Strony

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 9

#Laura
     Kogo to znowu do nas przywiało? Lekko wkurzona poszłam otworzyć i w progu stał Ryland, z jakimiś obcymi ludźmi. Zauważyłam, że chłopak ma grymas na twarzy i... łzy w oczach?
-Yymm... Witam? Kogo państwo szukają?- pytam zdziwiona, nie rozumiejąc co się tutaj dzieje.
-Dobry wieczór. Czy mogłabyś nas po prostu wpuścić?-pyta kobieta. Spojrzałam na Rylanda, a on pokiwał głową na ,,nie". Lecz ja jednak otworzyłam szerzej drzwi, a oni od razu skierowali się do salonu. Gdy tam dotarliśmy wszyscy się na nas spojrzeli, a u Lynchów jak i Ella zauważyłam na twarzy zawiedzenie,smutek i nienawiść? Co się tu właściwie dzieje? Po chwili z ziemi wstała Rydel i zrobiła parę kroków w stronę nieznanych mi nadal ludzi. Wpatruję się w nią i widzę łzy w oczach, a po chwili słyszę jej załamujący się głos:
-Ja...Nie wiem po co tutaj przyszliście. Jeśli myślicie, że coś zdziałacie to ja wam mówie od razu, że nie! Nigdy wam tego nie wybaczymy! Od tak sobie wyjechać i zostawić czek na 4000000 złoty!? Czy wy nie rozumiecie, że przez was byśmy wszyscy trafili do domu dziecka!? Ale tak się nie stało! A dlaczego? Bo na nasze szczęście Riker był pełnoletni! Wiecie jakie to jest okropne uczucie żyć bez rodziców przez 4 lata!? Nienawidzę was! Wsadźcie swoje przeprosiny głęboko! Bo zapewne po to tutaj przyszliście! I zostawcie nas w spokoju! A teraz was żegnamy...Chłopcy idziemy...-no i wyszli.Czyli to ich rodzice? Gdy usłyszałam słowa Rydel to mnie zatkało! Nie dziwie się jej reakcji...Odwróciłam się w stronę nie mile widzianych gości.
-Proszę natychmiast opuścić nasz dom! INie chcę państwa tutaj widzieć! Zraniliście najważniejsze dla nas osoby, a przede wszystkim własne dzieci! Wynocha!- wow...Ależ ja jestem wściekła...Z chęcią sama wykopałabym ich z domu, no ale jednak to moi przyszli teściowie.Gdy już wyszli ja i Vanessa szybko założyłyśmy buty i wybiegłyśmy z naszymi przyjaciółmi.Zobaczyłam ich przy zakręcie i szturchnęłam Van, pokazałam jej gdzie oni są i od razu przyśpieszyłyśmy kroku. Złapałam siostrę za ręke, ona dobrze wiedziała co chcę zrobić więc zaczęłyśmy biec...Jak byłyśmy przy nich, zgarnęłyśmy ich, a ja z Van złapałyśmy się za drugą rękę robiąc im ,,żelazny uścisk". Będąc pewne,że nie odejdą puściłyśmy ich. Ja od razu podeszłam do Rossa i go przytuliłam, stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha: ,,I wanna see you smile", on w zamian przytulił mnie jeszcze mocnej, a ja poczułam jego łzy na moim ramieniu, oderwałam się od niego, otarłam łzy kciukami i palcami podniosłam jego kąciki ust aby powstał uśmiech. Podeszliśmy do reszty i dało się słyszeć, że Van próbuje ich jakoś pocieszyć.
-Ehh...Słuchajcie! Ludzie noo, uśmiech! My z Laurą też nie miałyśmy łatwo w życiu!- I dopiero teraz ogarnęła co powiedziała i szybko zakryła usta dłonią. Brawo Van! Błagam tylko aby nie pytali się o nasze życie! To jeszcze nie czas by oni się dowiedzieli! Ale jak zwykle moje modlitwy nie zostały wysłuchane i po chwili usłyszałam pierwsze pytanie...
-Jak to? Co się takiego działo w waszym życiu?- uggh...Riker ta twoja ciekawość!
-To nie jest zbyt przyjemny temat, o którym można rozmawiać publicznie.-powiedziałam ze smutkiem. Postanowiliśmy wrócić do naszego domu i powiedzieć im prawdę.Wcześniej czy później i tak musieliby się dowiedzieć, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Gdy już wszyscy siedzieli w salonie z kubkiem gorącej czekolady, Vanessa postanowiła zacząć.
-Musicie wiedzieć, że...-nie dokończyła, bo ja odłożyłam kubek na stół, wstałam i już czułam łzy w oczach...
-Że ja i Van jesteśmy adoptowane.Ci co nas dzisiaj odwiedzili to są nasi "drudzy rodzice". Mieszkałyśmy w domu dziecka, ponieważ nasi rodzice sobie wyjechali, a Vanessa nie była pełnoletnia i nie miał się kto nami zająć.- skończyłam opowiadać naszą "historię życia" i pobiegłam szybko do swojego pokoju.Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać w poduszkę. Mimo, że minęło już z 8 lat nadal mam zazłe rodzicom, że wyjechali na drugi koniec świata. Nigdy nie zapomnę ich uśmiechów na twarzy jak mówili nam, że wyjeżdżają, a nas oddają do domu dziecka. Kochani rodzice c'nie? Mimo to kocham Ellen i Damiano, dziękuje im, że nas adoptowali, są cudowni! Usłyszałam, że drzwi się otwierają i od razu zamykają, poczułam jak ktoś kładzie się koło mnie i przygarnia do siebie...Ross...
-Nie smutaj kochanie...Już wszystko dobrze. Zdziwiła mnie twoja historia,ale też ucieszyła...Przynajmniej nie jestem jakimś odmieńcem i mamy nawet podobną historię... Ale już przestań smutać! I WANNA SEE YOU SMILE!!-przy ostatnim zdaniu wydarł się na cały głos, obrócił mnie na plecy i zaczął łaskotać. Skąd on wie, że ja mam łaskotki!? Najgorsze jest to, że wtedy śmieje się jak dzika.
-Prz...eess...taaań! Rrrrooosss!- krzyczę między napadami padaczki.Pod wpływem łaskotek zamachnęłam się nogą i kopnęłam go... Prosto w krocze...Upss?
-AAAAA! CO JA NAROBIŁAM?! PRZEZE MNIE MOŻESZ BYĆ BEZPŁODNY! I JAK MY MAMY MIEĆ DZIECI!? -panikowałam jak nie wiem co i nie zważałam na to co mówię. Gdy Ross doszedł do siebie po drastycznym wypadku, podszedł do mnie i potrząsnął.
-Ogar kobieto!
-Dobra schillowałam...Idę do kuchni po lody!-i wybiegłam jak torpeda w stronę mojego ukochanego przedmiotu- LODÓWKI. Wyciągnęłam z zamrażalnika lody, do ręki wzięłam łyżeczkę i zaczęłam jeść... Czekaaaj... Przecież to są lody orzechowe!!
-AAAA! KUFA! VANESSA! RATUUUJ!-zaczęłam się wydzierać, a moja siostra szybko przybiegła, spojrzała na pudełko lodów i zrobiła tak zwanego faceplam'a. Ja za to poczułam jak puchnie mi język, zaczęłam bardziej panikować...Van podeszła do mnie, dotknęła czoła i powiedziała:
-Lau! Ty masz gorączke! Biegiem do łóżka!
-Mmmm...Roomsssa...mmmm-próbuje coś powiedzieć.
-Nie Laura! Żadnego mentosa! Przecież ty masz spuchnięty język! Jak ty go niby chcesz zjeść!?- co za idiotkaa...
-Aleemmm mmdebilkaamm
-Co? Do kibla? To idź, a nie mi się tym chwalisz!
Nie wytrzymam zaraz! Poszłam więc do pokoju, wzięłam telefon i puściłam sobie piosenki R5. Akurat teraz leciała ,,Crazy for u", gdy usłyszałam nagle jak ktoś koło mnie śpiewa:
-,,I'm crazy, it's true! Crazy for you".
Szybko wstałam na równe nogi i stanęłam w pozycji ninja.
-Mmmm...No fyłaś ty fłamyfaczu mmmm...Jam cim pokażem, żem nie ładniem tak fpraszać siem do mego pokoju!
Poczułam jak ktoś kładzie mi ręce na biodrach i mówi:
-Przecież to ja głuptasie i nie jestem żadnym "fłamyfaczem".
Ja szybko zrobiłam obrót i walnęłam go pięścią w głowę...I dopiero teraz zobaczyłam, że to Ross, który leży na ziemi nieprzytomny...
~~~~~~~~
Witajcie ! :D
Dzięki waszym komentarzom rozdział pojawił się szybko! One naprawdę motywują! Dziękujemy wszystkim co czytają tego bloga i oczywiście tym co komentują rozdziałyy! Jesteście wspaniali <3
~Szylwia.

4 komentarze:

  1. Super rozdział :*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam zawał, tak czekałam i mam nexta!!! O taaaak <3 Olga jest szczęśliwa, Co do rozdziału to wstrząsająco cudowny, mega magiczny i uroczy :D czekam na kolejne rozdziały <33333

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział ♥♡♥♡♥
    Kocham tego blogaaaa ♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Oni są tacy cudowni, haha XD Laura jako ninja, wcześniej jako Hulk, może być ciekawie :')

    OdpowiedzUsuń