piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 3

Obudziłam się przed 5 i nie mogłam zasnąć. Byłam nadal podniecona wczorajszym koncertem i w nocy budziłam się chyba z 1000 razy. Dlatego za 1001 postanowiłam iść coś zjeść. Najciszej jak mogłam zeszłam na dół i podeszłam do lodówki. Niee... Przecież w niej prawie nic nie ma! Vanessa, w tym tygodniu ty miałaś robić zakupy...
- Tak, dzisiaj pójdę coś kupić.
Odwróciłam się jak oparzona. Vann?
- Dlaczego nie śpisz? - spytałam siostry, która z prędkością światła klikała coś na telefonie.
- Prawdopodobnie z tego samego powodu, co ty. - mruknęła nie odrywając wzroku od telefonu. Podeszłam do niej zaciekawiona tym, czemu cały czas próbuje ukryć uśmiech. Czy ja może o czymś nie wiem?
- Z kim piszesz? - zapytałam i zajrzałam w telefon siostry, która w tym samym momencie wyłączyła wyświetlacz.
- Z nikim - odpowiedziała szybciej, niż powinna i schowała telefon do kieszeni - chodźmy coś zjeść - dodała nerwowo odgraniając włosy.
Ahh... Vanessa i jej tajemnice...
- Nie ma nic w lodówce, przecież wiesz - westchnęłam i odpaliłam lapka. Zaczęłam nucić "Crazy Stupid Love". W tym momencie Vanessie zadzwonił telefon.
- Hej, nie, nie mogłam spać - mówiła z bananem na twrzy. Zbyt dużym.
Przewróciłam oczami i weszłam na pocztę. Miałam zamiar napisać 77 maila do Rossa w tym miesiącu. Zawsze miałam nadzieję, że odpisze, ale teraz wiem, że on na swoją skrzynkę pewnie nawet nie zagląda.
- Drogi Panie Lynch - zaczęłam wypowiadając wszystko na głos.
- Laura, ciszej, rozmawiam! - krzyknęła Vanessa.
- COME ON GET LOUD, LET IT OUT! - wrzasnęłam na cały głos i kontynuowałam pisanie.
- Drogi Panie Lynch - powtórzyłam jeszcze głośniej - dziękuję panu za najpiękniejszy dzień w moim życiu i dobrze wiem, że pan tego nie przeczyta, dlatego w końcu mogę wyrzucić z siebie, że jest pan miłością mojego życia, będę oddawać cześć pańskiej bluzie i całować plakaty pańskiego zespołu i czekać na wasze koncerty odbywające się co 150 pieprzonych lat, Vanessa nadal będzie śnić, że kiedyś wyjdzie za Rikera, a ja nadal będę shippowała Rydellington, Rikessę i RAURĘ.
Z poważaniem, Laura Marano.
Wzięłam głęboki oddech i mój durny mail poleciał do skrzynki Rossa. Vanessa gapiła się na mnie jak na idiotkę, a ja pewna, że jej rozmówca także usłyszał moje wyznania, uśmiechnięta walnęłam się na kanapę.
- Jja wwcale nie chcę się z ttobbą żenić, Llaura nie ma co zze sobą zrobić i durnieje - wydukała nerwowo się śmiejąc Vanessa i pobiegła na górę.
To, co powiedziała, dotarło do mnie po dłuższej chwili.
- VANESSA!! - wrzasnęłam tak głośno, że zabolało mnie gardło i poleciałam na górę przy okazji zabijając się o przypadkowe przedmioty.
- Vanessa, otwieraj!! - krzyczałam dobijając się do drzwi.
- Laura, wszystko ci wyjaśnię... - zaczęła siostra powoli otwierając drzwi, ale ja nie miałam teraz głowy jej słuchać. Wyrwałam jej telefon z ręki.
- Riker?! - krzyknęłam do telefonu.
- No siema, Laura - zaśmiał się ktoś po drugiej stronie. TAK, TO NA 100% GŁOS RIKERA!! - Przepraszam cię na chwilę - powiedział i usłyszałam jak krzyczy - Ross!! Radzę ci w końcu zajrzeć na pocztę - cała zbladłam - już jestem.
Wpakowałam telefon w dłoń Vanessy i czym prędzej zbiegłam na dół. Otworzyłam laptopa i migiem weszłam na pocztę. Da się jakoś ODWYSŁAĆ wiadomość?! Chodziłam po kuchni z trzęsącymi się rękami nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Ale... Chwila... Skąd moja siostra ma numer Rikera? Czyżbym coś wczoraj przeoczyła?
Zestresowana na maxa, gryzłam włosy. Po kilku minutach usłyszałam charakterystyczne "piiik!". Dostałam maila! Podczas ścigania się z czasem do laptopa, z całej siły przywaliłam ręką w krzesło. Zapiszczałam z bólu, ale biegłam dalej. Mail od ROSSA! Czy to sen?! Normalnie bym się cieszyła, ale teraz? Starannie wstrzymując trzęsienie się rąk otworzyłam maila.
"Hahahahaha, Laura, uwielbiam cię
PS Obiecuję, że częściej będziemy koncertować w L.A."
- Hehe, Laura, Riker chce z tob... Ja pierniczę, co ty sobie zrobiłaś!? - krzyknęła przerażona Vanessa i podbiegła do mnie. Kiedy fala stresu po mnie spłynęła, poczułam przeszywający ból w lewej ręce. Kiedy na nią spojrzałam, serce mi stanęło. Była cała we krwii i coś z niej wystawało! Poczułam, że mi słabo i tu film mi się urwał.

~*~

- Jak tylko się obudzi i da radę chodzić, wypuścimy ją - usłyszałam niewyraźny głos.
Powoli otworzyłam oczy i usiadłam. Czy... nie... tak! Jestem w szpitalu?!
- Laura! - spojrzałam w bok. To Vanessa! - Obudziła się! - szepnęła do telefonu i schowała go do kieszeni - Lauri, dobrze się czujesz? - spytała z troską.
- Pomijając to, że czuję, jakbym zamiast głowy miała jednego, wielkiego i ogromnego kalafiora - spojrzałam na rękę - i tego, że moje lewe ramię wygląda jak po przeszczepie od mumii, to tak.
Siostra zaśmiała się cicho.
- Wszystko z nią okej - uśmiechnęła się do pielęgniarki i pomogła mi wstać - chodź, pójdziemy po wypis.
Zaciekawiona rozglądałam się po szpitalu. Nie byłam w żadnym od 15 lat i wszystko wydawało mi się mega ciekawe. Kiedy wyszłyśmy z tego obrzydliwego budynku, zobaczyłam, że Vanessa prowadzi mnie do wielkiego, czarnego samochodu.
- Vann, nasz samochód to Honda - przypomniałam siostrze, a ta tylko się uśmiechnęła. Spojrzałam na gościa, który wychodził z samochodu.
- O mój Bo... - zatkałam sobie usta ręką i przekręciłam głowę. Kucnęłam na środku chodnika.
- Hahahahaha, witaj, zdesperowana mailowiczko - zaśmiał się... ROSS LYNCH. - Riker nie mógł przyjechać Vann - dodał spoglądając na moją siostrę. Potem uśmiechnął się w moją stronę, a mnie było stać jedynie na bezsensowne gapienie się na niego.
- Proszę, madame. - podniósł brwi i otworzył mi drzwi do samochodu. Z otwartą gębą wsiadłam do środka nie odrywając od niego wzroku. Kiedy się zapięłam, usłyszałam za sobą kichnięcie. Odruchowo odwróciłam się i...
- Co ty tu robisz?! - wypaliłam zdezorientowana. Nie był to kto inny jak Dziewczyna Z Maka.
-Cześć, Lauruś - uśmiechnęła się miło. Jednak wyczuwałam w jej głosie delikatną nutkę jej prawdziwego (?) "ja".
- Z Angelą już wczoraj się poznałyście - powiedział Ross wsiadając do samochodu. - Mówiła, że o razu się polubiłyście.Okazało się, że jest całkiem spoko.
Zaraz, zaraz... C O? Przecież wczoraj widział, że nie pałałam do niej miłością. Czyżby robił mi o na złość? Niee, przecież jestem tylko jedną z jego tryliarda fanek. Poza tym, cały czas piekielnie wstydziłam się tego, co napisałam w mailu i na wszelki wypadek postanowiłam siedzieć cicho.
Nie wytrzymałam 5 minuty milczenia.
- Ross
- Mmm? - delikatnie odchylił głowę do tyłu w moją stronę.
- Co ty robisz?
- Emm... Wiozę cię do domu?
- No właśnie.
- Nie rozumiem...?
- Skąd wiedziałeś, że jestem w szpitalu?
- Vanessa mi powiedziała.
- To czemu po was przyjechałeś?
- Bo wasz samochód jest u mechanika. Jak myślisz, kto cię zawiózł?
- A czemu akurat ty? - zżerała mnie ciekawość.
Skręciliśmy na stację benzynową i zatrzymaliśmy się.
- Bo na mnie lecisz - uśmiechnął się i podniósł jedną brew.
Wysiedliśmy.
- Wcaale nnie! -krzyknęłam podejrzanie szybko i zażenowana spłonęłam rumieńcem wściekłości.
- Ale... - zaczął Ross - gdybym zaprosił cię na obiad - przysunął się bliżej mnie - to byś nie odmówiła, prawda?
___________________________________________________________________________________
Hej! <3
Tu Kitka, przychodzę do Was z takim krótkim rozdzialikiem, hahahahha
Oczywiście ma Wam się podobać >u< :D
Liczymy na jakieś motywujące komentarze! <3


3 komentarze:

  1. Ciekawy blog. Podoba mi się. Biedna Laucia :( Ross jaki mraśny :D czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O MÓJ... AHAHAHAHAHAHHAAHA XDD
    UMARŁAM! XD
    Genialny, ryczałam ze śmiechu jak dziki osioł XD

    Pozdrawiam ;)
    ~Izzybefsztyk XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha, najlepszy mail ever! XD

    OdpowiedzUsuń