tym , na którym spoczywała mała brunetka zwisając z konara. Złapał ją w pasie i powoli sprowadził na ziemię.
- A ty co tu robisz? - zapytał z lekka z wyrzutem.
- Bo ja zgubiłam siostrę - mruknęła cichutko i zwiesiła głowę.
- Ale dlaczego weszłaś na drzewo?
- Myślałam, że stamtąd ją zobaczę - wypiszczała cała zarumieniona ze wstydu.
- Ruby! - usłyszeli i odwrócili się jak na komendę. Ku nim biegła pewna dziewczyna.Cerę miała bardzo jasną, wręcz bladą. Proste blond włosy sięgały jej łydek, a błękitne oczy były wręcz przezroczyste. Miała na sobie bladoróżową sukienkę i szare trampki. Na oko miała może z 16 lat.
- Gdzieś ty się podziewała - przytuliła dziewczynkę, a ta odwzajemniła uścisk.
- To twoja zguba? - zapytał Ryland, a dziewczyna spojrzała na niego ogromnymi oczami. Uśmiechnęła się delikatnie, wręcz nieśmiało.
- Tak, to moja siostra. Zwiała, gdy nie chciałam kupić jej pluszaka. - niespodziewanie jej bladą twarz rozświetlił perlisty uśmiech.
- Hej, mała, nie można mieć wszystkiego - mrugnął do Ruby i potargał jej włosy. Blondynka złapała siostrę za rękę i podeszła do chłopaka, który się odrobinę zmieszał.
- Ej, znasz może trzecie prawo Kelpera? - zapytała przechylając głowę.
- Eee, nie...
- No to mamy coś wspólnego - roześmiała się, a Ryland jej zawtórował. - Jestem Luna.
Ryland uniósł brwi i uśmiechnął się zalotnie. Ruszył z Luna i Ruby w stronę kawiarni. Postanowił jeszcze zastanowić się nad swoją teorią dotyczącą miłości.

- Zaraz zemdleję - jęknęła Lily próbując nie zwymiotować waty cukrowej, którą zjadła przed wejściem na Diabelski Młyn.
- Okej, ale po tym! - rozanielony Rocky wskazał na budkę z ogromnymi pluszakami. Aby jednego zdobyć, należało zestrzelić 10 kubków za pomocą pistoletu. Blondynka i brunet upatrzyli sobie ogromny, pluszowy kawałek pizzy.
- Spokojnie, to pestka - mrugnął do niej.
Po 12 razach zrezygnował z gry.
- Przecież tego się nie da wycelować! - ryknął, na co sprzedawca tylko się roześmiał.
- Daj spokój, to tylko oszust - warknęła Lily.
- Właśnie, oszust - Rocky złapał gościa za koszulę i potrząsnął porządnie. - Słuchaj, chcę tą pizzę, czaisz?
- To ją sobie pan wygraj - ziewnął.
 Rocky kupił jeszcze jedną grę. Z złością cisnął pistoletem w kubki, które od razu spadły. Chwycił pluszową pizzę i odszedł zanim sprzedawca zdążył pozbierać szczękę z podłogi.
- Madame - ukłonił się roześmianej blondynce i podał jej zdobycz.
- Wezmę to za gwarancję kolejnej randki i może przyszłe oświadczyny - zawołała wskazując na pizzę i ruszyła przodem z wysoko uniesioną głową, zostawiając w tyle zdumionego Rocky'ego.

Vanessa właśnie wyszła spod prysznica. Rozczesała splątane kosmyki i w szlafroku weszła do pokoju. Na łóżku leżał Riker ze słuchawkami na uszach. Uśmiechnięta chciała zrobić mu niespodziankę i wskoczyć mu na plecy. Podeszła go od tyłu i już miała skakać, gdy jej wzrok instynktownie padł na laptopa, w którego Riker wpatrywał się intensywnie. Przeczytawszy nagłówek Ośrodek Adopcyjny nr 60, zachłysnęła się śliną, co nie uszło uwadze blondyna. Gwałtownie się obrócił się i spłonął rumieńcem.
- Riker? - zaczęła szeptem.
- V-van, no w końcu, myślałem, że nigdy nie wyjdziesz z łazienki.
- Co ty sprawdzałeś na laptopie? - brunetka postanowiła nie owijać w bawełnę.
- A, t-to - zaśmiał się nerwowo chłopak, a szkarłatny rumieniec wyglądał nienaturalnie na tle jego prawie białych włosów. - N-no wiesz, bo ja tak s-sobie myślałem, że m-może no kiedyś, ż-że wiesz, że może byśmy mogli, ehm, no w-wiesz...
Vanessa bez zastanowienia rzuciła się chłopakowi na szyję i wisiała na nim tak długo, aż ten zaczął marudzić, że zaczyna się ściemniać za oknem.
~*~
Zapytacie co tak szybko? A dlatego, że jutro koniec ferii i będę musiała wziąć się za naukę. 
Ze szczerymi łzami w oczach powiem wam, że to mój ostatni rozdział na tym blogu.
Jest to OSTATNI ROZDZIAŁ.
ZOSTAŁ JESZCZE EPILOG, KTÓRY NAPISZE SZYLWIA.
Zaraz się rozpłaczę, nie mogę!
Kochani, było mi z wami bardzo miło.
Jest to z Sylwią nasz pierwszy blog, nie jest idealny, ale kolejny będzie. ;)
To mój ostatni wpis.
No chyba , że napiszemy z Sylwią małą mowę pożegnalną, haha.
Kocham Was na zawsze, Misiaki.
/Basia, która nie może znieść myśli, że to prawie koniec.




środa, 10 lutego 2016

Rozdział 39

*tydzień później*
Gdy Laura i Ross pojechali do kina, Vanessa siedziała zamknięta w pokoju zastanawiając się, czy wyjawić rodzinie prawdę. Riker natomiast kolejny dzień spędził w klubie. Zatapiał smutki w alkoholu. Ross wkurzony tym, że codziennie musiał odbierać nietrzeźwego brata z baru, w końcu zdenerwowany zostawił pijanego Rikera w jego pokoju i następnie poszedł do Vanessy. Z hukiem otworzył drzwi czym zwrócił uwagę brunetki.
- Dlaczego tak traktujesz mojego brata?! Czy ty widzisz w jakim stanie on jest?!- złapał Vanessę z całej siły za ramiona i dość mocno potrząsał nie zważając na łzy w oczach dziewczyny.- Czego on jest winny?! Dlaczego tak go ranisz?! Do cholery, dziewczyno! Powiedz w końcu o co ci chodzi! Co się z tobą dzieje?!
Ross wpadł w totalny szał i już miał zamiar uderzyć Van, gdy ktoś wskoczył mu na plecy i zakrył oczy.
- Rydel, biegnij po Rikera!- krzyknęła Laura, a blondynka wybiegła z pokoju.
Dziewczyna z impetem otworzyła drzwi i od razu zauważyła brak brata. Zrzuciła pościel z łózka z nadzieją,że blondyn tam będzie. Chciała jak najszybciej go znaleźć bojąc się o Vanessę i Laurę.
- Riker, do jasnej ciasnej gdzie ty jesteś!
Rydel odchodziła już powoli od zmysłów, gdy zobaczyła jak jej starszy brat spokojnie wychodzi z łazienki. Pociągnęła go za rękę i zaczęła iść w stronę pokoju Van, chłopak widząc to chciał się już cofnąć, ponieważ nie miał zamiaru rozmawiać ze swoją dziewczyną.
- Riker, nie chodzi o to byś z nią pogadał. lecz nam pomógł! Ross wpadł w szał! Chciał uderzyć Vanessę!- blondyn po usłyszeniu tych słów wyrwał się siostrze i pobiegł do Van. Zobaczył ją na podłodze trzymającą się za obolałe ramiona, Laura dalej siłowała się z Rossem, gdy nagle on ze złości zrzucił ją z pleców. Brunetka złapała się za brzuch i zaczęła płakać. Chłopak przerażony podszedł do niej i chciał pomóc.
- Zostaw mnie.- Laura odsunęła się i odepchnęła ręce narzeczonego.
- Lau, ja nie...- ponowił próbę pomocy, lecz brunetka znowu ją odrzuciła.
Powoli wstała i poszła do najbliższego pokoju, czyli Ella.
- Hej, mógłbyś mnie zawieść do szpitala? Martwię się o dzieci.
- Pewnie. Pomóc ci zejść, czy dasz radę?- delikatnie się uśmiechnął.
- Myślę, że sobie poradzę, ale na wszelki wypadek mnie asekuruj.- brunet złapał dziewczynę pod rękę i powoli schodził ze schodów. Pomógł jej zawiązać trampki, chwycił za kluczyki do samochodu i ruszyli do garażu. Jadąc do szpitala Laura opowiedziała przyjacielowi co dokładnie się stało, a on ze złości zaciskał dłonie na kierownicy. Gdy dojechali na miejsce, brunetka skierowała się do recepcji i razem poszli pod salę lekarza. Jak nadeszła kolej Laury, brunet powiedział, że zaczeka na nią na korytarzu. Wykonał telefon do Rocky'ego by poinformował resztę o tym, że jest z brunetką w szpitalu. Po dwudziestu minutach dziewczyna wyszła z gabinetu. Ell wstał z krzesła i spojrzał na nią.
- I jak?
- Ell, nic im nie jest!- brunet ze szczęścia mocno przytulił przyjaciółkę, a po chwili się odsunął.
- To co wracamy?- Lau twierdząco pokiwała głową i z uśmiechem skierowali się do samochodu.

Natomiast w domu Lynchów nie było zbyt ciekawie. Po wyjściu Laury z pokoju nastała cisza. Ross usiadł na łóżku i opanowywał złość. Riker smutnymi oczami spoglądał na Vanessę, która siedziała z opuszczoną głową. Rydel kręciła się po pokoju powstrzymując się od wybuchnięcia złością. Po chwili wszystkie pary oczu skierowały się na wchodzącego do pokoju Rocky'ego.
- Miałem wam przekazać, że Laura i Ell pojechali do szpitala.
Ross na te słowa schował twarz w dłoniach i szeptem wyzywał się od najgorszych. Chwycił kluczyki od samochodu i posyłając Vanessie wściekłe spojrzenie, wyszedł nie zamykając drzwi. Rydel pobiegła za nim, to samo uczynił Rocky.
- Ty nie idziesz? - zagaił Riker kierując się ku wyjściu. Spojrzał niepewnie na brunetkę.
- Chyba nie powinnam - dziewczyna wytarła dłonie o spodnie. Głos i usta drżały jej niemiłosiernie. - Wszyscy są na mnie wściekli. Nie chcę, by w szpitalu wybuchło niepotrzebne zamieszanie.
Blondyn skinął głową nie patrząc na brunetkę. Gdy mijał próg domu, usłyszał tłuczenie szkła.
- Dojadę do was! - krzyknął, gdy Ross odpalał samochód i po cichu wszedł z powrotem do domu. Skierował się do kuchni, skąd dochodził dźwięk. Na środku kucała przygarbiona Vanessa zbierając resztki szklanki.
- Wszystko dobrze?
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, że upadła dłońmi na szkło. Riker pokręcił głową marszcząc brwi w żalu i podszedł do Vanessy.
- T-to nic, dziś wszystko leci mi z rąk - odparła dość szybko, nerwowo zakrywając twarz włosami. Z lewej dłoni ciekły obfite strumyki krwi.
- Zostaw. Jeszcze wszystko pogorszysz. No zostaw. - Riker chwycił ją za nadgarstki i zaprowadził do łazienki. Wyciągnął z szafki butelkę wody utlenionej i wylał całą jej zawartość na dłonie brunetki. Ta nieskutecznie próbowała ukryć palący ból. Zalewając część łazienki krwią z wodą, prędko ruszyła w stronę drzwi, lecz blondyn ją powstrzymał.
- Słuchaj, martwię się o ciebie - wysyczał smutno zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy. Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna od kilku dni nosi niedokładnie zrobiony makijaż i lekko przetłuszczone włosy. Zasmucił się jeszcze bardziej. W oczach Vanessy, za morzem słonych łez zatliła się iskra nadziei, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
- Wybacz, ja nie mam po prostu siły - odparła i szybkim krokiem wyszła z łazienki. Riker nie chcąc dalej ciągnąć ich sprzeczki podążył za nią. Wszedł za nią do jej pokoju i odwrócił ją w jego stronę.
- Błagam cię, wyjaśnijmy sobie wszystko. Jesteś moją dziewczyną, kocham cię, a nie odzywasz się do mnie od tygodnia. Ja tak dłużej nie potrafię, Van.
Dziewczyna westchnęła i złapała go delikatnie za dłoń, i usiadła z nim na łóżku.
- Dobrze, masz rację. Pokłóciliśmy się o to, że wracam późno i nie masz pojęcia dlaczego, Tak?
- No tak, ale dlaczego chodzisz do psychologa, Van? Co się z tobą dzieje?
- Spokojnie Riker, wszystko ci wyjaśnię. Wiesz, że jestem bezpłodna?- blondyn jej przytaknął.- No właśnie. Zanim cię poznałam marzyłam o małżeństwie, dzieciach i to wszystko miało być związane z tobą. Teraz jestem twoją dziewczyną, czy to nie spełnienie marzeń? Dążę do tego, że ja pragnę być matką, Riker. Ale jak mam tego dokonać z bezpłodnością? Wiem, że jest coś takiego jak adopcja, ale chciałabym poczuć kopnięcia, nosić je pod sercem. Dlatego chodzę do psychologa, po dostaniu wyniku badań dopadła mnie lekka depresja, musiałam się komuś wygadać. Teraz rozumiesz?
- Ale dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie? Przecież wiesz, że bym cię wysłuchał
- A czy dałbyś radę mi jakoś doradzić?- blondyn spuścił głowę i pokiwał przecząco.- No właśnie, Rik. Przepraszam, że tak się zachowałam, powinnam ci wszystko powiedzieć.
- Nic się nie stało, kochanie. Sam na ciebie nie potrzebnie naskoczyłem, za co przepraszam.
- Dobra, po prostu zapomnijmy.- Riker przygarnął dziewczynę do siebie i pocałował w głowę.

Ross zatrzymał się na poboczu i zaczął wydzwaniać do narzeczonej, która ignorowała każde jego połączenie. Blondyn coraz to bardziej zmartwiony zadzwonił do Ella, który odebrał po czterech sygnałach.
R: Ell! Gdzie wy teraz jesteście?!
E: Noo, za jakieś pięć minut będziemy w domu.
Chłopak w pośpiechu rozłączył się i zawrócił. Po piętnastu minutach zaparkował samochód na podjeździe przed domem i szybko pobiegł do domu. Wparował do salonu i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- Gdzie jest Laura?!- naskoczył na grającego Rylanda.
- Chyba u siebie, ale nie jestem pewien.
Blondyn ruszył do pokoju brunetki.Otworzył drzwi i zobaczył ją leżącą na łóżku.
- Idź stąd, nie chce cię na razie widzieć.
- Laura, ja przepraszam.
- Myślisz, że za jednym słowem przepraszam wybaczę ci skrzywdzenie mnie i dzieci,a także podniesienie ręki na moją siostrę? No to się grubo mylisz.. Dojrzej w końcu.
Ross zwiesił głowę i wzdychając skrzyżował ręce na karku. Następnie usiadł na samym krańcu łóżka, tak, by nie zdenerwować Laury.
- Tak, jestem idiotą - odparł bo bardzo długiej, męczącej chwili ciszy. - Zachowałem się jak gówniarz. Chyba trochę poniosły mnie emocje I w zasadzie - nie wiem czy powinnaś mi wybaczyć. Ale jak ty byś się zachowała na moim miejscu? Dla dobra Vanessy?
Laura podniosła się i delikatnie przekrzywiła głowę w stronę blondyna.
- Pewnie tak samo - zaczęła, na co chłopak się uśmiechnął - Ale pod wpływem emocji. A ja bym się zastanowiła. - dodała po czym musnęła jego policzek - Kochany z ciebie brat i narzeczony, ale beznadziejny szwagier.
- Staram się, okej? - burknął opierając łokcie na udach.
- Doceniam to. Ale postaraj się być trochę mniej wybuchowy, co?
- Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się i pogłaskał dziewczynę po brzuchu.

~*~
Hej!
Tu Sylwia i Basia, przychodzimy z nowym rozdziałem. 
Pisałyśmy go wspólnie, może coś z tego wyszło. XD
Korzystajcie, póki możecie, bo zostały 2 rozdziały do końca. ;_; 
Miłego wieczoru grzybki,
/Kita i Szylwia


czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 38

  Laura położyła głowę na udach narzeczonego i zaczęła z uśmiechem wpatrywać się w twarz blondyna. Czekała na moment kiedy Ross zauważy, że coś jest nie tak, a mianowicie
 1) To Laura jest autorką książki, co napisane jest na okładce.
 2) Pod naklejką z napisem ,,Jak być idealnym tatą?" widnieje napis ,,Jak usługiwać Laurze Marano?"
- Czytaj na głos.- zachęciła go brunetka, o mało nie wybuchając śmiechem.
- Jeśli chcesz, skarbie. - pocałował dziewczynę w czoło i wrócił do książki.- Więc... ,,Zapewne zadajesz sobie pytanie jak idealnie zadbać o swoją dziewczynę/narzeczoną lub żonę..."- zdezorientowany Ross spojrzał na okładkę i Laurę.- Tutaj jest jakiś błąd! Popatrz!- przyłożył książkę do twarzy brunetki.
- Niemożliwe Ross, czytaj dalej.
- Może masz rację, pewnie mi się przewidziało. ,, Mam dla ciebie parę wskazówek.
 Po pierwsze: Codziennie rób dla niej śniadanie do łóżka.
Po drugie: Zawsze sprzątaj po sobie skarpety w pokoju, bo smród ich aż piecze mnie w oczy.
Po trzecie: Codziennie mów jej po 50 komplementów.
Po czwarte: Zabieraj ją często na zakupy i płać za wszystkie jej zachcianki.
Po piąte: Gdy urodzą się dzieci, daj jej odpoczywać i się nimi zajmuj.
Po szóste: Zapewnij ją, że co kilka dni będziecie uprawiać sek..." Z tą książką jest coś nie tak, Lau.- blondyn spojrzał na czerwoną od trzymania powietrza brunetkę zawiedzionymi oczami.- Muszę znowu iść do tej cholernej biblioteki, złożyć reklamacje i kupić kolejną książkę!
Laura nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Ross rzucił książką o podłogę czym zwrócił na siebie już uspokojonej brunetki.
- Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?!- zaczął wymachiwać rękami wskazując raz na nią, a potem na książkę.
- Nie unoś głosu!- odkrzyknęła.
- To ty nie unoś!
- Przestań!
- Przestane jak mi wytłumaczysz!
- Dobra! Odklej naklejkę z okładki, głąbie!- Laura cała nabuzowana wyszła z ich pokoju, kierując się do kuchni po lody z zamrażalnika. Za to Ross podniósł książkę z ziemi i odkleił nalepkę, gdy zobaczył prawdziwy tytuł szczerze się uśmiechnął. Lecz postanowił, że nie będzie wychodził z pokoju, twierdząc, że dalej jest obrażony na brunetkę.
Laura usiadła w salonie z pudełkiem lodów karmelowych, cieszyła się chwilą spokoju, zajadając kolejne łyżki przysmaku. Zamknęła oczy, chcąc dalej wypoczywać lecz przerwał jej głośny huk. Szybko wstała z kanapy, zapominając o lodach w dłoniach. Spojrzała na Rylanda z pudełkiem zimnego deseru na twarzy.
- Mogę wiedzieć co ty za cyrki tutaj wyprawiasz?- skrzyżowała ręce na piersiach.
- Chciałem wskoczyć na kanapę i pogadać z tobą.- zdjął pudełko z twarzy i podał brunetce, oblizując się dookoła.
- Miło mi, ale daj mi spokój!
- Już, dobra. Spokojnie, Lau. Luziczek.- Ryland z uniesionymi rękami wycofał się z pomieszczenia.
Brunetka drugi raz usiadła na kanapie w celu odpoczynku, lecz usłyszała trzaśnięcie drzwi frontowych i śmiechy przyjaciół.
- AAA! Czy w tym domu kiedyś będzie cisza i spokój?!
Wkurzona zabrała pudełko lodów ze sobą i skierowała się do pokoju blondyna. Otworzyła drzwi z hukiem, po czym zamknęła. Zaczęła chodzić po pokoju chłopaka i zbierała po kolei: laptopa, słuchawki, koc i poduszkę.
- Ale, Lau to moje!- Riker chciał wyrwać brunetce jego ulubiony kocyk i jaśka.
- Zamknij się!- warknęła i ugryzła blondyna w ramię.
- Ale, to jes...- Laura przyłożyła palec do ust Riker'a.
- Ani słowa więcej, Rik.
Skierowała się do łazienki w jego pokoju i usiadła w wannie, przeglądając strony internetowe przez resztę dnia i czasami przysypiając. W końcu nie wytrzymała i o 22 wyszła z łazienki blondyna. Wychodząc zobaczyła go naburmuszonego na łóżku.
- Przez ciebie musiałem latać do kibla do Rydel, a za każdym razem gdy wchodziłem do pokoju obrywałem po głowie. Wielkie dzięki.
Obrócił głowę w bok, na znak że nie chce już z nią gadać. Brunetka mając to głęboko w nosie, wzruszyła ramionami i z uśmiechem wyszła z jego pokoju. Chwilę się wahała czy iść do Rossa, ale w końcu się przełamała. Po cichu uchyliła drzwi i zobaczyła śpiącego blondyna i to jeszcze na jej połówce! Ross słysząc, że ktoś wchodzi do pokoju, uchylił oko i zobaczył Laurę.
- Spałem po twojej stronie łóżka, by było ci ciepło jak pójdziesz spać.- powiedział i przesuwając się na swoją stronę. Laura uśmiechnęła się pod nosem i położyła się koło niego. Leżał twarzą do niej, wiedziała że udaje, że śpi. Delikatnie go pocałowała, a on szybko odwzajemnił i pogłębił pocałunek.


Vanessa ponownie wróciła późnym wieczorem i z nadzieją, że Riker już śpi. Weszła po cichu na palcach i delikatnie zamyka drzwi od jej pokoju. Odwraca się, a światło się zapala, a na łóżku siedzi blondyn.
- Mogę wiedzieć dlaczego od tygodnia wracasz o tak późnej porze?!
Brunetka nie odpowiadała, tylko zgarnęła piżamę i skierowała się do łazienki. Poczuła uścisk na ramieniu i mocne szarpnięcie.
- Nie umiesz odpowiedzieć na jedno pytanie?! Gdzie ty łazisz o tej godzinie! Do cholery nie widzisz, że ja się martwię?! Nie rozmawiasz ze mną wcale! Czy mogę wiedzieć o co ci chodzi? Odpowiedz mi, Van. Błagam cię.
- Chodzę do psychologa. Tyle powinno ci wystarczyć.- wyszarpała się i ruszyła szybkim krokiem do łazienki, po czym się zamknęła.
Riker mając łzy w oczach skierował się do pokoju Rossa. Wiedział, że oboje mogą już spać, bo jest grubo po północy, ale musiał się komuś wygadać. Wszedł bez pukania i podszedł do ich łóżka. Zaczął delikatnie szturchać brunetkę i szeptał jej imię. Laura otworzyła oczy i podparła się ramionami.
- Riker, co ty tutaj robisz?- przetarła swoje zaspane oczy.
- Ja i Van... przechodzimy kryzys.- szepnął i zaczął płakać, przy okazji budząc Rossa. Brunetka widząc w jakim stanie jest starszy blondyn szybko go przytuliła.
- Co się dzieje?- mruknął Ross.
- On i Vanessa się pokłócili.
Laura zrobiła miejsce między nią, a Rossem.
- Dzisiaj, śpisz z nami, Rik.
Blondyn położył się między parą i przytulił się do brata, który zniesmaczony spojrzał na swoją narzeczoną, która głaskała Riker'a po włosach. Powiedziała do niego bezgłośne ,,musimy", a on przewrócił oczami i po bratersku poklepał blondyna po plecach.
______________________________________________
HEJ HAJ HELOŁ
Witam moje misiaczki prosiaczki ehe
Tak więc oto rozdział 
przepraszam za błędy
przepraszam za bezsens
przepraszam za to że tak późno
ale i tak mnie kochacie aw 
JAK TAM U WAS?
Bo ja to jestem na skraju wytrzymałości: katar, kaszel, ból gardła i okres oł jee czego chcieć więcej
Ale no mam nadzieje, że rozdział się podoba <333
DEDYKACJA DLA OSOBY ANONIMOWEJ, KTÓRA SKOMENTOWAŁA ROZDZIAŁ DRUGI, DZIĘKUJEMYYY <333
I WGL ZAPRASZAM NA BLOGA CHOLERNIE KOCHANEJ PAULI, OD DAWNA MIAŁAM DAĆ TEGO LINKA ALE WIADOMO SKLEROZA
>KLIKAJ I CZYTAJ<
/ Sylwia która chyba umiera 




niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 37

#Rocky
- Psycholog, psychiatra, psychotesty - wyliczała na palcach Laura, kiedy wracaliśmy ze szpitala - i ewentualnie jakiś psychiatryk.
Ross słysząc to tłumił płacz, a Ellington tak się śmiał, że nabił sobie guza przywalając w okno.
- Ja się tylko wygłupiałem - mówił Ross otumaniony lekami - Wiesz, żarcik zawsze na miejscu.
- Ja na przykład chciałbym być w ciąży - wtrąciłem, a wszyscy nie wiadomo czemu spojrzeli w moją stronę. No co? To wszystko jest niesprawiedliwe. Że to niby kobieta ma być matką?! A może ja bym chciał nią być? Może to Lily będzie ojcem, a ja matką, będzie sprawiedliwie. Ciekawe jak to jest urodzić?
- Jak jedziesz, frajerze! - wrzasnęła Rydel, gdy już po raz sto czterdziesty Riker nie wyhamował i otarł samochód o drzewo.
Zacząłem się zastanawiać nad życiem, w końcu to moja scena. Jestem już taki stary, a nic nie zrobiłem ze swoim życiem! No właśnie, przecież niedługo umrę! Co ja sobie myślałem przez te lata, że będę żył milion lat? Ze strachu aż pisnąłem. Riker nacisnął hamulec i wszyscy przywaliliśmy w krzesło poprzedniego.
- ROCKY?!
- O jeżu kolczasty, mogę umrzeć w każdej chwili, a nie powiedziałem Lily, że ją kocham! - wrzasnąłem łapiąc się za głowę. Nie zwracając uwagi na miny pozostałych, pokracznie wyskoczyłem przez okno samochodu i, gubiąc po drodze buta, zacząłem biec przed siebie. Biegłem już długo, długo, aż nagle uświadomiłem sobie, że do domu jest z jakieś 30 kilometrów. Stanąłem jak wryty ocierając pot z czoła. No tak. Chyba najpierw trzeba było pomyśleć mózgiem, a nie serduchem. Już chciałem się obejrzeć za samochodem, kiedy ten o mało nie złamał mi nosa przejeżdżając z pół centymetra obok mnie.
- Leć, Rocky! - usłyszałem jeszcze i pognałem przed siebie.

#Laura
- I jeszcze nie wiem, czuję taki niedosyt w życiu, takie jakieś braki, pustkę. - kwitowałam leżąc na fotelu, a Riker ze splecionymi palcami opierał się na kostkach. - Moje życie nie ma sensu. Wie pan, przyszły małżonek - kretyn z urojoną ciążą. A ja sama czuję... taki niedosyt, takie braki, pustkę. I jeszcze jestem w ciąży. I ogólnie czuję taki niedosyt w życiu, takie braki, pustkę.
- Rozumiem - przerwał mi Riker i rozlał mleko łapiąc się za głowę. - Jeszcze jakieś objawy oprócz niedosytu, braków i sraków?
- Sama nie wiem. Może poczucie braku sensu życia.
- Polecam obejrzeć Modę na sukces. Sens życia powinien wrócić. - zapisał na kartce i rzucił nią we mnie, po czym poleciał do kuchni widząc tam w Vanessę. Wzruszyłam ramionami.
- Vann.
Riker wydawał się nadzwyczaj poważny. Podejrzałam, że uniósł Vanessie podbródek, ale ona usilnie odwracała wzrok. Zakradłam się pod kuchnię i ukryłam za ścianą.
- Vann. - powtórzył.
- To chyba nieodpowiednia chwila na rozmowę. - odparła wymijając go. Roztrzęsionymi dłońmi chwyciła szklankę, lecz pod wpływem dotyku Rikera upuściła ją i schowała twarz w dłoniach. - Zostaw mnie, proszę.
Usłyszałam jak łka. Co się stało?
- Vanessa? - podeszłam do niej i przytuliłam z całej siły. Ona tylko strząsnęła moje ręce z jej ramion i pobiegła na górę. Riker zrobił to samo.
- Dziwne to wszystko - mruknęłam i wskoczyłam na blat, by ściągnąć z szafy chrupki, które Ell przede mną ukrywa.

#Rocky
- Li-i-ly - wydyszałem widząc ją siedzącą w ogródku.
Spojrzała na mnie wpierw zaskoczona, potem szczęśliwa, a potem przerażona. Podbiegła z butelką wody i bez zastanowienia wylała ją na mnie.
- Rocky, co się stało?! - pisnęła usiłując złapać ze mną kontakt wzrokowy, jednak nic z tego nie wyszło. Miałem milion czarnych kropek przed oczami i na chwilę je zamknąłem. Gdy je otworzyłem, leżałem w różowym łóżku, przykryty różową kołdrą. Zobaczyłem, że przy stoliku krząta się Lily. Hej! Przecież przyszedłem tu w jednym celu! A na razie leżę w babskim łóżku z miśkami wkoło i rozpaczam. Lily widząc, że się ocknąłem, podbiegła do mnie.
-Rock..
- KOCHAM CIĘ - krzyknąłem czym prędzej. Przecież w każdej chwili mogłem umrzeć. Lily zlustrowała mnie wzrokiem. Oczy wyszły jej z orbit. Dumny z siebie obserwowałem jej reakcję, po czym skapnąłem się, że mogłem sobie tylko tym zaszkodzić. Po co ja to powiedziałem?! Przecież ona pewnie mnie nie kocha, a ja zrobiłem z siebie idiotę! Nie przyjdzie na mój pogrzeb! A miało być tam tyle dobrego jedzenia, które uwielbia... Brawo Rocky, jesteś idiotą.
- Znaczy... - dodałem widząc zakłopotanie i rumieńce na jej twarzy - Nie-nie chciałem powiedzieć, że cię ko-ko-cham, b-bo nie, ż-że kocham ci-cieb-bie, tylko jedzenie, które-e ty masz ja-ko ko-kolczyki na uszach. - wybełkotałem w połowie wypowiedzi łapiąc się za twarz. Chyba coś mi nie wyszło. Wciąż się we mnie wpatrywała z zaskoczeniem. - Dobra, to ja się zmywam. - odparłem szybko i zbiegłem po schodach kierując się ku wyjściu.
BOŻE, DAJ MI MĄDROŚĆ, BYM NIE BYŁ TAKIM IDIOTĄ JAKIM JESTEM.
- Rocky! - usłyszałem wychodząc i jak na komendę obróciłem się przy okazji przywalając dłonią w klamkę.
- Ałłć! - wrzasnąłem i złapałem się za rękę.
Lily podeszła i pokryła moją obolałą dłoń ze swoją. Teraz mi oczy wyszły z orbit.
- Cieszę się, że mi to wyznałeś.
- Że boli mnie dłoń? - wydusiłem krztusząc się bólem i niczego nie łapiąc. Lily szczerze się zaśmiała, a uśmiech to miała piękny. Aż na chwilę zapomniałem o bólu.
- Właśnie za to... cię lubię - dodała szorując stopą po podłodze - Za twoją obolałą dłoń też.
Nim zdążyłem cokolwiek załapać bądź zorientować się, co powiedziała, poczułem delikatny chłód jej warg na swoich. Tym razem szybko się otrząsnąłem jeszcze nie do końca w to wszystko wierząc i przyciągnąłem ją do siebie.
BOŻE, NIE DAWAJ MI MĄDROŚCI. DAJ MI JESZCZE WIĘCEJ GŁUPOTY, BYM MÓGŁ JUŻ PRZEZ RESZTĘ ŻYCIA WIDZIEĆ JEJ PIĘKNY UŚMIECH I UMIEĆ ROZŚMIESZAĆ JĄ ZAWSZE WTEDY, KIEDY BĘDZIE TEGO POTRZEBOWAŁA.

# Laura
- Ross. Musimy pogadać. - odparłam przyciskając blondyna stopami do ściany. Ten patrzył na mnie złowrogo.
- Nie złamiesz mnie. Nie dam się tak łatwo! - wrzasnął szarpiąc się, lecz nic mu było na to.
- Masz nie być idiotą, jasne? Co będzie, jak nasze dzieci wdadzą się w ciebie? - pokiwałam głową i wzniosłam ręce do nieba.
Ross kichnął i wciągał gluty z powrotem do nosa, co było tak obrzydliwe, że musiałam mu podać chusteczki. Wykorzystał to i teraz ja stałam pod ścianą uwięziona pod ciężarem jego stóp.
- Jeszcze nie czas myśleć o dzieciach. Na razie wystarczy nam jedno. - zaśmiał się i podał mi dłoń. Usiedliśmy na kanapie. Próbowałam ukryć rumieniec, ale na nic to było.
- Aż tak bardzo cię zawstydziłem?
- Nieee do końca - spojrzałam w sufit. Zmierzył mnie wzrokiem.
- Coś ukrywasz. - skwitował.
- Noooo, booo nic nie ukrywaaaam.
- Właśnie widzęęęęęęę - przedrzeźniał mój głos nie odrywając wzroku od mojej twarzy.
- No dobra. Bo ja byłam u lekarza. Na USG.
- Co ty mówisz? - uśmiechnął się i chwycił mnie za dłonie. - Beze mnie? I już widać coś? Jakiegoś małego, zabójczo przystojnego blondyna, z IQ 150? Który ma niebiańsko seksowny wzrok i jes...
- Już, już - zachichotałam, co było tak głupie, że zrobiłam się cała czerwona. - Nie blondyna.
- MAŁĄ BRUNETKĘ?!
- Tak konkretnie... To i małą brunetkę i małego blondynka.
Mina Rossa - bezcenna.
- Czy ty... - zaczął z wielkimi oczami.
- Tak. Będą bliźniaki. - uśmiechnęłam się, na co Ross krzyknął tak głośno, że pewnie pół świata to usłyszało. Chwycił mnie w pasie i zrobił karuzelę.
- Ałć, przytyłaś - powiedział wciąż uśmiechnięty i podbiegł do szafki z książkami. - "Jak być idealnym tatą?" - zacytował i rozwalił się na łóżku z lekturą.

~*~
 Heja miśki! 
Jeny, ten rozdział jest taki debilny, że aż chce mi się płakać i śmieć jednocześnie. Ale musiałam w końcu coś dodać! Szczerze, miałam to zrobić wczoraj, specjalnie wcześniej wyszłam od kumpeli. Ale oczywiście lapek się popsuł, bo czemu nie :") A teraz nie miałam trochę czasu na myślenie i rozwinięcie rozdziału, choć miałam niezły pomysł. Jednakże mam jutro kartkówkę z fizyki i muszę przeczytać lekturę, której nie zaczęłam, więc... xd Zostawiam Was z rozdziałem. Miłego wieczorku.
/ Baśka
38 ROZDZIAŁ = 10 KOMENTARZY
 

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 36

Gdy dotarli do miejsca postoju taksówek, rozglądali się by znaleźć chociaż jedną wolną. W końcu Vanessa pociągnęła blondyna w stronę czarnego mercedesa. Wsiedli tak szybko, że kierowca wypuścił kanapkę z rąk.
- No super.- siedzący za kierownicą na oko dwudziestoletni chłopak odwrócił się do pary.- Siemaneczko, dokąd zawieść?
Riker zaczął panikować bo nie wiedział, do którego szpitala mają jechać, a było ich aż pięć. Wyjął telefon by zadzwonić do narzeczonej brata, lecz zauważył wiadomość od brunetki z adresem kliniki. Odetchnął z ulgą i podał ulicę, a po chwili auto ruszyło. Blondyn co chwilę sprawdzał godzinę, a jego ręce niemiłosiernie się trzęsły. Vanessa widząc w jakim stanie jest jej chłopak nie wiedziała co ma zrobić, jak go pocieszyć. Riker widząc smutną minę swojej dziewczyny, pocałował ją w policzek i złapał za dłoń. Van odwróciła wzrok w jego stronę i zobaczyła jego szeroki uśmiech, co odwzajemniła i delikatnie musnęła usta blondyna.
- Narzeczeństwo?- zagadał młody kierowca.
- Jeszcze nie.- odpowiedział Riker i mocniej ściągnął dłoń Vanki, której mózg wybuchał na myśl oświadczyn. Po dwudziestu minutach dotarli do szpitala, zapłacili kierowcy, który życzył im gromadki dzieci i pobiegli w stronę recepcji. Ross leży w sali 12, gdy wbiegli na korytarz gdzie powinien być młodszy blondyn zobaczyli resztę, w tym najbardziej przeżywającą Laurę. Riker szybko podszedł do niej i mocno przytulił. Drzwi od sali się otworzyły i wyszedł z niej lekarz, Lau mocno odepchnęła blondyna, tak że on upadł na podłogę. Vanessa szybko podeszła do chłopaka i pomogła mu wstać po czym wtuliła się w jego tors.
- Co z nim? Jak się czuje? Wszystko w porządku? Czy wszystko gra? Do cholery mów coś pan!- brunetka zaczęła obsypywać lekarza masą pytań, dopóki Rocky nie złapał ją za biodra i odsunął od mężczyzny, następnie podał brunetkę Ell'owi, który mocno ją przytulił.
- Jak z nim panie doktorze?- inicjatywę przejęła Rydel.
- Cóż panu Lynch'owi nic nie dolega, nie muszą się państwo martwić.- powiedział spokojnie i się uśmiechnął.
Laurę ogarnęła furia, wyrwała się przyjacielowi, tak że poleciał na krzesła, a potem na podłogę. Złapała lekarza za kołnierz.
- Nic? Jak do cholery nic! Mój mąż...
- Narzeczony.- poprawił ją Rocky, a ona w zamian spojrzała się na niego gniewnie i kontynuowała.
- Zemdlał mi na środku pokoju! Nawet jak dawałam mu z liścia to się nie budził!- usłyszała tylko szept Rocky'ego ,,to wyjaśnia dlaczego ma takie czerwone polika". Już chciała kończyć swoje skargi, gdy usłyszała jak Ross krzyczy jej imię i od razu popędziła do sali o mało nie wywarzając drzwi. Riker podszedł do lekarza.
- Niech pan wybaczy, ciąża i te zmienne humorki, rozumie pan..
Mężczyzna zaśmiał się, po czym odszedł, a reszta weszła do Rossa. Zobaczyli resztki szminki na całej twarzy blondyna.
- Co odstawiasz, że aż wylądowałeś w szpitalu?- Riker poklepał go po ramieniu.
- Sam nie wiem, braciak. Ale wiem jedno, zjadłbym pączka.
- Chwila, ja pójdę i przy okazji przyniosę wszystkim.- Ryland chciał wyjść, lecz zatrzymał go Ross.
- A może jednak chińszczyzna? Spaghetti? Tortille? Frytki? Najlepiej przynieś wszystko!
- Czy ty się ze mnie naśmiewasz?- Laura spytała go unosząc jedną brew i krzyżując ręce na piersiach.
- Nie no co ty, skarbie. Nie śmiałbym.- wysłał jej buziaka w powietrzu, a za chwilę pobladł.- Uwaga, będę rzygał.
Jak powiedział, tak zrobił. Najbardziej ucierpiał Rocky, który stał po prawej stronie blondyna, gdzie on odwrócił głowę i zwymiotował na buty bruneta. Chłopak zaczął wpatrywać się w ubrudzone buty i robił się coraz to bardziej czerwony.
- Ty gnoju! Zjadłeś moje pianki!
- Nie krzycz na mojego Rossiaczka!- Laura chcąc obronić narzeczonego nie wiadomo przed czym, położyła się na nim.
- Skarbie, nie przy wszystkich.- wymruczał uwodzicielsko Ross i klepnął ją w tyłek, a zaraz zaczął płakać. Laura szybko zeszła z niego w obawie, że coś mu zrobiła i sama zaczęła szlochać. Po chwili blondyn zaczął się śmiać, a Laura ze złości, że blondyn z niej żartuje wbijała paznokcie w udo siedzącego obok niej- Riker'a, który powstrzymywał się od krzyku.
- Pójdę po lekarza.
Rydel wyszła z sali i skierowała się w stronę gabinetu doktora. Wyjaśniła mu wszystko, a gdy dowiedziała się czego są to objawy, chciała jak najszybciej wyjść z pokoju by powiedzieć reszcie. Podziękowała lekarzowi i szybko pobiegła w stronę sali brata, zamknęła drzwi i wybuchnęła śmiechem. Gdy się opanowała, wytarła łzy z kącików oczu i spojrzała na resztę.
- Ross ma urojoną ciążę!- krzyknęła i ponownie zaczęła  się śmiać.
_______________________
Hej hejcia hejka 
Rozdział szybciiiuuuteńko (jak na nas XD)
Ale coś widzę, że nasi czytelnicy WYPAROWALI! 
POKAŻE WAM JAK TO ZAUWAŻYŁYŚMY!
Rozdział 33➡ 10 komentarzy
Rozdział 34➡ 6 komentarzy
Rozdział 35➡ 2 komentarze
TAKIE JEST I PUUUF NIE MA WAS
GDZIE WY
TĘSKNIMY I SIĘ MARTWIMY 
KOCHAMY WAS MISIACZKI ❤
MAM NADZIEJE, ŻE ROZDZIAŁ SIĘ PODOBA!
Z GÓRY SORKA ZA BŁĘDY SKARBEŃKA ❤
/Wasza Szylwia, która o dziwo ma trochę weny juhu

  

środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 35

- Ryland, do jasnej ciasnej, co ty robisz w naszym domu? - zapytał Riker ściągając z brata resztki makaronu do spaghetti. Wszyscy wyczekująco wpatrywali się w chłopaka, który poczerwieniał i spuścił wzrok.
- Emm.. by jydzyniy mi siy skynczyo - powiedział wypluwając przypadkowo resztę klopsików, która została mu w ustach.
 Laura cofnęła się z obrzydzenia tak gwałtownie, że wpadła na Rossa, ten z kolei na Rikera, Riker na Ella, Ell na Rydel, Rydel na Vanessę, a Rocky'emu udało się uciec. Śmiał się jednak zbyt mocno i przywalił głową w szafkę, z której spadła na niego doniczka. Osunął się na ziemię, wciąż mając uśmiech na twarzy.
- Czy ty sobie w tej chwili żartujesz - bardziej stwierdził niż zapytał Ross, z żałością chowając twarz w dłoniach.
- Niy, chiyłbm, aly lydówky chyby zjydła mi cały zypasy - jęknął pakując do ust ciasto czekoladowe.
- Jesteś idiotą, wiesz - dodała Rydel i zerknęła na kuchnię. Był w niej taki bałagan, że Rydel chyba nigdy w życiu takiego nie widziała. Poczerwieniała tak bardzo, że reszta rodzinki po cichu wycofała się do salonu, niosąc za ręce Rocky'ego. W jednej chwili się opanowała i z delikatnym uśmiechem podeszła do brata, który zasłaniał się patelnią.
- Mój kochaniusi - zaczęła szczerząc się - MASZ MI W TEJ CHWILI TO SPRZĄTNĄĆ MASZ 5 MINUT JAK TU WRÓCĘ A NIC NIE BĘDZIE POSPRZĄTANE WYLECISZ NA ZBITY RYJ TAK DOBRZE SŁYSZYSZ DALEJ ŚPIESZ SIĘ BO BĘDZIESZ ZARAZ SZOROWAŁ WSZYSTKIE TALERZE ŻYRANDOLE I ŚCIANY SZCZOTECZKĄ DO ZĘBÓW - zatrzymała się chcąc nabrać powietrza - WIĘC BIERZ SIĘ DO ROBOTY A TA PATELNIA CI W NICZYM NIE POMOŻE - chwyciła patelnię i przyłożyła nią prosto w pupcię Rylanda. Ten krzyknął i w jednej chwili chwycił wszystkie środki czystości. Rydel uśmiechnęła się i z dumą wyszła z kuchni. Gdy weszła do salonu nie widziała nigdzie reszty. Za kanapą leżał tylko ogromny rulon złożony z jakichś 10 koców. Podeszła do niego zaciekawiona.
- Myślicie, że nas tu nie znajdzie? - usłyszała szept Vanessy.
- Jak znajdzie, to będzie po nas - odezwał się otumaniony Rocky.
Rydel jednym machnięciem ściągnęła koce. Jej oczom ukazała się jedna, wielka ludzka kanapka. Najgorzej miał Ell, który robił za bułkę na samym dole - wyglądał jak zgnieciona poduszka.
- Jak mogliście tak mojemu Ellusiowi zrobić! - złapała się za głowę i wyciągnęła spod spodu bruneta - Chodź, skarbie, zrobię ci szarlotkę.
Ellowi zalśniły oczy i śmiejąc się pokazywał palcami resztę, która nie miała tyle szczęścia. Ross wzruszył ramionami i przerzucił sobie Laurę przez ramię. Ta pisnęła.
- Ty mnie tak nie rozpieszczasz - udał złego.
- Ale ty byś mnie mógł - powiedziała zsuwając się z jego pleców. - Mam ogromną ochotę na kiszone ogórki, żelki, masło i salami.
Riker i Vanessa popatrzyli po sobie. Laura w jednym momencie zrobiła się cała blada i poleciała do łazienki. Usłyszeli odgłosy wymiotowania.
- Moja biedna księżniczka - mruknął Ross zmartwionym głosem biegnąc w stronę toalety.
Vanessa usiadła na łózku i przez pięć minut obserwowała Rocky'ego, który cały czerwony rozmawiał z Lily przez telefon. Po chwili Riker wrócił z porcją lodów malinowych.

- Dziękuję, kocham cię - uśmiechnęła się Vanessa i cmoknęła Rikera w policzek. Wydawała się smutna - blondyn od razu to zauważył.
- Vann? Wszystko gra? - chwycił jej dłonie w swoje i spojrzał jej głęboko w oczy. - Nie ten smak?
- Nie, smak idealny, jak ty - szepnęła - Ale... po prostu... Nieważne, zapomnij, nie chciałam cię niepokoić - spuściła wzrok i wróciła do jedzenia lodów.
Riker jednym ruchem chwycił jej miseczkę i postawił na stole. Był trochę poddenerwowany, choć może po prostu zaniepokojony.
- Vanesso - odparł poważnie - jestem tu żeby cię uszczęśliwić, więc mów. Co jest nie tak?
Vanessa wstała niepewnie i muskając ramię Rikera ruszyła w tylko sobie znany kierunek. Riker śledził ją wzrokiem. Wyszła z domu i ruszyła przez ulicę. Chwycił czarną bluzę i pobiegł za nią. Trudno było zostać niezauważalnym, gdyż Vanessa ciągle się rozglądała. Wsiadła do autobusu, a blondyn za nią. Na szczęście go nie zauważyła. Wysiedli po 5 przystankach przy... szpitalu? Ale nie takim zwykłym szpitalu. Riker przeczytał szyld pod nosem : Klinika lecząca niepłodność. Chłopak pobladł i przez krótką chwilę wpatrywał się w drzwi. Wciąż w szoku wbiegł do środka zbyt głośno i stanął na środku. Przy recepcji stała zapłakana Vanessa.
- Przykro mi - powiedziała pielęgniarka - wyniki są pozytywne. Dziewczyna schowała twarz w dłoniach i kucnęła. Wybuchła nieopanowanym szlochem, dusząc się kaszlem.
- Jakie wyniki? - Riker ledwo wycisnął kilka słów - Vanessa?
Ta spojrzała na niego wpierw przerażona i zdziwiona, lecz później jej oczy znów zwęziły się w cienką kreskę, z której wypływały jeszcze większe strumienie łez. Riker podbiegł do niej i uniósł jej podbródek. Wokół nich stanął tłum gapiów.
- Już wcześniej chciałam ci powiedzieć, ale nie byłam pewna - zaszlochała ledwo łapiąc oddech - I nie chciałam wyjść na nie wiadomo jaką... Wiesz, niedługo się znamy, a ja myślałam o takich rzeczach...
- Vann, w tej chwili powiedz o co chodzi. Nie musisz się przede mną niczego wstydzić i obawiać. Kocham cię mimo wszystko.
- Riker - zaczęła powstrzymując kolejne salwy płaczu - Nigdy nie będę mogła mieć dzieci, rozumiesz? Nigdy... - jej szept zmienił się w krzyk rozpaczy. Zszokowany blondyn wciąż pod działaniem adrenaliny wyprowadził Vanessę z kliniki. Twarz wykrzywił mu dziwny grymas.
- Skarbie - zaczął po bardzo długiej chwili ciszy - to, że nie możesz mieć dzieci, nie zmieni moich uczuć w stosunku do ciebie - ujął jej twarz w dłonie. Ta spojrzała na niego niepewnie, próbując opanować szloch. - Rozumiem, że myślałaś o naszej przyszłości robiąc ten test - szepnął, a ta spuszczając wzrok przytaknęła.
- Przep-praszam... To było dziecinn...
- To było piękne - na twarzy Rikera zagościł najszczerszy uśmiech, jaki Vanessa kiedykolwiek u niego widziała. W jednej chwili przestała szlochać i spojrzała na niego ze smutkiem. - Kiedyś... Kiedyś, kiedy wiesz... Będziemy mogli po...Zaadoptować dziecko... Jeżeli oczywiście będziesz chciała - powiedział zmieszany, rumieniąc się - malutką córeczkę, taką jak ty.
Vanessa przez chwilę stała w szoku, lecz po chwili rzuciła się blondynowi na szyję płacząc, tym razem ze szczęścia.
- Rik...
- Csiii, spokojnie - szeptał jej do ucha - porozmawiamy w domu.
Przytulali się przed szpitalem przed dobre 5 minut, gdy Rikerowi zadzwonił telefon. Przypadkowo odebrał. Z telefonu dobiegł ich krzyk:
- Riker, gdzie się podziewasz?! - Laura - Ross znowu zemdlał! Wiozą go do szpitala - usłyszał płacz. Popatrzyli po sobie z Vanessą i rzucili się w stronę przystanku dla taksówek.

~*~
Siema, tu Kita. Tak wiem, po latach nieobecności!
Wracam z rozdzialikiem, na którego wena pojawiła mi się dopiero po włączeniu lapka. XD
Razem z Sylwią wiemy, że musicie długo czekać na rozdziały.
Wiemy też, że przez dodawanie ich co miesiąc/kilka tygodni, straciłyśmy wiele czytelników.
Wybaczcie nam, ale to już ostatnie rozdziały i na złość brakuje weny.
Na szczęście teraz święta, wolne.
Postanowiłyśmy, że napiszemy w te wolne dni wszystkie pozostałe nam do końca rozdziały, ale dodawać je będziemy tak jak dawno temu, załóżmy co tydzień.
Dziękujemy tym, co zostali z nami.
Życzymy Wam wesołych Świąt i powodzenia w nowym roku!
Wy życzcie nam weny ;)
/Basia

ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ NIEDŁUGO, BEZ WZGLĘDU NA LICZBĘ KOMENTARZY, JEDNAK PROSIMY O KOMENTOWANIE!

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!