środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 35

- Ryland, do jasnej ciasnej, co ty robisz w naszym domu? - zapytał Riker ściągając z brata resztki makaronu do spaghetti. Wszyscy wyczekująco wpatrywali się w chłopaka, który poczerwieniał i spuścił wzrok.
- Emm.. by jydzyniy mi siy skynczyo - powiedział wypluwając przypadkowo resztę klopsików, która została mu w ustach.
 Laura cofnęła się z obrzydzenia tak gwałtownie, że wpadła na Rossa, ten z kolei na Rikera, Riker na Ella, Ell na Rydel, Rydel na Vanessę, a Rocky'emu udało się uciec. Śmiał się jednak zbyt mocno i przywalił głową w szafkę, z której spadła na niego doniczka. Osunął się na ziemię, wciąż mając uśmiech na twarzy.
- Czy ty sobie w tej chwili żartujesz - bardziej stwierdził niż zapytał Ross, z żałością chowając twarz w dłoniach.
- Niy, chiyłbm, aly lydówky chyby zjydła mi cały zypasy - jęknął pakując do ust ciasto czekoladowe.
- Jesteś idiotą, wiesz - dodała Rydel i zerknęła na kuchnię. Był w niej taki bałagan, że Rydel chyba nigdy w życiu takiego nie widziała. Poczerwieniała tak bardzo, że reszta rodzinki po cichu wycofała się do salonu, niosąc za ręce Rocky'ego. W jednej chwili się opanowała i z delikatnym uśmiechem podeszła do brata, który zasłaniał się patelnią.
- Mój kochaniusi - zaczęła szczerząc się - MASZ MI W TEJ CHWILI TO SPRZĄTNĄĆ MASZ 5 MINUT JAK TU WRÓCĘ A NIC NIE BĘDZIE POSPRZĄTANE WYLECISZ NA ZBITY RYJ TAK DOBRZE SŁYSZYSZ DALEJ ŚPIESZ SIĘ BO BĘDZIESZ ZARAZ SZOROWAŁ WSZYSTKIE TALERZE ŻYRANDOLE I ŚCIANY SZCZOTECZKĄ DO ZĘBÓW - zatrzymała się chcąc nabrać powietrza - WIĘC BIERZ SIĘ DO ROBOTY A TA PATELNIA CI W NICZYM NIE POMOŻE - chwyciła patelnię i przyłożyła nią prosto w pupcię Rylanda. Ten krzyknął i w jednej chwili chwycił wszystkie środki czystości. Rydel uśmiechnęła się i z dumą wyszła z kuchni. Gdy weszła do salonu nie widziała nigdzie reszty. Za kanapą leżał tylko ogromny rulon złożony z jakichś 10 koców. Podeszła do niego zaciekawiona.
- Myślicie, że nas tu nie znajdzie? - usłyszała szept Vanessy.
- Jak znajdzie, to będzie po nas - odezwał się otumaniony Rocky.
Rydel jednym machnięciem ściągnęła koce. Jej oczom ukazała się jedna, wielka ludzka kanapka. Najgorzej miał Ell, który robił za bułkę na samym dole - wyglądał jak zgnieciona poduszka.
- Jak mogliście tak mojemu Ellusiowi zrobić! - złapała się za głowę i wyciągnęła spod spodu bruneta - Chodź, skarbie, zrobię ci szarlotkę.
Ellowi zalśniły oczy i śmiejąc się pokazywał palcami resztę, która nie miała tyle szczęścia. Ross wzruszył ramionami i przerzucił sobie Laurę przez ramię. Ta pisnęła.
- Ty mnie tak nie rozpieszczasz - udał złego.
- Ale ty byś mnie mógł - powiedziała zsuwając się z jego pleców. - Mam ogromną ochotę na kiszone ogórki, żelki, masło i salami.
Riker i Vanessa popatrzyli po sobie. Laura w jednym momencie zrobiła się cała blada i poleciała do łazienki. Usłyszeli odgłosy wymiotowania.
- Moja biedna księżniczka - mruknął Ross zmartwionym głosem biegnąc w stronę toalety.
Vanessa usiadła na łózku i przez pięć minut obserwowała Rocky'ego, który cały czerwony rozmawiał z Lily przez telefon. Po chwili Riker wrócił z porcją lodów malinowych.

- Dziękuję, kocham cię - uśmiechnęła się Vanessa i cmoknęła Rikera w policzek. Wydawała się smutna - blondyn od razu to zauważył.
- Vann? Wszystko gra? - chwycił jej dłonie w swoje i spojrzał jej głęboko w oczy. - Nie ten smak?
- Nie, smak idealny, jak ty - szepnęła - Ale... po prostu... Nieważne, zapomnij, nie chciałam cię niepokoić - spuściła wzrok i wróciła do jedzenia lodów.
Riker jednym ruchem chwycił jej miseczkę i postawił na stole. Był trochę poddenerwowany, choć może po prostu zaniepokojony.
- Vanesso - odparł poważnie - jestem tu żeby cię uszczęśliwić, więc mów. Co jest nie tak?
Vanessa wstała niepewnie i muskając ramię Rikera ruszyła w tylko sobie znany kierunek. Riker śledził ją wzrokiem. Wyszła z domu i ruszyła przez ulicę. Chwycił czarną bluzę i pobiegł za nią. Trudno było zostać niezauważalnym, gdyż Vanessa ciągle się rozglądała. Wsiadła do autobusu, a blondyn za nią. Na szczęście go nie zauważyła. Wysiedli po 5 przystankach przy... szpitalu? Ale nie takim zwykłym szpitalu. Riker przeczytał szyld pod nosem : Klinika lecząca niepłodność. Chłopak pobladł i przez krótką chwilę wpatrywał się w drzwi. Wciąż w szoku wbiegł do środka zbyt głośno i stanął na środku. Przy recepcji stała zapłakana Vanessa.
- Przykro mi - powiedziała pielęgniarka - wyniki są pozytywne. Dziewczyna schowała twarz w dłoniach i kucnęła. Wybuchła nieopanowanym szlochem, dusząc się kaszlem.
- Jakie wyniki? - Riker ledwo wycisnął kilka słów - Vanessa?
Ta spojrzała na niego wpierw przerażona i zdziwiona, lecz później jej oczy znów zwęziły się w cienką kreskę, z której wypływały jeszcze większe strumienie łez. Riker podbiegł do niej i uniósł jej podbródek. Wokół nich stanął tłum gapiów.
- Już wcześniej chciałam ci powiedzieć, ale nie byłam pewna - zaszlochała ledwo łapiąc oddech - I nie chciałam wyjść na nie wiadomo jaką... Wiesz, niedługo się znamy, a ja myślałam o takich rzeczach...
- Vann, w tej chwili powiedz o co chodzi. Nie musisz się przede mną niczego wstydzić i obawiać. Kocham cię mimo wszystko.
- Riker - zaczęła powstrzymując kolejne salwy płaczu - Nigdy nie będę mogła mieć dzieci, rozumiesz? Nigdy... - jej szept zmienił się w krzyk rozpaczy. Zszokowany blondyn wciąż pod działaniem adrenaliny wyprowadził Vanessę z kliniki. Twarz wykrzywił mu dziwny grymas.
- Skarbie - zaczął po bardzo długiej chwili ciszy - to, że nie możesz mieć dzieci, nie zmieni moich uczuć w stosunku do ciebie - ujął jej twarz w dłonie. Ta spojrzała na niego niepewnie, próbując opanować szloch. - Rozumiem, że myślałaś o naszej przyszłości robiąc ten test - szepnął, a ta spuszczając wzrok przytaknęła.
- Przep-praszam... To było dziecinn...
- To było piękne - na twarzy Rikera zagościł najszczerszy uśmiech, jaki Vanessa kiedykolwiek u niego widziała. W jednej chwili przestała szlochać i spojrzała na niego ze smutkiem. - Kiedyś... Kiedyś, kiedy wiesz... Będziemy mogli po...Zaadoptować dziecko... Jeżeli oczywiście będziesz chciała - powiedział zmieszany, rumieniąc się - malutką córeczkę, taką jak ty.
Vanessa przez chwilę stała w szoku, lecz po chwili rzuciła się blondynowi na szyję płacząc, tym razem ze szczęścia.
- Rik...
- Csiii, spokojnie - szeptał jej do ucha - porozmawiamy w domu.
Przytulali się przed szpitalem przed dobre 5 minut, gdy Rikerowi zadzwonił telefon. Przypadkowo odebrał. Z telefonu dobiegł ich krzyk:
- Riker, gdzie się podziewasz?! - Laura - Ross znowu zemdlał! Wiozą go do szpitala - usłyszał płacz. Popatrzyli po sobie z Vanessą i rzucili się w stronę przystanku dla taksówek.

~*~
Siema, tu Kita. Tak wiem, po latach nieobecności!
Wracam z rozdzialikiem, na którego wena pojawiła mi się dopiero po włączeniu lapka. XD
Razem z Sylwią wiemy, że musicie długo czekać na rozdziały.
Wiemy też, że przez dodawanie ich co miesiąc/kilka tygodni, straciłyśmy wiele czytelników.
Wybaczcie nam, ale to już ostatnie rozdziały i na złość brakuje weny.
Na szczęście teraz święta, wolne.
Postanowiłyśmy, że napiszemy w te wolne dni wszystkie pozostałe nam do końca rozdziały, ale dodawać je będziemy tak jak dawno temu, załóżmy co tydzień.
Dziękujemy tym, co zostali z nami.
Życzymy Wam wesołych Świąt i powodzenia w nowym roku!
Wy życzcie nam weny ;)
/Basia

ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ NIEDŁUGO, BEZ WZGLĘDU NA LICZBĘ KOMENTARZY, JEDNAK PROSIMY O KOMENTOWANIE!

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ! 

 

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 34

#Narrator
    Wezwali dwie taksówki, następnie pojechali do najbliższego szpitala. Laura kurczowo trzymała rękę Rossa i powstrzymywała się od płaczu. Dopiero co blondyn jej się oświadczył, ona zaszła w ciąże, a gdy wszystko szło w dobrą stronę musiały się pojawić komplikacje. W nadziei podtrzymywały ją słowa narzeczonego, że będzie walczył dla niej i dla dziecka. Gdy wysiedli z pojazdów, szybkim krokiem skierowali się do recepcji. Riker, który jako jedyny myślał trzeźwiąco przedstawił sytuację recepcjonistce, która natychmiast wezwała lekarza. Nasi bohaterowie siedzieli z trzy minuty w poczekalni, gdy przed nimi stanął mężczyzna po pięćdziesiątce z przyjaznym uśmiechem, jak się okazało był to doktor.
- Witam, jestem Adam Brown i zaopiekuję się panem Lynch'em. Czy mógłbym dostać w skrócie informacje o stanie pacjenta?
- Wymiotował, miał biegunkę i teraz zmarszczoną skórę. Podejrzewam, że to objawy cholery, panie Brown.- Laura wytarła łzę, a Ross przygarnął ją do swego boku. Nie chciał zamartwiać brunetki, ale dziękował Bogu, że mu ją zesłał.
- Tak, ma pani rację. Zapraszam pana do sali 32 na obserwacje i badania. A kogoś poproszę na rozmowę do mojego gabinetu.
Podzielili się tak, że Rocky poszedł z Rossem, Riker i Laura z lekarzem, a reszta wróciła do hotelu po rzeczy dla blondyna. Bracia skierowali się do sali, którą wskazał pan Brown. Weszli do środka, gdzie były już trzy pielęgniarki. Jedna podała Rossowi szpitalną koszulę, w którą od razu poszedł się przebrać. Druga przygotowywała mu łóżko, a Rocky do trzeciej zarywał, mimo że ma dziewczynę, a pielęgniarka nie rozumiała po angielsku. Blondyn przebrany już w piżamę, położył się do łóżka. Pierwsza pielęgniarka, włożyła mu wenflon, nie zważając na to, jak chłopak wiercił się pod wpływem bólu. Podpięła mu kroplówkę i podała antybiotyk, który zalecił lekarz. Gdy Ross zasnął, pielęgniarki wyszły, a Rocky usiadł koło jego łóżka.
    Blondyn i brunetka szli długim korytarzem za doktorem. Riker widząc bliską płaczu Laurę, objął ją ramieniem i pocałował w głowę. Wiedział, że ta rozmowa może być dla nich ciężka, dlatego chciał być dla niej dużym wsparciem. Weszli do gabinetu i usiedli na przeciw pana Browna, Riker przysunął krzesło do brunetki i złapał ją za dłoń.
- A więc, jesteście rodzeństwem pana Rossa, tak?
- Nie do końca, to jego narzeczona.- blondyn wskazał na Lau.
- Dobrze, rozumiem.  Ile dni minęło od pierwszej objawy?
- Jakieś 3 dni.
- Nie będę wciskał państwu żadnej bajki, ani nic. Powiem wprost, u pana Rossa pokazały się najczęstsze objawy cholery. Ale mogą też wystąpić zakażenia bezobjawowe, w skrajnie poważnych przypadkach może dojść do śpiączki. Lecz mają państwo szczęście, że zauważyliście objawy, ponieważ brak pomocy medycznej często prowadzi do zgonu. Pan Ross otrzymał antybiotyk, który powinien mu pomóc. Bądźmy dobrej myśli, chłopak ma o co walczyć.
Oboje podziękowali i wyszli z gabinetu. Po zamknięciu drzwi Laura wtuliła się w Riker'a i zaczęła płakać.
- Rik, ja się cholernie boje.
Blondyn tylko mocniej ją przytulił, pocałował w głowę.
- Musimy być dobrej myśli, skarbie.
Powoli ruszyli w stronę sali, w której leżał Ross. Brunetka nacisnęła klamkę i weszła w głąb, zakryła usta i upadła na podłogę i zaczęła szlochać. Riker szybko wbiegł do sali i zobaczył jak Rocky okrywa twarz Rossa białym prześcieradłem.
- Co ty robisz?!- podszedł do Lau i podniósł ją z ziemi, po czym przytulił.
- Trochę wstyd się przyznać.- Rocky podrapał się po karku.
- Co z nim?!
- Noo, z nim nic. Ja tylko...Ja tylko bawiłem się w doktora i udawałem, że Ross umarł. Przepraszam?
- Rocky, nie mam siły na ciebie krzyczeć, ale idź do bufetu po kawę.- Laura podeszła do łóżka Rossa i odgarnęła mu włosy z twarzy. Rocky szybko wybiegł z sali, ale po chwili wrócił i zaczął skakać w miejscu.
- Rocky! Ciszej! Obudzisz go!
- Dobra, sorry. Ale obczajcie to! Tutaj mają wodę w woreczkach!
- Idioto! To kroplówki! Idź biegiem to odłóż!- Riker wypchnął go za drzwi i podszedł do łóżka brata.
- Masz mi wyzdrowieć, bo nie dam sobie rady z tymi bałwanami.
Rocky wrócił z kawą i usiadł na kanapie w sali, poczekali jakieś 5 minut,a do pokoju przyszła reszta. Odstawili rzeczy blondyna koło łóżka, Ell usiadł koło drugiego bruneta, który zaczął opowiadać o odnalezieniu wody w woreczkach.
- Musisz mi to pokazać!- wykrzyknął Ell i wybiegli z pokoju zanim ktoś zaprotestował.
Siedzieli ciągle w sali blondyna i na telefonie włączyli piosenki R5, już byli wszyscy w komplecie, bo dwóch brunetów do sali przyprowadził ochroniarz. Po dłuższej chwili usłyszeli pomrukiwanie w rytm muzyki i spojrzeli na uśmiechniętego Rossa.
- Hej, misiu. Jak się czujesz?- Laura lekko musnęła usta blondyna i głaskała go po policzku.
- Znakomicie, wracamy do domu?
- O czym ty gadasz? Ty jesteś chory! Jak wyzdrowiejesz, najszybciej stąd wylatujemy.- Rydel powiedziała to tak stanowczo, że każdy jej przytaknął.
Do sali wszedł lekarz, widząc uśmiechnięte twarze, sam się uśmiechnął.
- Mam dla państwa bardzo dobre wieści. Dzięki temu, że szybko Ross trafił do szpitala, dostał antybiotyk, to szybko pozbył się choroby. Zostaniesz chłopie jeszcze dzień tutaj na obserwacji i dostajesz wypis.- doktor spojrzał na nas i wyszedł z sali.
- Mówiłem, że się nie poddam dla nas.- blondyn uśmiechnął się i pocałował Laurę.

*2 dni później*
   Ross dostał wypis i podziękował panu Brownowi bombonierką i autografami całego zespołu dla jego córek, bo jak się okazało są fankami zespołu. Szybko wrócili do hotelu, spakowali rzeczy i ruszyli na lotnisko. We wczorajszy dzień Riker kupił bilety powrotne i wszystko było ustalone. Lot mieli na 14, więc się wyrobili. Tym razem Ross wygrał walkę o miejsce pod oknem i zadowolony z tego faktu usiadł na miejscu, minęło 20 minut od startu, a on już spał. Laura wielce oburzona, że to ona lepiej by wykorzystała siedzenie przy oknie, patrzyła złowrogo na narzeczonego, lecz to i tak nic nie dawało, bo on spał. Oparła swoją głowę o jego ramię i sama zasnęła. Vanessa i Riker podzielili się słuchawkami i słuchali wspólnie muzyki. Rydel od 20 minut próbuje zrobić ładne zdjęcie z Ellem, lecz ten ciągle robi głupie miny, albo pomiędzy ich fotele, Rocky wsadza głowę. Po lądowaniu w LA szybko wyszli z maszyny i poszli po bagaże, stwierdzając, że już nigdy więcej nigdzie nie lecą. Złapali się na dwie wolne taksówki i wskazali adres do domu Lynch'ów. Gdy dojechali na miejsce, ucieszeni, bo nie ma to jak w domu. Rydel wyciągnęła klucze, ale okazało się, że drzwi były otwarte. Riker jako niby bohater rodziny wkroczył do akcji i wszedł jako pierwszy, Laurę wkurzało to, że szedł tempem ślimaka, więc wybiegła z wężyka, jaki utworzyło 7 osób z nią. Pobiegła do salonu i dało się słyszeć pisk. Wszyscy przyśpieszyli i znaleźli się w pomieszczeniu i zobaczyli jak Laura oplotła nogami w pasie jakąś postać. Po chwili zeskoczyła i dało się zobaczyć twarz gościa. Wszyscy stali z otwartą buzią i patrzyli na chłopaka w salonie.
- RYLAND?!
_____________________
HELLO IT'S ME 
I znowu nie ma mnie z miesiąc 
Czekam na opieprz jak zwykle 
Ale w końcu NARESZCIE napisałam coś
I nie wiem kiedy next no nie wiem no
Kocham was misiaczki
/Leniwa Sylwia
10 KOMENTARZY = 35 ROZDZIAŁ