poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 5

#Ross
Cała czwórka pobladła. Spojrzeli po sobie i zaczęli wpatrywać się w ziemię. Rozbawił mnie ten widok. Nie wiedziałem, czy było to wszystko bardziej śmieszne czy raczej żałosne. Złapałem się za głowę i zacząłem cicho chichotać. W tej chwili Rydel czerwona do granic możliwości przeszyła mnie wzrokiem. Założyłem ręce z tyłu i potulnie spojrzałem na podłogę. Laurę z pewnością rozbawiłby ten widok. Zaraz, co?
- Riker, Ryland, Rocky, Ellington - zaczęła Rydel spokojnie widocznie powstrzymując wybuch gniewu. Nagle z sufitu spadł żyrandol. Ooo matkoo... Komuś tu się porządnie oberwie...
- Do mnie! W szeregu! JUŻ! - nie wytrzymała i dała upust emocjom. Cała czwórka na komendę ustawiła się w szeregu. Zaśmiałem się.
- Ross, to tyczyło się też ciebie! - wrzasnęła.
Ja? Pokazałem na siebie palcem. Przecież...
- A czy ktoś inny w tym domu ma jeszcze na imię Ross?!
No jaasne, mnie zawsze się obrywa za nic.
- Jest taka słodka, kiedy się denerwuje - szepnął do mnie Ell, a ja pokiwałem głową. Rydel widocznie to usłyszała i spojrzała na naszą dwójkę, po czym zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, jeśli to w ogóle było możliwe. Już sam nie widziałem, z jakiego powodu.
Przeszyła nas wszystkim wzrokiem, delikatnie się uśmiechnęła i zaczęła oglądać swoje paznokcie.
- Laura i Vanessa przychodzą dziś na kolację. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - A najlepsze jest to, że ten burdel będziecie sprzątać WY. - wskazała na nas palcem i najzwyczajniej w świecie wyszła z pokoju.
- Na pewnoo -zaśmiał się Ryland. Rydel wychyliła się z przedpokoju.
- Inaczej wszystkie wasze durne gry będą robić za kulę dyskotekową. Macie czas do 17.
Chłopacy spojrzeli po sobie.
- Rydel, jest 15:40! - spanikował Riker.
- No to radzę się wam pośpieszyć - puściła mu oczko Rydel.
Cała czwórka rzuciła się do sprzątania jak sęp na padlinę. Ja po cichu ulotniłem się do mojego pokoju. Muszę się przebrać na gości, bo inaczej siostra mnie zabije. No ale chwila, gdzie jest moj... No tak. Dałem ją Laurze. Trzeba dbać o swoje fanki. Chociaż Laura nie jest taką zwykłą fanką. Nie wiem czemu, ale coś mnie do niej ciągnie.
#Laura
- Co?! - krzyknęłam na cały głos.
- To! Dziś o 17. Rydel nas zaprosiła. - powiedziała Vanessa z szerokim uśmiechem na twarzy robiąc masę na ciasteczka. - Przecież uwielbiasz R5, powinnaś się cieszyć.
No tak. Powinnam, ale się nie cieszę. Wręcz przeciwnie. Najbardziej na świecie nie chcę tam iść! Tak piekielnie poniżyłam się przed Rossem, że najchętniej już nigdy nie wychodziłabym ze swojego pokoju. Poza tym łeb mi pęka! Pewnie palnę jeszcze coś głupszego i Ross już nigdy się do mnie nie odezwie. A może to dobrze? Przynajmniej oszczędzę sobie wstydu. Dobra, csiii... Lepiej pójdę się przygotować. Jak już mam się ośmieszyć, to z klasą...

~*~

Jechałyśmy do Lynchów. Byłam cała czerwona z nerwów. Ubrałam się na luzie, żeby sobie nie pomyśleli, że się stroiłam czy coś... Założyłam czarne legginsy, zielony sweter z reniferem, a włosy podkręciłam lokówką. O nie... Dojeżdżamy...
- Laura, idź zapukaj, a ja wezmę jedzonko!
VANESSA, NO BŁAGAM.
Z drżącymi rękami zapukałam do drzwi. Jeszcze pewnie otworzy Ross...
- Laura! - uśmiechnęła się Rydel.
- O matko, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę - z wyraźną ulgą przytuliłam blondynkę. Zaprosiła mnie do środka i sama poszła pomóc Vanessie z jedzeniem. No bomba.
- Laura!
Usłyszałam charakterystyczny głos i ze sztucznym uśmiechem spojrzałam w lewo.
- Ross... Fajnie cię widzieć!
- W sprawach uczuciowych jesteś beznadziejną aktorką - stwierdził Ross i poprawił fryzurę.
LYNCH! Śmiesz wątpić w moje zdolności aktorskie?! Zażenowana poczułam, że zaczyna mi się robić gorąco.
- Radziłabym ci kupić kontakty, bo...
- Spójrz w lustro i dopiero wtedy się wykręcaj.
Odwrócił się i odszedł. Spojrzałam na lustro wiszące w przedpokoju i zaśmiałam się żałośnie. Już nic nie naprawi mojej reputacji w oczach Rossa. Byłam tak potwornie czerwona, że pod nosem zaczęłam przeklinać własną twarz.
- To cera naczynkowa, kretynie! - wydarłam się na cały dom i z jednym butem w ręce, a drugim na nodze zaczęłam biec za Rossem.
- Ty... tty pajacu! Nic nie chcesz zrozumieć, tylko wolisz wyciągać własne wnioski! - biegłam za nim jak głupia,a on nie miał nawet zamiaru zwolnić. Wtem nieoczekiwanie stanął i obrócił się w moją stronę. Nie zdążyłam wyhamować i... wpadłam na niego. Żeby było śmieszniej, Ross nie utrzymał równowagi i wylądowaliśmy na ziemi na środku pokoju. A żeby było jeszcze śmieszniej, trzech Lynchów i Ratliff wpatrywali się w nas jak w obrazek. Spojrzałam w oczy Rossa, które były tak zdziwione, że dostałam niekontrolowanego ataku śmiechu. Ross wstał otrzepując się i przy okazji gapiąc się na mnie jak na idiotkę.
- Ta twoja dziewczyna ma zdecydowane rozchwianie nastrojów. - stwierdził Rocky i poklepał brata po ramieniu.
- To choroba dwubiegunowa! - wrzasnął Ellington z miną bohatera - Osoby z tą chorobą w jednej chwili są agresywne jak... śliwka, a w drugiej spokojne jak...
- Pingwin? - zaproponował Rocky, a Riker skinął głową.
Doprawdy, trafne porównania.
- To głupota. - odparł drętwo Ryland, a wszyscy popatrzyli na niego ze strachem w oczach.
Kiedy to usłyszałam momentalnie przestałam się śmiać i zapłakana od śmiechu usiadłam na kolanach. Popatrzyłam na wszystkich zażenowana.
- Och, Boże - złapałam się za głowę - Zabierz mnie stąd i spraw, żeby ten dzień nigdy się nie wydarzył, i żeby żaden Lynch, i żaden Ratliff już nigdy mnie nie spotkał! - powiedziałam głośno i zrezygnowana położyłam się na podłodze.
- Ale słodka jest - stwierdził Riker i pomagając mi wstać dźgnął Rossa łokciem.
- Ałłć!
- I nawet jesteście tacy sami - dodał Rocky i zaczął udawać amorka strzelając w nas niewidzialną strzałą.
- Fuu! - krzyknęliśmy i jednocześnie odskoczyliśmy od siebie.
#Ross
Matko! Moja rodzina jest nienormalna! Chcą zeswatać mnie z Laurą?! Czyżby wcześniej pociągała mnie jej głupota? O nie, byłem głupi i tyle. Ona jest taka... wkurzająca!
- Rocky, zamknij lepiej tą gębę, bo nie ręczę za siebie. - zdenerwowałem się - wy chyba nie shippujecie mnie z NIĄ? - wskazałem na Laurę, która wpatrywała się we mnie swoimi pięk... okropnymi i wrednymi oczami.
Rocky, Ell, Ryland i Riker spojrzeli po sobie.
- RAURA! - wrzasnęli na cały głos, a żyrandol, który wcześniej przymocowali na taśmę klejącą zleciał kilka centymetrów od Laury.
- Matko Święto! - krzyknęła Rydel wchodząc do pokoju i spanikowana odsunęła Laurę od żyrandola.
- Kto był taki mądry? - znowu poczerwieniała.
- To był pomysł Ellingtona - nakablował Rocky, a Ryland wypchnął winowajcę w stronę siostry.
- Ell, chcesz mi coś powiedzieć? - zapytałam oschle blondynka.
- Pięknie dziś wyglądasz! - uśmiechnął się.
- Ja już nie mam do was siły - westchnęła Rydel - Ratliffowie są jeszcze gorsi od Lynchów... - zrezygnowana potrząsnęła głową i wyszła z pokoju.
- Niektórzy Lynchowie są gorsi. - Laura ze znaczącym uśmiechem spojrzała na mnie i wyszła za Rydel. Co za tupet!
- Lecą na siebie. - odezwał się dotychczas milczący Ryland.
- To widać, słychać i czuć! - zanucili wszyscy razem i przybili sobie piątki.
Ludzie... Z kim ja żyję... Czasem mam ochotę się wyprowadzić. Co za debile! Shippują Raurę? Pff... Niech sobie shippują. I tak nigdy nie doczekają dnia, kiedy Raura się wydarzy.___________________________________________________________________________________

Hej znowu!
Nie mam weny, ale napisałam! XD
+ TO OSTATNIE ZDANIE ROSSA
/Kita

2 komentarze:

  1. Bosze, Bosze, Bosze!!!! Więcej takich rozdziałów! Co dalej??? Biedna Laura. Pingwin i śliwka? Niezłe :D Najlepszy moment ten końcowy. Oj Rossiu, jeszcze będziesz na kolanach błagał, aby spojrzała na ciebie tymi obrzydliwymi oczami ;) Czekam an next cala w drgawkach <33333

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha, wyje ze śmiechu XD
    Boże, żyrandol na taśmie ;d
    Oj Ross, nie okłamuj sam siebie. Rauraa *-*

    OdpowiedzUsuń