czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 26

#Ross
    Urodziny Lily trwały do 23. Znaczy o tej godzinie się wymknęliśmy z jej domu, oprócz Rocky'iego. Siostry Marano pojechały razem z nami do naszego domu. Jest godzina 23:05, a wszyscy się kłócą kto z kim śpi. To oczywiste, że ja z Laurą. Pfy, nikt inny nie odważy się o nią zapytać.
- A mogę ja z Lau?- oj, Ell. Grabisz sobie chłopie.
- Nie ma takiej opcji.- zasłoniłem brunetkę swoim ciałem, następnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do mojego pokoju.  Postawiłem Lau na podłodze.
- Mój mały zazdrośnik.- zaczęła jeździć palcem po mojej, no nie powiem, umięśnionej klacie.- Mógłbyś przynieść mi herbatkę, kotku?
- Już idę, kochanie.- z trudnością wyszedłem z pokoju. Cholera, uległem jej. Poszedłem do kuchni i zaparzyłem kubek herbaty. Wróciłem do pokoju i podałem naczynie, siedzącej na łóżku Lau.
- Ja idę wziąć prysznic, zaraz wracam. - pocałowałem ją w policzek i wszedłem do łazienki. Po umyciu się wyszedłem z niej w samych bokserkach, jak na co dzień. Nagle poczułem jak brunetka kładzie mi swoje ręce na torsie i namiętnie całuje, co odwzajemniłem. Lau podskoczyła i oplotła mnie nogami, a ja położyłem dłonie na jej pupci. Wplotła swe palce w moje włosy i co chwile je szarpała. Bożeno, jak cudownie. Po chwili poczułem jak Laura daje mi z liścia.
- Przyznaj się co dosypałeś mi do herbaty!
- Ja? Nic, przysięgam.
- Gadaj!- zeskoczyła ze mnie i patrzyła złowrogo. Nie wytrzymam.
- Dobra! Masz mnie! Wsypałem tam 4 łyżeczki cukru.- podniosłem ręce w geście obrony.
- Ty seksowna szujo! Ja ci zaraz dam...- oczywiście jak to ja, przerwałem jej.
- Buziaka?
- Chyba kopa w dupę. Teraz ja idę się kąpać.- odepchnęła mnie i weszła do łazienki, a ja położyłem się na łóżku. Po iluś tam minutach Lau wyszła z łazienki w MOJEJ koszulce.
- Ja się pytam. Co to ma znaczyć?- wskazałem na nią.
- Przyzwyczajaj się. Co twoje to i moje. No i na odwrót.- położyła się koło mnie.
- Czyli...
- Nie, nie możesz zakładać moich staników.
- No, ej no!- uderzyła mnie dłonią w tors. Ałć! Za to, ja ją przytuliłem i zasnęliśmy.

#Riker
    Gdy nasza Raura uciekła do pokoju Rossa, Vanessa wygrała bitwę o to, że śpi u mnie. Nieważne, że nie miała przeciwnika. Czarnowłosa cała w skowronkach wskoczyła mi na barana, a mi kazała iść do pokoju. Po pokonaniu wspinaczki po schodach nareszcie dotarliśmy. Znaczy- JA dotarłem. Van zeskoczyła z moich pleców, a zaraz była na moim łóżku i zaczęła wąchać pościel.
- Mmm, ale cudnie pachnie.- zapowiada się ciekawa noc.- Która to twoja poduszka?
Podszedłem do łóżka i wziąłem do rąk moją podusię w tęczusie.
- Zajmuję!- pisnęła i wyrwała mi ją. Smuteczeg. Położyłem się obok, znaczy tam gdzie było miejsce i spojrzałem na rozłożoną prawie na całym łóżku, Van.
- Pójdziesz jutro ze mną na siłownię?- zapytała po chwili.
- Uważasz, że jestem gruby?
- No dobra, jak nie chcesz, to nie.
- I do tego leniwy?
- Uspokój się, Riker.
- Uważasz, że histeryzuję?
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.- przekręciła oczami.
- Teraz, że przeinaczam prawdę?
- Nie, nie musisz ze mną nigdzie iść.
- Tak, a dlaczego ci tak zależy, by iść sama?
- Riker, przestań! Natychmiast się uspokój. - kocham jak się wkurza.
- Uspokoję się, jak ty mi lepiej powiesz, jak można ufać komuś kto krwawi przez 5 dni i nie umiera?!- rozłożyłem ręce, a Van spojrzała się na mnie dziwnie.- Tak, dokładnie. Mówię o kobietach.
- Ty grubasie! Przegiąłeś!- zaczęła okładać mnie MOJĄ podusią. Odebrałem jej nowe narzędzie zbrodni i złapałem za nadgarstki. Tak, teraz jest dobry moment. Przekręciłem się tak, że byłem nad nią i spojrzałem w jej oczy. O, Bożeno. Nie mogłem się powstrzymać i pocałowałem ją. Nie zgadniecie, odwzajemniła pocałunek.

#Rydel
   Spojrzałam na zegarek- pierwsza w nocy, a ja nie mogę zasnąć, świetnie. Wzięłam telefon i napisałam do Ella, może nie śpi.
,, Przyjdziesz do mnie?"
Nieważne, że mieszka za ścianą i sama mogłam do niego pójść.
,, 2 słowa, 8 liter i jestem twój! ❤"
,, Mam żelki?"
,, Znasz mnie najlepiej..."
Po chwili usłyszałam jak drzwi do mojego pokoju się otwierają, a zaraz zamykają. Następnie brunet kładzie się koło mnie i obejmuje. Ja sięgam do szuflady i wyjmuję trzy paczki żelek.
- Schowaj to, żartowałem.- poczułam jak się śmieje, a następnie całuje mnie w głowę. Mój słodziak.- To co się dzieje, księżniczko?
- Nie mogę zasnąć, Ell.- po chwili ziewnęłam.
- Ale jesteś śpiąca. Zostać z tobą?
- Jakbyś mógł.- uśmiechnęłam się pod nosem. Ell bardziej mnie przygarnął do siebie, a ja powoli pod wpływem ciepła i jego zapachu- zasypiałam. Ale nagłe usłyszałam jak brunet szepcze moje imię.
- Ryd, śpisz?
- Nie śpię. A co chcesz?- ponownie ziewnęłam.
- Bo ciągle mnie zastanawia jak Edward radził sobie gdy Bella miała okres. Przecież miał czuły węch i na pewno wyczuwał zapach krwi! A może ona dawała mu tampony do ssania?
- Ell, to jest bardzo dobre pytanie, ale pogadamy o tym jutro. Dobranoc, skarbie.- pocałowałam go w policzek i bardziej się do niego przytuliłam. Na samą myśl o jego pytaniu uśmiechnęłam się pod nosem. Po jakimś czasie moje powieki stały się ciężkie i zasnęłam.
____________________________________
A oto rozdział 26 ❤
Mam nadzieje, że mi się udał! 
Przepraszam za jakiekolwiek błędy!
~Szylwia.
❤63 dni do koncertu shdghgtdgrhdhgjfhyk ❤
No to jak zwykle:
10 komentarzy= 27 rozdział 


piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 25

#Riker
Stałem przed domem Vanessy już dobre 5 min. Co ta dziewczyna tam robi?! Pukałem już z 50 razy i dzwoniłem dzwonkiem 100. Chyba widziała mojego smsa? O, co to? No świetnie, rozpadało się. A to co to? No nie wierzę, grad  w lato?! Vanessa, przysięgam, już po tobie. W tej chwili drzwi zaczęły się uchylać. Stanąłem w pozycji boksera przygotowany na atak, aż tu nagle...
- Hej - powiedziała nieśmiało Vann.
C-co to ma ja się pytam być...? Cz-czy ja mam zwidy?
- O, sorry, chyba pomyliłem domy, szukałem Vanessy Marano, a nie anioła - walnąłem zacinając się i pośpiesznie zawróciłem. Usłyszałem za sobą śmiech. No genialnie, ośmieszyłem się właśnie przed chyba-sąsiadami-Vanessy, bo przysiągłbym, że to jej adres!
- Idioto, to ja - usłyszałem i z buzią, która wyglądała jak skarbonka odwróciłem się powoli. - Wybieram się jutro na urodziny mojej kuzynki i musisz ocenić jak wyglądam - uśmiechnęła się i zrobiła obrót. Spojrzałem zdziwiony na jej bose stopy. - A, tak. Nie mam jeszcze butów.
- LILY MA JUTRO  URODZINY?! MIAŁA MIEĆ ZA MIESIĄC! - krzyknęła Laura, która nie wiem skąd i kiedy znalazła się za mną. - PRZESZ JA SIĘ NIE MAM W CO UBRAĆ.
Eh, te kobiety. My, faceci, mamy jeden garnitur, góra dwa i chodzimy w nim na śluby, pogrzeby, urodziny, spotkania z Kapitanem Ameryką i co? Wszyscy wyglądamy prawie tak samo i koniec świata jakoś nie następuje!
- NASTĄPI KONIEC ŚWIATA - usłyszałem jeszcze jak Lau wbiegała do mieszkania. Przewróciłem oczami i westchnąłem głęboko.
- Hej, jak my będziemy małżeństwem też będziesz musiał wysłuchiwać takich gadek! - Vanessa ze zrezygnowaniem weszła do domu, a ja poszedłem w jej ślady śmiejąc się pod nosem.
- I co sądzisz? - zapytała spuszczając wzrok.
- I CO SĄDZICIE? - zawołała Laura zbiegając ze schodów z czarną sukienką w ręce. Eh, te kobiety.
Uśmiechnąłem się nie mogąc oderwać wzroku od Vann. Wyglądała tak pięknie. Jak anioł. Miała na sobie czerwoną, wykrojoną, rozkloszowaną sukienkę i ten makijaż... Czy ja przypadkiem się nie ślinię? Sprawdziłem dyskretnie. Wszystko gra.
- Będziesz wyglądać przepięknie. Jak księżniczka. Jak królowa. Zresztą zawsze tak wyglądasz, ale dzisiaj już przegięłaś - powiedziałem poważnie, unosząc głowę.
- Dzięki Riker, wiedziałam, że mogę liczyć na twoje zdanie! - uśmiechnęła się Lau i pobiegła na górę.
Zaśmialiśmy się z Vann jednocześnie, spoglądając sobie w oczy.
- Mam nadzieję, że wiesz, że to było do ciebie? - uśmiechnąłem się. Brunetka przytaknęła głową uśmiechając się szeroko. No Riker, dziś jest twój szczęśliwy dzień.

#Ross
Cały w skowronkach zszedłem na dół do kuchni. Nie mogę uwierzyć, że jestem z Laurą. To najpiękniejszy dzień w moim życiu! O tej chwili, kiedy mnie pocałowała, mogłem tylko pomarzyć. A jednak!
- Ross, jesteś najprzystojniejszym i najfajniejszym gościem pod słońcem! - krzyknąłem widząc swoje odbicie w talerzu. Uśmiechając się szeroko nuciłem pod nosem piosenkę Black Magic Little Mix, przy okazji przygotowując sobie jedzonko. Ale zaraz... Jakoś tak nagle cicho się zrobiło, a to nowość w tym domu. Hmm... Laura pojechała do domu, Rydel wyszła na zakupy, Riker... gdzieś się włóczy pewnie, ale Ell i Rocky? Przecież to główni prowokatorzy w tym domu. Coś mi się tu nie podoba.
Założyłem na głowę czapkę a'la Sherlock Holmes, która leżała na lodówce chyba z 10 lat i pośpiesznie włożyłem do buzi fajkę z bańkami. Chwytając notes i złamany ołówek ruszyłem na śledztwo do salonu. Jakie mamy poszlaki? Skarpetka Rockiego na świeczniku - norma. Trampek Ella za szafą. Hej, czy to nie ten trampek gościu zgubił pół roku temu? Nagle usłyszałem szepty.
- Ej, 2 tony żelków to trochę za dużo. Ja przystaję przy 1,8 tony.
- Człowieku, musimy mieć jeszcze coś na potem! Wiesz, pierwsza noc, pierwszy poranek...
- Ale pamiętaj, że mamy już 50 kg karmelków, ogromnego żelka w kształcie serca i 2 baseny kisielu! A, no i jeszcze 4 metrowy tort z cukierków!
- To ma być niezapomniana uroczystość, stary, kto będzie wspominał imprezę, na której było tylko 1,8 tony żelków?!
- AAAA, MAM WAS! - wrzasnąłem z trzaskiem otwierając szafę, co spowodowało piskliwy krzyk dwójki podejrzanych siedzących w środku.
- NIE CHCĘ MIEĆ PROBLEMÓW Z PRAWEM, NIC NIE ZROBIŁEM! - krzyknął Ell zakrywając się sukienką Ryd wiszącą na wieszaku.
- PRZYZNAJĘ SIĘ, TO JA POPSUŁEM LAPTOPA ROCKIEGO, PRZYZNAJĘ SIĘ!
- IDIOTO, POPSUŁEŚ MI LAPTOP, A JA CI POMAGAM ŚLUB PLANOWAĆ?!
- Zaraz, jaki ślub?! - wydarłem się chcąc przekrzyczeć dwójkę bijących się brunetów.
- Twój i Lau!- powiedział zbyt szybko Ellington, zakrywając buzię drugiemu brunetowi. Ten ugryzł go w palec.
- Wcale nie, bo jego i Rydel! - krzyknął z miną bohatera.
Zaraz. C O ?
- Zamknijcie mordy, ogórki! - krzyknąłem i natychmiast poczułem ból gardła. Mój krzyk jednak opłacił się, gdyż parszywe grzyby w końcu się zamknęły. - Rocky, a umowa, którą podpisywaliśmy?!
- Miałem złamany środkowy palec i był przekrzywiony na serdeczny, nie pamiętasz?
- Kolejny kanciarz. - westchnąłem i zrezygnowany porozstawiałem brunetów po kątach, po czym poszedłem oglądać telewizję.

Następny dzień
#Rocky
Vann i Lau powiedziały nam, że Lily i nas zaprosiła na urodziny. Nie będę chodził na urodziny żadnej baby!
- Rocky, Ryd mi powiedziała, że będzie dużo jedzenia! - A może jednak będę.
Wynalazłem jakiś stary garnitur i założyłem go prędko. A to co to to je?
- To jest krawat, Rocky. - oznajmiła Laura. - Taki trochę męski naszyjnik, że tak powiem.
- Nie będę nosił żadnych naszyjników!
- No jak uważasz, ale te krówki to ja zjem. - A może jednak będę.
Ubrany jak idiota wsiadłem z Ellem, Rydel, i Vanessą do samochodu. Reszta jechała osobno. Nie, jakie osobno. Riker dostał sraczki i został w domu, więc Ross jechał z Lau, brawo chłopie. W kieszeni miałem cały zapas żelków, tak w razie czego, jakby jedzenia jednak nie było. MIAŁEM. ELL IDIOTA ZJADŁ MI NIEZAUWAŻALNIE, ZANIM DOJECHALIŚMY. DZIĘKI, STARY.
Wysiedliśmy przed ogromnym domem, który wyglądał jak pałac. Wszędzie wisiały jakieś durne balony i serpentyny. Nad dwoma kolumnami przyczepiony był napis "Happy B-day Lily". Obrzydlistwo. Nienawidzę różowego.
Wchodząc do środka moją uwagę przykuł ogromniasty stół, cały zapełniony żarciem! O mamuniu, jestem w niebie! Zacząłem biec w stronę mojego nieba przy okazji słysząc za sobą wykłady na temat kultury, gdy nagle... Ała! Wpadłem na kogoś! Co za ciota przede mnie we...
- Ups, przepraszam, nie powinnam tak tu latać - powiedziała cicho blondynka, na którą najwidoczniej wpadłem i właśnie na niej leżałem. Niee... Nie wierzę. Nigdy nie widziałem kogoś tak pięknego. O bobrze, o ludzie, o niebiosa, pierwszy raz w życiu spojrzałem inaczej na dziewczynę, nie na jedzenie! Rocky, idioto!
- Eee, ehee, emhee, eee - próbowałem coś z siebie wydusić, ale nie mogłem! No kurczę, co się ze mną dzieje?! Wszechwiedzący i najprzystojniejszy Rocky na świecie nie może nic nawet wydukać?!
- Emm, jestem Lily. - zaśmiała się nerwowo blondynka. Ubrana była  w świecącą, różową sukienkę. Kocham różowy.
 - A ty?
- Eeee...
Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Piękne, niebieskie oczy. Jak te żelki z nowej edycji specjalnej Haribo!
- Eeeeeee...
- No dobrze, a możesz ze mnie zejść?
- Eeee...
- Oh, okej. Możemy tak sobie leżeć, masz rację. - spuściła wzrok zmieszana i trochę niezadowolona.
- Rocky, ćwoku, złaź z tej pani! - krzyknął Ross idąc w naszą stronę.
- CAŁUJ ROCKY, CAŁUJ! - krzyknął Ell tańcząc i klaszcząc jak orangutan.
Potrząsnąłem głową i otrząsnąłem się.
- Przepraszam, jestem Rocky. Miło mi poznać. - uśmiechnąłem się i pomogłem Lily wstać.
Rossa chyba wryło, bo stanął z rozdziawioną buzią na środku sali z palcem w górze. Reszta poszła  w jego ślady. Oprócz Ella, oczywiście, który wciąż odprawiał tańce godowe. No co, chyba jak się damę poznaje, to trza się zachować?
- Mi również - zaśmiała się blondynka wciąż trzymając mnie za rękę. - Widzę, że masz zamiłowanie do jedzenia. Ja też! Dlatego zamówiłam mnóstwo słodyczy!
Mało brakowało, a zapytałbym ją, czy za mnie wyjdzie, przysięgam!
- Jak chcesz, mogę cię potem oprowadzić po domu - uśmiechnęła się nieśmiało odchodząc.
- Tak, pewnie, z przyjemnością. - odparłem wkładając ręce do kieszeni. Przyglądałem się jej jak odchodzi. Usiadłem rozmarzony na krześle. Eh, te kobiety

~*~
Hej, moje Misie! 
Tak, to ja! Większość za pewne mnie nie pamięta, albo w ogóle nie zna, bo nie było mnie tu ohoho. Ale obiecuję - poprawię się. Zdałam do liceum, wróciłam w wyjazdu, więc mam teraz mnóstwo czasu na różne rzeczy. Nie wiem jak z rozdziałem, wprawdzie pisałam sobie jakieś opowiadania podczas mojej nieobecności, ale nie że tak powiem "dla publiki". Zostawiam go do waszej oceny. Mam nadzieję, że ciepło mnie z powrotem przyjmiecie, ale oczywiście gotowa jestem na jeden wielki ochrzan, bo spójrzmy prawdzie w oczy - należy mi się. xd 
Zrobiłam dziś coś nowego, zwróciłam trochę uwagi na naszego drugiego bruneta, który na razie chował się trochę w cieniu. Co o tym myślicie? Uu, trochę się rozpisałam, ale to z miłości i tęsknoty za wami. :') Liczymy na jakieś komentarze, a i najważniejsze: baaaardzo was kochani przepraszam! Mam nadzieję, że mi wybaczycie. :) 
10 komentarzy= 26 rozdział ❤
Buźka,
/Kitka <3


poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 24

#Ross
  Gdy nareszcie udało mi się oderwać usta od warg Laury uśmiechnąłem się. Nadszedł czas kiedy mogę nazywać brunetkę MOJĄ DZIEWCZYNĄ. To takie genialne uczucie! 
- Kocham Cię. Lau.
- Ja kocham cię bardziej!
- Nie! Ja bardziej.
- Stanęłabym dla ciebie na klocki Lego!
- O Bożeno. wyjdź za mnie.- zaśmiała się i pocałowała w policzek.
- Może kiedy indziej.
Uśmiechnąłem się i splotłem nasze palce. Zaczęliśmy kierować się w stronę mojego domu. W przyszłości także jej, hyhy nie no, kupimy nowy. Będziemy mieć gromadkę słodkich Raurzątek. Nie no. żarcik. Dwa. trzy no może cztery dzieciaczki. Na samą myśl o tak cudownej przyszłości, chciałem zacząć biegać i piszczeć.
- Rossy, wszystko wporządku? Troszkę przyśpieszyłeś i nie nadążam z takimi krótkimi nóżkami.
- A jakże seksownymi.- poruszyłem brwiami, a brunetka się zaśmiała.- Sorka bejb, już zwalniam.
- Bejb? To takie urocze, aż śmieszne.- pocałowała mnie w policzek. ZNOWU
Zapanowała dość przyjemna cisza. Jeszcze jakieś 7 minut drogi i będziemy w domku. Właśnie przechodzimy koło fontanny, czyli jeszcze 5 minut. Nagle upadłem na ziemię pod wpływem jakiejś drugiej istoty. Pisk do ucha- najgorsze co może być. 
- Nie wierzę! Leże na Rossie Lynch'u! - kolejny pisk. Kolejny ból bębenków. A teraz ślepota, przez flesz aparatu. Ratunku, bo jeszcze kaleką zostanę.
- Przepraszam, czy mogłabyś zejść z Rossa?- Lau, ty moja wybawicielko!
- Nie jesteś moją matką, by mówić co mam robić.-  weź lepiej to grube dupsko ze mnie, bo się duszę! Zacząłem się wiercić, aż w pewnym momencie psychofanka spadła ze mnie i poturlała się dość daleko. Szybko wstałem na równe nogi i szybko łapałem oddech, złapałem Lau za rękę i zacząłem biec w stronę domu. Nasza podróż miała potrwać 7 minut, a nie 27! No ale już trudno. Nareszcie dotarliśmy pod dom i szybko weszliśmy do środka, mam nadzieje, że tamta nie wie gdzie mieszkamy. Błagam. Weszliśmy z brunetką do salonu i zobaczyliśmy jak Ell i Rydel siedzą na kanapie, a następnie słyszymy.
- Ej, mała. Słyszałem, że lubisz prawdziwych twardzieli. - na te słowa Rydel prychnęła śmiechem.
- No i co z tego?
- Nie chcę się przechwalać, czy coś, ale muszę chodzić spać o 22, a kładę się dopiero o 22:02.
- Łaał, czy to nie jest przypadkiem nielegalne?
- Nie wiem, szczerze mówiąc to mam wyrąbane. Lubię życie na krawędzi.- z kim ja mieszkam, no błagam co za podryw.
- Wyjdź za mnie!- że słucham, Rydel?! Czas wkroczyć do akcji. Stanąłem naprzeciwko nich, a oni popatrzeli zdziwieni.
- Nie zgadzam się na żaden ślub! Ryd będzie co najmniej do 35 roku życia singielką. 
- Ale, Ross! - Rydel teraz ja mówię.
- Nie dyskutuj młoda damo. To zostało zaakceptowane przez nas wszystkich, wraz z tobą Ell, nie pamiętasz?- spojrzałem na bruneta podejrzliwie.
- Podpisywałem to ze skrzyżowanymi palcami! 
- Ty zdrajco! - już miałem się na niego rzucić, gdyby nie mocne uściśnięcie dłoni i postać Rydel przede mną. 
- Może ty kochaniutki wytłumacz mi czemu to z Laurusią się trzymacie cały czas za rączki. Hmm?- 
- A no muszę się pochwalić, że jesteśmy razem.- podniosłem nasze złączone dłonie. Spojrzałem w oczy Ryd. Jej źrenice znacznie się powiększyły. Zaczęła skakać i piszczeć z Lau. Spojrzałem na kanapę, gdzie przed chwilą siedział Ell. Gdzie go wcięło? Spojrzałem na dziewczyny i zobaczyłem skaczącego z nimi bruneta. Podrapałem się po karku i poszedłem do pokoju. Zamknąłem drzwi i położyłem się na łóżku. Moje życie jest piękne. Nagle poczułem jak ktoś siada na mnie i namiętnie całuje. Jej brązowe loki łaskotały moją szyje, co było powodem uśmiechu podczas pocałunku. Lau odsunęła się na kawałek i uśmiechnęła się.
- A gdzie to mój skarb ucieka? 

#Riker
   Rocky napisał mi, że jest wypad do knajpy na mieście. Gdy tam pojechałem okazało się, że sobie ze mnie żartował i żaden nie przyjechał. Co za... no, brat. Korzystając z okazji zamówiłem sobie Coca-Colę Cherry. Moja ulubiona (moja też, omg to przeznaczenie.~od autorki). Wszyscy się dziwnie na mnie patrzyli. O co im może chodzić? Że siedzę sam? Wyjąłem telefon i zacząłem pisać sms'a do Vanessy.
,,Wiesz, siedzę sobie w barze."
W sumie długo nie musiałem czekać na odpowiedź, bo Van ciągle jest na telefonie i wiadomość otrzymałem po minucie.
,, Dlaczego mi to piszesz?"
,,Bo siedzę sam. :( "
,,No i?"
,,Piszę smsy, żeby ludzie wokół myśleli, że jednak mam jakichś znajomych."
,,I jak? A tak w ogóle chcesz jechać jutro ze mną do galerii po nowe buty?"
,,Kolejna niepotrzebna para? ;-; "
,,Wy faceci nigdy nas nie zrozumienie! Żeby mnie zrozumieć, musiałbyś we mnie wejść."
,, ..."
,,Kurde nie! Chodziło mi o to, żeby wejść w skórę kobiety."
,,Nie wiem o co ci chodzi, więc wpadnę za jakieś 20 minut spróbować cię zrozumieć."
_________________________________________

Witaaam moich ulubieńców!
Po 1. Chciałabym podziękować za komentarze pod rozdziałem 23 <3 Udało wam się za co z całego serduszka dziękuje!
Po 2. Rozdział dopiero dzisiaj, ponieważ wczoraj wróciłam z Włoch i nie miałam dostępu do bloga. Za co przepraszam!
Po 3. Chciałabym powitać nową czytelniczkę! Tak mówię o pewnej osóbce co narazie jest z Anonima! Zauważyłam twoje komentarze pod rozdziałami 18 i 22 <3 
Po 4. ZAKOCHAŁAM SIĘ W NOWYM ALBUMIE SHGSJDKGAWFRH A SZCZEGÓLNIE W ,, DARK SIDE " *-* 
Po 5. Dalej jedziemy 10 komentarzy= 25 rozdział ? Chyba taaak ;-; Przepraszam, jestem okrutna ;-;
Po 6. Przepraszam za jakiekolwiek błędy
Po 7. Mam nadzieje, że rozdział się podoba!
~Szylwia.