niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 18

Dedyk dla głupiego bakłażana- Olgi Lynch. A także dla tych co są najbardziej aktywni na tym blogu. Dziękujemy!

Minęły już jakieś 3 dni od porwania Laury, policja dalej nie znalazła żadnych śladów. Vanessa, jak i Lynch'owie tworzą w głowach same czarne scenariusze. No, może oprócz Rossa, który dzień i noc poszukuje informacji na temat tej fabryki. Sam nie wie skąd wziął się u niego taki zapłon, przecież jest z nią pokłócony. Czuł, że jak nie on, to nikt tego nie zrobi. Zdecydował, że zrobi wszystko by odnaleźć Laurę. Posunął się do tego stopnia, by dzisiaj pójść do sąsiada po lewej. Tak, dokładnie do starego mopsa, który żyje w tym mieście bardzo długo i na pewno coś wie. 

#Ross
   Dzisiaj mijają 3 dni. Najlepsze jest to, że wczoraj w moim pokoju, na łóżku leżał liścik. Pisało w nim, że Laura jest w dobrych rękach. Tsa, a to dobry żart. Właśnie wczoraj zdecydowałem, że pójdę do mojego najlepszego sąsiada. Nie mam pojęcia co mam mu dokładnie powiedzieć. Ale sądzę, że on musi coś wiedzieć o tej fabryce. Wyszedłem z domu i podszedłem do drzwi starego mopsa. Z małymi obawami zapukałem. Przez drzwi było słychać, jak stopy szurają o podłogę, a następnie przekręcanie zamka. Po chwili zobaczyłem twarz sąsiada.
- Czego? -cóż za przyjemny ton.
- Proszę pana, mam do pana ogromną prośbę. Błagam niech mi pan pomoże. 
- A co będę z tego miał? 
- Przeprowadzimy się, jak najdalej od pana. Pasuje? -spojrzałem na niego z nadzieją. Chwilę się zastanawiał. 
- Zgoda. Ale Laura spędzi u mnie tydzień.- że słucham? On tego nie powiedział na serio, prawda? Kurcze, dobry jest. Ale żeby znaleźć Lau, muszę się zgodzić. Inaczej mi nie powie co z tą fabryką. 
- Dobrze, niech tak będzie. - czy ja to serio powiedziałem?
- No to zapraszam.- otworzył szerzej drzwi i odszedł. Wszedłem  do środka, zamknąłem za sobą drzwi. Po chwili znalazłem się w salonie i usiadłem na kanapie, naprzeciwko staruszka. 
- Więc o co chodzi?
- Czy kojarzy pan fabrykę Ceekies? 
Mężczyzna siedział chwilę zamyślony, spojrzał na mnie.
- Pracowałem tam, ale to bardzo dawno. Fabryka zbankrutowała i została zamknięta. A dlaczego pytasz?- pierwszy raz w życiu, rozmawiał ze mną normalnie. 
- Ponieważ, muszę zrobić o niej prezentację i chcę dowiedzieć się o niej trochę. A pamięta pan może adres? - serio mózgu? Prezentacja?
- Dokładnie nie pamiętam, ale mam ulotkę, na której jest mapka.- wstał z fotela i podszedł do dużej komody, otworzył jedną z szuflad i wyjął plik karteczek. Podszedł do mnie i podał ulotkę.
- Trzymaj młody. Sądzę, że fabryka się nie przeniosła. A teraz wypad z mojego domu, bachorze. 
Pędem ruszyłem w stronę drzwi, wybiegłem na zewnątrz. Skierowałem się w stronę garażu i wsiadłem do auta. Wyjąłem gumę do żucia z buzi i przykleiłem ją na środek kierownicy, a do niej przymocowałem ulotkę. Nie miałem daleko, jakieś 20 minut drogi i byłem na miejscu. Wysiadłem z auta i spojrzałem na budynek przede mną. Była to stara rozwalająca się i opuszczona budowla. Małymi kroczkami zacząłem do niej podchodzić. Dlaczego od razu nie pomyślałem by pójść do gościa? Siedziałem w internecie, który w cholerę mi nie pomógł. Byłem już przy ogromnych drzwiach, delikatnie je popchnąłem i ostrożnie wszedłem do środka fabryki. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i od razu zobaczyłem wszędzie napisaną nazwę fabryki. Popatrzyłem na oświetlony świeczkami kąt. Między pudłami podszedłem do niego. Spojrzałem na te wszystkie zdjęcia. Wszędzie była Laura. Chciało mi się śmiać, gdy było kilka zdjęć, gdzie do ciała jakiegoś mięśniaka poprzyklejana była twarz jakiegoś mężczyzny. Usłyszałem jak za mną coś upada, przestraszony odwróciłem się. Zobaczyłem jakąś osobę przywiązaną do krzesła.
- Kim ty jesteś? - spytałem się, podchodząc pomiędzy pudłami. 
- Ross, to ty?- czy to Laura? O mój Boże! Znalazłem ją. Podbiegłem do dziewczyny, postawiłem jej krzesełko, odwiązałem sznury, a ona się we mnie wtuliła. Jejku, jak mi tego brakowało.
- Lau, strasznie cię przepraszam za to w kuchni. Nie wiem co we mnie wstąpiło, że tak się zachowałem. Wybaczysz?
- Och Ross, ja nie byłam lepsza. I jasne, wybaczam ci. Dziękuję ci, że mnie znalazłeś. Ten gościu to jakiś psychopata! Co chwile każe mi śpiewać lub podpisywać mu różne rzeczy. A wiesz co jest najgorsze? - zaczęła mi się żalić, od razu żałuję, że nie poszedłem do gościa wcześniej.
- Co takiego? Bił cię?- zacisnąłem dłonie w pięści.
- Nie, nie. Musiałam mu się podpisać na brzuchu. - skrzywiła się.- Brzuch, który był cały owłosiony. Ochyyyda!
Podszedłem do niej i przytuliłem. Co ona tutaj przeszła? Czego się jeszcze dowiem? To jest moja Laurusia, nikt poza mną nie może jej dotykać! Oh jak ja, ją kocham. Oczywiście po przyjacielsku! Chociaż... Nie no na pewno po koleżeńsku. Przecież przyjaźń damsko-męska istnieje. Nie spojrzę inaczej na Laurę. Mimo, że sam w to nie wierzę to i tak żyję w przekonaniu, że jednak tak jest. 
- Dobra Lau, musimy stąd uciekać. Tylko nie wiem gdzie tu jest wyjście.- spojrzałem na nią z nadzieją, że coś wie.
- Na mnie nie patrz. Siedziałam cały czas na krześle.
Westchnąłem i pociągnąłem ją za rękę dalej. Chodziliśmy z pokoju do pokoju, ale żadne z nich nie było wyjściem z fabryki. Cholera, którędy ja tu wszedłem? Stanąłem na chwilę i rozglądnąłem się po pomieszczeniu. Wszędzie było pełno kartonów, a najgorszy fakt jest taki, że nie jest tu zbyt jasno. Zacząłem stawiać kroki przed siebie, ale wpadłem na pudła, które się przewaliły i zrobiły ogromny hałas. Usłyszałem jak jakieś drzwi trzasnęły, przyciągnąłem Laurę i skryłem nas.
- Kto tutaj jest? Laura? No wyłaź!
Poczułem jak Lau lekko się trzęsie, moje mięśnie się napięły, a dłonie zacisnęły w pięści. 
- Słuchaj, na trzy wybiegamy stąd. - szepnąłem do niej.
- Ale Ross, a jak on nas złapie?
- Nie złapie Lau.- wziąłem ją za rękę.- Uwaga, raz... dwa i trzy.
W jednej chwili wybiegliśmy z kryjówki i biegliśmy przed siebie. Usłyszałem szybkie kroki za nami, cholera. Goni nas.

#Rydel
   Odkąd Laura zniknęła wszyscy chodzili przybici. Nikt nie wiedział co ze sobą zrobić. Policja nie dawała nam żadnych informacji. Ross od tych trzech dni nie wychodzi wcale ze swojego pokoju. Postanowiłam, że na poprawę humoru zrobię ukochane naleśniczki dla wszystkich. Podczas smażenia nuciłam pod nosem, ale nagle usłyszałam śmiechy z salonu. No nareszcie. Poszłam do pomieszczenia, a tam Ell płaczący ze śmiechu, z telefonem w ręku. Przewróciłam oczami, poczułam nieprzyjemny zapach. Kufffa, moje naleśniki. Podbiegłam do patelni. Uff na szczęście nie są zbytnio przypalone. Po 30 minutach posiłek jest gotowy.
- Ludziska, żarcie na stole! 
Po chwili wszyscy objadali się żarełkiem, oprócz Rossa. Ponownie nie wyszedł z pokoju. Westchnęłam i nałożyłam na talerz górkę naleśników z nutellą. Poszłam w stronę jego pokoju, zapukałam w drzwi. Nikt mi nie odpowiedział, nacisnęłam na klamkę, a drzwi się otworzyły. Weszłam w głąb pokoju, podeszłam do łóżka, które było puste. Chwila, co?! Nie ma go? Pobiegłam do jego łazienki, zapaliłam światło, a na podłodze czerwona maź! Co się do cholery w tym domu dzieje?
Zbiegłam na dół do kuchni.
- Ross zniknął! Nie ma go! 
Zobaczyłam jak wszyscy wypluwają naleśniki z buzi, wstają od stołu i patrzą na mnie.
- CO?! - wow, ale zgranie.
______________________________________
 No witam po długiej nieobecności.
Od razu za to przepraszam. Liczyłam na to, że więcej osób skomentuje one shota, który jest dla mnie ważny. Ale, nie o tym. Trzecia klasa gimnazjum to złooo, teraz jeszcze wybieramy szkoły co nie jest łatwe. Nie wiem, chcecie może coś, by pojawiło się w następnym rozdziale? Także komentujcie i dodawajcie mi weny, której mi brak. (Dacie z 10? :D) Kocham was! ~Szylwia.